Spis treści

niedziela, 29 maja 2016

2(3)

Stephan Clandestine i jego ludzie byli wykończeni. Widział w ich postawie, że nie pociągną dłużej w siodłach, a noclegi pod chmurką powoli stawały się monotonne. Uznał, że jego kompania zasługuje na chwilę słodkiego zapomnienia, mimo że on sam marzył tylko i wyłącznie o balii z wodą i masażu zbolałych pleców. Najchętniej, wykonanego przez piękną, młodą i zdolną miejską dziewuszkę o wątpliwych zasadach moralnych.
Oddając lejce swojego wierzchowca koniuszemu, widział jak na twarzach jego ludzi malują się coraz bardziej rozochocone uśmieszki. Chyba nie mógł wybrać lepszego miejsca na nocleg. Mężczyźni będą mogli spuścić trochę ciśnienia, a później wrócą do pracy z większym zapałem. A tego wymagało od nich powierzone im przez króla Hala zadanie: zapału właśnie. Od wielu dni jechali z twierdzy Tamir do Vertigè, by móc zająć się sprawami królestwa, dopóki nie wróci królowa. Co prawda, wolałby, żeby nie było z nim wszędobylskiej Sherine, ale takie było życzenie władcy: energiczna wdówka miała zająć się sprawami dworu, a on sprawami militarnymi, co było zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że sprawa z przeklętą Sarabellą nabierała rumieńców. Rozumiał swoje zadanie i zamierzał je wykonać jak najlepiej potrafił, ale najpierw zamierzał zażyć zasłużonego odpoczynku.
- Doprawdy, Stephanie, nie mogłeś wybrać bardziej godnego damy noclegu? – spytała Sherine, nawet nie próbując ukryć oburzenia. Całą drogę paplała. Albo do niego, albo z jego rycerzami. Co gorsza, wydawało się, że ta banda baranów przepadała za lady. Pomimo swojego nastawienia do przybytku cielesnych rozkoszy, do tej pory Sheriene zaskakiwała hrabiego. Nie narzekała na niewygody związane z podróżą i ani razu nie poskarżyła się na głód, czy pragnienie. Była wyjątkowo zdyscyplinowaną podróżniczką, do czego zapewne przyzwyczaiło ją życie u boku męża-zdrajcy, który głównie działał z ukrycia. Clandestine obrócił się przez ramię, ze złośliwym uśmieszkiem na ustach odpowiadając na retoryczne pytanie damy:
- Jestem pewien, że znajdzie się dla ciebie godne posłanie w zagrodzie. Pomiędzy osłami będziesz czuła się swojsko, pani.
- W istocie, będzie mi swojsko pomiędzy osłami po tak długiej podróży w twoim towarzystwie. – odgryzła się dama ku uciesze dwóch starszych rycerzy, podsłuchujących rozmowę. Clandestine za pomocą niewybrednego gestu pokazał podwładnym, co myśli o ich poczuciu humoru, a Sherine zadarła nos do góry, wchodząc dumnie do karczmy, w której panował wyjątkowy, ale jakże domowy dla tego miejsca, chaos. Kobiety prezentowały swoje wdzięki przybyszom, a orkiestra grała przaśne piosnki wesoło i bardzo głośno. Karczmarz poganiał dwie córki, roznoszące kufle z piwem, zaś na widok gości rozpromienił się, idąc przywitać hrabiego oraz jego towarzyszkę.




- Witam, hrabio. Miło gościć cię w swoich progach. – Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. – To naprawdę wielki zaszczyt, móc gościć ludzi naszych zacnych władców. Kiedy posłałeś wiadomość o waszym przybyciu dziewczęta niewymownie się podekscytowały.
- Nie wątpię. – mruknęła pod nosem Sherine, wciąż tkwiąca przy boku hrabiego. Obawiała się, że ktoś mógłby nieopatrznie pomylić ją z panią lekkich obyczajów, jeśli nie będzie w towarzystwie kogoś z królewskim emblematem. Stephan zignorował uwagę towarzyszki, ustalając z karczmarzem szczegóły ich postoju i strawy. Zaiste, to ostatnie zamknęło usta nawet zrzędzącej Sherine. Była głodna jak wilk i nie ustępowała apetytem żadnemu z podróżujących. Zajadali się, aż im się uszy trzęsły, plackami kukurydzianymi z wieprzem, ubitym specjalnie na ich przyjazd. Nim dobrneli do końca kolacji, przy stole Clandestina pojawił się nieznajomy mężczyzna. Był trochę młodszy od hrabiego i miał północny akcent, co w parze z ciemnym zarostem, kiedyś równo przystrzyżonym z linią wydatnej szczęki, teraz zaniedbanym, tworzyło dziwaczne połączenie.
- U góry ktoś na ciebie czeka.
- Synu, nie przypominam sobie, żebym zamawiał towarzystwo do łóżka. – odparł hrabia, wyjadając resztkę mięsa ze swojej porcji. Palce i usta miał tłuste, ale brzuch cudownie pełny. Natomiast ten młodzik zaczynał go mierzić swoją nachalnością, gdyż nie pozwalał cieszyć się wieczorem wolnym od zmartwień. Całej rozmowie uważnie przyglądała się lady Sherine. Oj, gąsko, masz ochotę na tego egzotycznego młokosa, z ukontentowaniem pomyślał hrabia.
- Mówiła, że tak powiesz. – Mężczyzna niezrażony obcesowym potraktowaniem wyciągnął z kieszeni pierścień, pokazując go ukradkiem hrabiemu. Ten od razu wstał, przewracając krzesło w tył  i złapał jegomościa za fraki.
- Skąd to masz?! – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Od właścicielki, która bezpiecznie czeka na ciebie w pokoju na piętrze. – Odpowiedź nieznajomego była pozbawiona wszelkich uczuć. To nie spodobało się Clandestinowi. Wiedział, że nie polubi tego młokosa, który nie wykazał ani trochę strachu przed wielkim ego hrabiego. Mimo niechęci, postawił przeciwnika na deskach karczmy i poszedł za nim po schodach, na piętro przybytku. Za nimi, jak cień, podążała Sherine. Widziała pierścień z królewskim herbem, który tak umiejętnie pokazał Stephanowi i musiała przekonać się na własne oczy, czy Oleandra rzeczywiście tu jest. 






Dojrzawszy królową, stojącą w migoczącym świetle, które dawała jedyna świeca w pokoju, lady ruszyła w jej kierunku. Ujęła dłonie władczyni, zapominając początkowo o obowiązkowym ukłonie. Oleandra powstrzymała jednak przed tym gestem, uściskawszy przyjaciółkę.
- Jak dobrze was oboje widzieć. – Lea skinęła głową hrabiemu na powitanie, a potem przedstawiła swojego towarzysza. – To Irman. Uratował mnie z rzezi na weselu i przyprowadził aż tu. Clandestine, nie patrz na niego tak podejrzliwie. Wiem, że jest... – Królowa odchrząknęła, szukając odpowiedniego określenia, które dyplomatycznie opisywałoby bezczelny charakter jej towarzysza. – Charakterny, ale udowodnił, że można mu ufać. –  Oleandra uśmiechnęła się, rzucając Irmanowi tajemnicze spojrzenie. Z jakiegoś powodu postanowiła zostawić opowieść o jego niecnych zamiarach sprzed kilku dni dla siebie. Mężczyzna nie wydawał się być tym specjalnie przejęty, chociaż przez krótką chwilę na jego twarzy malował się cień zdziwienia słowami Oleandry.
- To się jeszcze okaże.  – zawyrokował hrabia, zakładając ręce na siebie. To również nie zrobiło większego wrażenia na Irmanie, najwyraźniej groźby potężnych możnowładców były dla niego codziennością. Co dziwne, Oleandra naprawdę była w stanie w to uwierzyć. Zajęła miejsce na łóżku, sadzając lady Sherine obok siebie. Tyle miała jej do powiedzenia, tyle pytań do zadania. Clandestine, zachowując rezerwę, wybrał pozycję stojącą, oparłszy się o wiklinowy kosz, najpewniej przeznaczony na ekwipunek pracujących w tym pokoju na co dzień panien. Natomiast Irman wrócił do swojego miejsca na parapecie, gdzie zabrał się za pałaszowanie zwędzonego z karczmy jabłka. Nie wtrącał się w rozmowę, ale chociaż wydawał się być pochłonięty słodką przekąską i później kontemplowaniem kształtu księżyca, Oleandra wiedziała, że dokładnie przysłuchiwał się ich rozmowie. Właściwie, powinna była go wyprosić. To wydawało jej się jednak wyjątkowo nie na miejscu, w sytuacji, gdy to właśnie Irman odpowiadał za jej bezpieczeństwo i był logistykiem jej podróży do Devon. A idąc logiką Clandestina, jeśli stałby się dla niej zagrożeniem, mogła się go pozbyć po dotarciu na miejsce, nim zdąży przekazać wiadomość dalej, bo w końcu póki są razem miała nad nim jako-taką kontrolę.
Żadne z nich nie odważyło się tej nocy mówić pełnym głosem, pomimo zamkniętych szczelnie drzwi. W grę wchodziła zbyt duża cena, by przekonywać się ile prawdy jest w powiedzeniu: ściany mają uszy. A do omówienia było wiele. Początkowo królowa wypytywała o wydarzenia z feralnej nocy weselnej. Chciała wiedzieć, co ustalono i co się stało dalej. Ze smutkiem przyjęła informacje o ofiarach, które tamtej nocy dokonały żywota. A tych, niestety, nie było mało. Później, Sherine opowiedziała o życiu w Tamir: o tym, jak radzi sobie z zarządzaniem Elisa, a jak z nową sytuacją oswajały się córki Sherine, które zostały pod czujnym okiem Królowej Matki i mamek w Ravell. Clandestine został zamęczony pytaniami o Hala i o jego decyzje. A następnie ona opowiedziała o wszystkim, co wydarzyło się owej feralnej nocy i o tym, co działo się dalej.
Nim nastał świt zebranie królewskiej rady w okrojonej wersji zdecydowało, że Clandestine i jego ludzie ruszą z Oleandrą i Irmanem przez kilkanaście mil, w terenie, w którym będzie im trudno się ukryć, a mogą potrzebować wsparcia militarnego, a na rozstaju dróg, tuż przy górskiej przełęczy, będącej naturalną granicą dwóch państw ruszą w swoją stronę, na wschód. Nawet Irman przyklasnął temu pomysłowi nim zasnął jak kamień. Oleandra nie zdążyła się dobrze położyć, gdy zauważyła że towarzysz śpi. Rozplątując warkocz, przyjrzała się jego pogrążonej we śnie osobie. Ze zdziwieniem odkryła, że odkąd się poznali, nie miała okazji dokładnie spojrzeć na jego sylwetkę. Bez ironicznego uśmieszku, błąkającego się po ustach wyglądał dziwnie, tak jakby obco. Złośliwa poza była do tej pory wszystkim, co Oleandra widziała w towarzyszu. Teraz widziała też ślady jego odwagi, rysujące się na skórze mężczyzny wszędzie tam, gdzie koszula odkrywała chociażby odrobinę ciała Irmana. Królowa wciąż pamiętała też okropne blizny, jakie dostrzegła przy ostatnim ich postoju. Zastanawiała się, jaka historia kryje się za nimi, jak i innymi śladami na ciele jej towarzysza. Próbując wyobrazić sobie niesamowite historie wojenne, zasnęła,  porwana światem pełnym pięknych księżniczek, dam i okropnych smoków.




Podczas gdy Hal zbierał armię, a Oleandra pod opieką Irmana i pod chwilową eskortą ludzi Clandestina przemieszczała się w stronę Devon, Florence docierała do zachodnich połaci królestwa Hala. W jej głowie wciąż rozgrywały się dramatyczne wydarzenia ze ślubu kuzyna. Tamtej nocy Edam uratował ją i Elisę. Walczył w ich obronie dzielnie i zaciekle jak wilk, chociaż przeciwników było więcej. Widziała, jak inne kobiety, w napadzie histerii uciekały lub padały martwe od zagubionych ciosów, podczas gdy mężczyźni starali się robić wszystko, by uspokoić sytuację i uratować swoje damy. Florence nie miała już męża, a wszyscy mężczyźni, do tej pory tak chętni do flirtów i romansów, nagle przestali się nią interesować. Nie, żeby była głupią gąską, oczekującą tłumu chętnych do pomocy rycerzy z rozległymi włościami i książęcym tytułem, choć by nie pogardziła, ale miała nadzieję, że chociaż jeden z nich będzie pamiętał o Florence, torując sobie drogę ucieczki. Tymczasem, jedyną osobą, która o niej pamiętała, był Edam. To on rzucił się jej na ratunek i wyciągnął ją z zaatakowanego pałacu. I to on zabrał ją z dala od niebezpieczeństw wojny.
Jak wyjaśnił jej po drodze, ten atak miał być tylko jednym z wielu. A im bliżej siebie była rodzina królewska, tym łatwiejszym celem stawali się dla wroga. To było logiczne wyjaśnienie, na które mógł wpaść tylko ktoś ze zmysłem wojennym Edama, ktoś kto spędził tyle długich lat na wojaczce, wśród taktyków i szpiegów.  Z każdym dniem zaczynała bardziej przekonywać się do przyjaciela Hala. Był zabawny, odważny i traktował ją jak prawdziwą damę. Gdy dotarli do zamku, który miał stać się jej domem na najbliższe tygodnie, Florence nie mogła opanować radości. Nie była kobietą, nadającą się na niewygodne podróże. Brakowało jej spania w miękkiej pościeli, czystych ubrań i gorących kąpieli, o czym nie omieszkała informować każdego, kto był chętny do słuchania. Lub nie.
- Och, jak dobrze, Edamie, że w końcu dotarliśmy. Myślałam, że ta droga nigdy się nie skończy! – stwierdziła księżniczka z ulgą, zawiesiwszy ramiona wokół szyi przyjaciela. Widziała jego zakłopotanie, zresztą nie pierwszy raz, lecz Flo nigdy nie była powściągliwa w okazywaniu emocji. Nie robiła sobie też nic z potępiających spojrzeń przechodzących po zamku dam. Okoliczne arystokratki, zwłaszcza niezamężne, zebrały się w zamku na wieść, że Edam odwiedzi swoje włości. Wszystkie miały chrapkę na przystojnego arystokratę. On jednak wydawał się być zapatrzony w śliczną Florence. Rozkazał, by przygotowano jej najwygodniejszą komnatę blisko jego własnych kwater, tłumacząc to jej królewskim pochodzeniem i potrzebą pilnowania bezpieczeństw kuzynki króla, która, jakby na to nie patrzeć, była następna w kolejce tronu, póki Hal nie miał dzieci.
- Nadal ci nie przeszło? Na naszych ludzi jej urok przestał działać gdzieś koło piątego dnia jej zrzędzenia. – stwierdził zgryźliwie okoliczny szlachcic, widząc jak jego lennik daje się owijać wokół palca młodej księżniczce.
- Jak wyłączysz słuchanie w odpowiednim momencie, to nie da się oprzeć jej urokowi. – odparł Edam. Jego słowa miały być jego radą dla wielu mężczyzn na dworze. Zorganizowano nawet skromny bankiet, by uczcić przybycie Florence i właściciela włości. Nie chciano wydawać pieniędzy na zabawy w czasach tak niepewnych i niebezpiecznych. Król na pewno by tego nie poparł, ale Flo przekonała Edama, że taki bal to idealna okazja do pokazania swojej siły, by ziemscy posiadacze mu podlegli nie sądzili, że jest słabym człowiekiem. Tak więc zrobił. A skoro o królu już mowa, Hal wysłał przyjacielowi list. List ten doręczył pryszczaty posłaniec, pędzący jak na złamanie karku. Przejęła go Florence, która uznała to za idealną wymówkę, by zakraść się do komnat Edama. Szlachcic przeczytał list, jednak odpisał na niego dopiero, gdy zaczęło świtać, a naga Florence w końcu zasnęła, najwyraźniej ukontentowana tym, jak wypełnił jej czas nocnej bezsenności.

„Przyjacielu,
Nie sądziłem, że wisi nad nami aż tak ogromna groźba. Rozesłałem już wici gdzie trzeba i osobiście zajmę się werbowaniem żołnierzy. Trzeba wygrać tę walkę bez względu na wszystko. Jestem przekonany, że Bóg jest po Twojej stronie i dopomoże Ci we wszystkim. Wkrótce wyślę pierwszych ludzi, a gdy zajdzie taka potrzeba, osobiście dołączę do Ciebie na polu walki i zrobię to z przyjemnością, wszak znasz mnie i moje zamiłowanie do dobrej bitki.
Chociaż... sprawy nie wyglądają już tak jak kiedyś. Byłem lekkomyślny i zależało mi tylko na zabawie: czy to balowej, czy też w wojaczce. Teraz bardziej zależy mi na bezpieczym powrocie do domu. Odkąd goszczę Florence, czuję, że moje miejsce jest u jej boku. Wiem, że to niebezpieczny czas i nie sprzyja on sercowym podbojom, jednak groźba nad głową Twojej kuzynki uświadomiła mi, jak bardzo mi na niej zależy. Stąd też moje pytanie: czy udzielisz mi zgody, bym ją poślubił? Oczywiście, nie będę pospieszał ślubu, wszystko odbędzie się w spokojniejszym i bezpieczniejszym świecie, ale jesteś jej jedynym opiekunem i jednocześnie moim najbliższym przyjacielem, dlatego to do Ciebie zwracam się z tą prośbą.
Oczekuj oddziałów pod moją chorągwią. Bądź zdrów, królu. Niech zdrowa będzie i królowa.
Edam.”





Nie tylko Edam otrzymał list w tych dniach. Również Oleandra była adresatką pewnej dziwnej wiadomości, której nadawcą nie mógł być nikt inny niż Sarabella we własnej osobie. Bo nikomu innemu nie mogło tak zależeć na zniszczeniu zaufania Lei do własnych ludzi.
Tego dnia znów wyruszyli, skoro świt. Tak robili od czterech dni, odkąd wyruszyli z niesławnej karczmy, w której się spotkali. Ostatni ich nocleg nie był tak wygodny, jak poprzednie: spali w starej, opuszczonej szopie, która nie dawała zbyt szczelnej ochrony przed ostrym powietrzem, coraz bardziej górskim. Tak też rano żaden członek kompanii Oleandry nie był zadowolony, nawet gdy posilili się świeżym kozim serem, który dostali w prezencie od okolicznego pasterza. Syn tegoż mężczyzny zaczepił Oleandrę nim wyruszyli i podał jej kopertę, zawiniętą czerwoną tasiemką.
- Co to jest, kochanie? – spytała królowa, kucając do chłopca.
- List. Trzy dni temu dał mi go pan, i kazał przekazać młodej, ładnej pani, która zapuści się tu w towarzystwie innej pani i bogatego hrabiego. Musiało mu chodzić o ciebie, pani.
- Wiesz kim jestem? – Oleandra nabrała podejrzliwości. Rozejrzała się, jakby nadawca tego listu mógł znajdować się w pobliżu.
- Ładną panią... – Chłopiec wyglądał na zakłopotanego, gdy wiercił nóżką w mokrej trawie. Królowa uśmiechnęła się, odgarniając proste, długie do ramion kosmyki małego pasterza. Zdjęła z szyi swój szary szal i owinęła nim szyję chłopca, widząc, że zarówno on i jak i jego ojciec nie byli odziani na tak surowe warunki.
- Dobrze zrobiłeś, że przekazałeś mi ten list. Kiedyś jeszcze się zobaczymy. A teraz zmykaj i uważaj na siebie. – Po krótkim pożegnaniu królewska wyprawa ruszyła w drogę. List spoczywał za pasem królowej. Bała się go otworzyć i biła się z myślami, czy komuś o powiedzieć o tej dziwnej sprawie.
- Ten mały przypominał mi moje córki. – westchnęła Sherine ze swojego wierzchowca. Owdowiała matka dwóch córek musiała bardzo tęsknić za Fiorą i Maxime. Obie dziewczynki zostały przy  Elisie, by były bezpieczne. Przeprawa do Vertige nie była bezpieczna dla dorosłych, a co dopiero dla dwóch małych dziewczynek. Dalszej części rozmowy Oleandra nie słyszała, bo jej świat zaczął wirować. Zaciskając dłonie w pięści, mimowolnie ściągnęła lejce, zatrzymując gniadą klacz, na której podróżowała. 
- Co się stało, pani? – Rycerz hrabiego, który jechał u jej boku zatrzymał się również, rozglądając się z uwagą po otoczeniu.
- Nie powinniśmy się zatrzymywać. – zauważył najstarszy z podróżujących, ale Oleandra miała w królewskim poważaniu jego uwagi. Pośród pejzaży północnych wzgórz i pastwisk cały świat królowej zatrząsł się w posadach. Nadawca listu, a właściwie nadawczyni, niemal z całą pewnością taki miała zamiar; by zburzyć zaufanie Oleandry do najbliższych jej ludzi, by nie mogła pokładać nadziei w którymkolwiek z doradców, i w końcu, aby Vertige stało się tak bezbronne jak tylko mogło. Z każdym przeczytanym przez Oleandrę słowem tak właśnie się stawało: królowa wpadała w czarną dziurę niezrozumienia i dezorientacji.


2 komentarze:

  1. Steph i Sherine są udani xD Lubię te ich przepychanki słowne.
    Z każdym słowem coraz mniej ufam Irmanowi. Zaczynam myśleć, że to on wydał Oleandrę i to on przekazał Sarabelli informacje gdzie aktualnie przebywają. No bo jeśli nie on, to kto? Skoro posłaniec został poinformowany, że przybędzie tu taka kobieta, to Sarabella musiała wiedzieć o ich planach. Pytanie, skąd? Kurde, coraz bardziej intryguje mnie ten Irman. Bo coś mi się wydaje, że nie powiedział nam o sobie wszystkiego.
    No i ciekawi mnie, co było w tym liście! W jaki sposób Sarabella chce zniszczyć zaufanie Oleandry do swoich ludzi? Czyżby wyznała, kto wydał Ole?

    Spodziewałam się, że Edam i Flo prędzej czy później się jakoś ołączą. Czuć było, że Edama do niej ciągnie, ale nie jestem pewna, czy to uczucie jest odzwzajemnione. Odniosłam wrażenie, że ona się nim zainteresowała tylko dlatego, że jako jedyny zwraca na nią uwagę. Nie jestem pewna, czy gdyby w kolejce o jej rękę stanęło kilku facetów, to wybrałaby Edama... Poza tym w dalszym ciągu nie umiem się do niej przekonać i miałam nadzieję, że Edam znajdzie kogoś bardziej wartościowego. Nie widzę zbyt wiele wartości w tej Flo:D

    Czekam na kolejny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam Ci, że ja lubię pisać ich perypetie i kłótnie. Całkiem mnie to bawi ;D.
      O widzisz, bo ten nasz Irman to nie będzie standardowy bohater. Tu może się podziać ciekawie. A przynajmniej taką mam nadzieję. Ale niczego nie będę zdradzała za wczas.

      Tak, w sumie Edama od początku go do niej ciągnęło i zobaczymy, co będzie dalej. Ale masz na pewno w jednym rację: Florence nie wybrałaby Edama ot tak. Ciekawa jestem, czy koniec końców zmienisz do niej nastawienie ;)

      Usuń

Obserwatorzy