Spis treści

sobota, 30 maja 2015

2.

- Proszę mi wybaczyć, ale nie jestem pewna dlaczego ktoś miałby padać przede mną na kolana. Chociaż ta trójka mogłaby za zniszczenie mi wieczoru – dopowiedziała śmielszym tonem Lea, zakładając ręce na siebie, gdy Edam ją uwolnił. Dziewczyna spotkała wzrok swojej gospodyni. Była kobietą w średnim wieku. Młodość miała już za sobą, jednak wciąż była bardzo atrakcyjna. Odrobinę
za ostre rysy twarzy łagodziły kosmyki jasnych włosów, luźno wychodzące z upięcia. Prosty, zgrabny, ale wydatny nos kobiety, wysoko uniesione brwi, bardzo wydatne kości policzkowe i lodowatoniebieskie oczy nadawały jej wyjątkowo złośliwy wygląd.
- Raczysz mi to wyjaśnić, pani? A wy, na litość Boską, wstańcie! – Lea rozmasowała nadgarstki i z niecierpliwością odgoniła od siebie, klęczących mężczyzn. Kobieta uśmiechnęła się, co nadało jej twarzy jeszcze bardziej ironiczny wyraz.
- Oczywiście, dziecko. Usiądź wygodnie. To będzie długa i emocjonująca opowieść. – kobieta zajęła miejsce naprzeciw Lei i poprawiła śnieżno białą suknię z niemal gorszącą ilością koronki i fantazyjnymi krynolinowymi dodatkami przy rękawach. Znów przepych ścierał się boleśnie z kiczem. – Nazywam się Lady Elisa. Ten dom jest twoim schronieniem i będziesz go teraz bardzo potrzebowała.
- Dlaczego?
- Racz nie przerywać, gdy do ciebie mówię. Wychowano cię jako Leę Artem, córkę Ruth and Bernolda Artem. Jednak to nie oni sprowadzili cię na ten świat. Twoi prawdziwi rodzice nazywali się Warold i Mercia. Król Warold i królowa Mercia. – podkreśliła Elisa, powodując, że oczy Lei rozszerzyły się jeszcze bardziej niż na początku. – Byli władcami Vertigè, dopóki rebelianci nie przejęli kraju, a twoich rodziców skazali na śmierć.  Nie wiem jak dobrze znasz się na geografii..
- Wiem, że Vertigè graniczy z Ravell.
- … - Elisa postanowiła zignorować kolejne wtrącenie dziewczyny i kontynuowała, odgarniając kosmyk jasnych włosów, uciekających z upięcia - Wtedy też jeden ze sług twoich rodziców zbiegł z tobą do Ravell i osiadł tu z żoną, Ruth. Twoi rodzice to tak naprawdę twoja służba z dzieciństwa. Urodziłaś się jako Oleandra, córka Warolda i Merci. Pierwsza z rodu Quesenno, władczyni Vertigè, pani Alastru i królowa księstw zjednoczonych z Vertigè. – Elisa wyrecytowała te tytuły jakby czytała tytuły książek w biblioteczce za plecami Lei. Jakby te tytuły nie wywracały życia dziewczyny do góry nogami. – Twoi rodzice byli dobrymi władcami. Pobłażali swojemu ludowi. Skupiali się na dyplomacji, nie na wojnach. Starali się nie zauważać arystokracji, która spiskowała przeciwko nim. Nie chcieli być żelazną pięścią sprawiedliwości. Chcieli być miłosierni. Cóż, skończyło się dla nich to tragicznie. Rebelianci pod wodzą barona Theolewa zawiązali spisek przeciwko twoim rodzicom. Rozpętała się wojna domowa. Istne piekło. Piekło, którego nie był w stanie opanować żaden władca, nieważne jak dobry. Zginęli za świat w jaki wierzyli. A teraz ty, pani, musisz przejąć tron. – w tym momencie Elisa sama wstała i skłoniła się Oleandrze. Dziewczyna zamrugała kilka razy, nie rozumiejąc, co do niej mówiono. Nie docierało to do niej. Wstała z miejsca i dopadła do drzwi, prowadzących na taras. Czuła, że się dusi. To było za dużo na jeden nastoletni umysł.
Oparła dłonie o zimny marmur tarasowej barierki i spojrzała w ciemność. Spojrzała w stronę, gdzie najprawdopodobniej było jej królestwo. Na Boga, nie była żadną królową! Nie chciała, nie mogła w to wierzyć. Po mniej-więcej kwadransie, Lea poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Za nią stanął Edam. Przyniósł koc, którym przykrył marznące ciało, no cóż, najwyraźniej - królowej.
- Wasza wysokość, chciałem cię przeprosić. Za porwanie i za to wszystko, co musiałaś dziś przeżyć. Ale nie było innego sposobu… - Oleandra uniosła dłoń, uciszając towarzysza.
- Nie nazywaj mnie w ten sposób. Nie jestem żadną królową. Nie chcę tego.
- Pani, proszę, wiem, że to zbyt wiele na jeden raz – dłoń Edama nie zacisnęła się lekko na ramieniu królowej. Spojrzał na nią z rosnącym napięciem w oczach. – W twoim królestwie źle się dzieje. Ludzie cierpią. Ludzie, którzy są twoimi poddanymi. Ci ludzie, którzy przez ponad siedemnaście lat nie zapomnieli o istnieniu swojej księżniczki. Ci ludzie, którzy cały czas wierzą w jej powrót. Wierzą w twój powrót, Leo. – głos Edama był znów cichy i przyjemnie niski. Chociaż spokojny, niczym kojący lek na pękającą głową Oleandry, było w nim czuć napięcie, ekscytację.
- Ale ja do tej pory nie miała pojęcia o ich istnieniu. Nie wiem, jak być królową. Nie potrafię.
- Chodź ze mną. Chcę, byś kogoś poznała. – Edam wziął królową za rękę i wprowadził z powrotem do willi. Sprowadził ją w podziemia, gdzie w winnicy słychać było jakiś gwar. Z każdym ich krokiem nasilał się. Nim Edam otworzył drzwi, Lea zatrzymała go w pół kroku.
- Poczekaj, kim ty jesteś w tej układance?
- Przyjacielem.
- Jak się naprawdę nazywasz?
- Mówiłem już. Edam. A teraz chodź, nie ma czasu – chłopak pchnął drzwi i wszedł do środka. Oczom Lei ukazała się przyjemna piwniczka pełna beczek z winem i teraz także pełna mężczyzn. Starszych, młodszych, bogatych i biednych. Centrum ich sporu był stolik, na którym leżała rozłożona mapa, najprawdopodobniej Vertigè. Edam odchrząknął znacząco, odgarniając ciemne fale, układające się niesfornie na jego głowie.
- Panowie, pozwólcie, że przedstawię wam kogoś – zaczął wyjątkowo jak na siebie donośnym tenorem i odsłonił Leę, która stała za jego plecami, jak dziecko, chowające się za plecami matki. – Przed wami stoi Oleandra Quesenno. Prawowita władczyni Vertigè! Po tym przedstawieniu nastąpił ponowny wybuch gwaru. Tym razem, każdy z mężczyzn chciał się przywitać z królową i złożyć jej hołd. Oleandra była bliska ucieczki. Patrzyła na tych nieznajomych z przerażeniem, cofając się coraz bardziej w stronę drzwi. Jeden z mężczyzn, wyjątkowo przystojny, jedyny który do tej pory nie odezwał się ani słowem, krzyknął ponad głosami przekupnych mężczyzn:
- Cisza! Wstydźcie się! Nie wy powinniście przemawiać. A już na pewno nie jak ostatnie przekupki! – najwyraźniej mężczyzna ten był kimś ważnym, gdyż cała reszta słuchała go z pokorą – nikt nie powiedział, że Oleandra postanowi wziąć ten urząd. Kobieta nie powinna sama zasiadać na tronie. Bez męża w ogóle nie powinna się brać za odzyskiwanie tronu. Czasy są jednak niepewne i nie możemy czekać. – tu mężczyzna w końcu obrócił się w stronę Lei i kocimi oczami świdrował jej bladą twarz. Przekroczył całą piwniczkę ledwie kilkoma krokami. Był bardzo wysoki, krótko obcięty, o bardzo śniadej karnacji. – Nazywam się hrabia Stephan Clandestine, pani. I jestem twoim poddanym. Ja i moi towarzysze wierzymy w to, że dynastia powinna być zachowana. Wierzymy w to, że teraz, gdy cię odnaleźliśmy i gdy Lady Elisa jest w stanie wesprzeć naszą armię swoimi najemnikami, możemy odzyskać twój tron. Zgódź się przyjąć naszą pomoc i wstąp na tron. To wszystko o co prosimy za dozgonny hołd lojalności. – Clandestine powoli ukląkł przed Oleandrą. Za nim poszła po kolei cała reszta stowarzyszenia w piwniczce. Nawet Edam uklęknął. Wszyscy, poza Clandestinem, spuścili wzrok.
Oleandra patrzyła na ten hołd, oddychając głęboko. W jej piersi zbudziło się coś dziwnego, coś czego nigdy nie czuła wcześniej. Odpowiedzialność za tych ludzi, królewskie poczucie siły i chęci odzyskania swojego dziedzictwa. Poruszając bladymi wargami, stała chwilę, niepewna czy to uczucie nie zwali jej z nóg. Nic takiego się jednak nie stało. Za to położyła dłoń na ramieniu Clandestine i spojrzała w jego oczu już bez przestrachu.
- Zatem pokażcie mi co zrobić, bym mogła pomścić moje i wasze krzywdy.

10 komentarzy:

  1. Witaj. Trafiłam do Ciebie już wczoraj, ale dopiero dzisiaj udało mi się znaleźć trochę czasu, by skomentować :).
    Powiem Ci, że jestem pod miłym wrażeniem Twojego opowiadania. Piszesz ładnie i tworzysz ciekawą historię. Umiesz dobrze przedstawić wykreowany przez Ciebie świat, dialogi wychodzą Ci naturalnie. Ogólnie lubię opowiadania w takich klimatach, więc przykułaś moją uwagę. Oleandra mnie intryguje, ciekawią mnie jej dalsze losy.Droga do tronu pewnie nie będzie łatwa... Eh, jestem strasznie ciekawa, jak to wszystko przedstawisz :). Liczę na jakieś walki, bitwy, starcia między frakcjami... xD.
    Czekam na kolejny rozdział, życzę dużo, dużo weny i przy okazji zapraszam do siebie na www.kochankakardynala.blogspot.com - będzie mi miło poznać Twoją opinię. Pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa! To niesamowicie motywujące. Cieszę się, że ta historia, która w sumie w ciągu sekundy zrodziła mi się w głowie przypadła Ci do gustu. Mam nadzieję, że kolejne moje plany wobec Oleandry i całej reszty ferajny również Ci się spodobają. A biorąc pod uwagę, że zaczyna się sesja to pewnie czego jak czego, ale weny i ochoty do pisania mi nie braknie xD
      Biegnę zobaczyć, co słychać w Twoim świecie.
      Zapraszam ponownie i pozdrawiam serdecznie ;)

      Usuń
  2. Zaczyna być ciekawie. Zwykle wolę, jak akcja odrobinę ślimaczy się z początku. Ty zaś ruszyłaś z kopyta. Myślałam, że będzie mi to przeszkadzać, ale skoro uraczyłaś nas taką znakomitą historią... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe, wspaniałe! Należą Ci się oklaski, ponieważ łatwo tutaj wyczuć, iż doskonale wiesz, o czym piszesz. Znasz terminologię historyczną i zaczynasz zagłębiać się w politykę sprzed wieków, co nie jest rzeczą banalną. Trzeba się orientować.

    Zakochałam się w postaci Elisy. Taka silna, stanowcza babka, która mądrością zapewne przewyższa niejednego mężczyznę (cóż, z reguły to kobiety kierowały historią tego świata zza zamkniętych drzwi królewskich sypialni... :D)
    Jestem niezmiernie zaciekawiona i własnie idę po cieplutką kawę, a później... Kolejny i kolejny rozdział!

    Pisz dalej! Błagam :)

    Meredith, mirkwood-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasy twojego opowiadania są niemal tak straszne jak u mnie w "Prawdziwej Legendzie". Pytanie tylko czy u ciebie całość - prawa, państwa, władcy są wymyślone tylko i wyłącznie przez ciebie, czy jednak to jakiś FF, albo coś zaczerpnęłaś z historii?
    Jak usłyszałam, że kobieta bez męża to się nie powinna brać za odzyskiwanie tronu wcale, to... gdybym stała koło tego faceta, to bym go z pewnością zdzieliła przez łeb, najlepiej zdjętym ze stopy butem i chciałabym być wtedy w traperach, albo jakiś ciężkich trepach.
    Teraz już wiem czemu dziewczynę porwano i co od niej chcą. Szybko jej się tej władzy zachciało. Trochę dziwne, że nie pragnęła wrócić do poprzedniego życia, ale... no królestwo, bycie królową... to była kusząca oferta, której najwidoczniej nie mogła się oprzeć. Ciekawa jestem czy jej przyszły mąż będzie równie kuszący, bo będzie jakiś mąż, prawda?
    Póki mam czas, to lecę do kolejnego, bo to jedno z lepszych opowiadań na jakie trafiłam, jeśli chodzi o te "niedzisiejsze", a ja czasami lubię to co takie "niedzisiejsze".

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wcale się nie dziwię, że Oleandra poczuła się początkowo oszołomiona sytuacją, która ostatecznie jednak jej nie przerosła. Dobrze, że "obudziła się" w niej królowa.
    Historia coraz bardziej mnie wciąga :)
    Przy okazji, zachwycający szablon!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka nagła rewolucja w życiu może człowieka skołować, to prawda. Ale królewska krew zawsze się odezwie.
      Dziękuję bardzo ;)

      Usuń
  6. Witaj!
    Naprawdę jestem pełna podziwu i zarazem uznania. Dobrze widać, że znasz się na rzeczy. Szczerze mówiąc mi samej bardzo trudno byłoby opisywać czasy średniowieczne, a chodzi tu głównie o stronę polityczną, jak i nie tylko. Kurcze, Lea to tak naprawdę... Nie Lea. Czytając rozdział co chwilę podśmiechiwałam pod nosem, że bardziej zaskoczyć mnie już nie możesz, a jednak :D
    *może u siebie za bardzo kulturalna nie jestem, ale tu będę :D*
    Pozdrawiam, dużo weny! Jutro wpadnę przeczytać kolejny rozdzialik ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, ile komplementów!
      Rzeczywiście, czasy średniowieczne, czy około średniowieczne to coś, co mnie interesuje, ale nie jestem żadną znawczynią. Przeczytałam kilka książek, zobaczyłam parę filmów i seriali ;)
      Cieszę się, że jestem w stanie Cię zaskoczyć ;P mam nadzieję, że dalej też będę to robić.
      Spokojnie, za dużo kultury też nie jest dobre. Czasem człowiek musi sobie rzucić panią lekkich obyczajów ;D

      Usuń

Obserwatorzy