CHAPTER 2
Dzwony biły żałobną pieśń w całym królestwie. Nim świt zalał horyzont, we wczesnej jutrzence sen rozdarła tragiczna informacja. Król odszedł. Państwo zostało bez ukochanego władcy. Jak mówiła plotka, Mortimer po północy wezwał do siebie najbliższych doradców i żegnał się z nimi czule jeden po jednym. Żegnał się z synem, mając nadzieję, że młody królewicz się opamięta. Jednak król opuścił świat żywych ze smutną myślą. Zafrasowany tym w jakich rękach zostawia swój naród.
- Wstawaj – gorączkowy szept i czyjeś zimne dłonie, ściągające kołdrę z łóżka obudziły Leę. Dziewczyna była nieprzytomna. Nie sypiała pełnych nocy od pamiętnego wieczoru, gdy możnowładcy Vertigè przyrzekli swej królowej posłuszeństwo. Teraz jednak dzwony natrętnie wbijały się w świadomość młodej władczyni, a ostry szept Elisy wiercił dziury setką lodowych igiełek w jej umyśle.
- Już… co się dzieje? – zaspana usiadła na łóżku, przecierając twarz dłońmi. Musiała się rozbudzić,
żeby zorientować, co oznacza muzyka, płynąca z zewnątrz. – Król umarł. – stwierdziła roztropnie Lea, odgarniając potargane snem włosy. Kręcąca się po pokoju Elisa spojrzała na nią z politowaniem.
- Twój umysł jest ostry jak brzytwa. Z taką prędkością myślenia trudno przyjdzie ci rządzenie państwem. Tak, oczywiście, że umarł. Ubieraj się, są wieści od Stephana i mojego syna. – w poświacie wschodzącego słońca Elisa wyglądała jak anioł ze szkła, jeden z tych, które pieczołowicie zbierała matka Oleandry. To znaczy, pani Artem. W białej, jak zwykle sukni, z rozszerzanymi rękawami i głęboko wyciętym dekoltem, ozdobionym ogromnym diamentowym wisiorem prezentowała się nienagannie. Dzisiaj jednak twarz Elisy nie była jak zwykle alabastrowa i marmurowo pozbawiona wyrazu. Na ostro zarysowanych policzkach wykwitły wypieki.
- Eliso, jakie wieści? – zainteresowanie Lei nie było przypadkowe.
- Musisz jak najszybciej wyruszyć w drogę. Ubieraj się, powiem ci wszystko w powozie. – opiekunka wygoniła gestem królową, wręczając jej naręcze z sukniami i wołając służkę z balią z wodą. Osobiście zadbała, by służba nie traciła czasu, pakując ich walizki. Wkrótce obie kobiety, eskortowane przez jednego z możnowładców Vertigè jechały w stronę granic państwa. W zupełnie odwrotną stronę niż większość mieszkańców Ravell, zjeżdżających się, by oddać hołd zmarłemu władcy.
Wojna nie jest patosem, opiewanym w tylu utworach wielkich artystów. Wojna jest obrzydliwością, pachnie strachem i wypełniona jest krzykami, jakże niemęskimi błaganiami o litość. Wojna to strach i krew. W Ravell ostatnio tego nie brakowało. Rebelianci nie spodziewali się ataku. Rządzący w Radzie Możnych nie sądzili, że ich władza może być zagrożona w jakikolwiek sposób. Owszem, każdy w królestwie słyszał opowieści o Zaginionej Królowej, ale wszyscy sądzili, że to tylko bajki, opowiadane dzieciom na dobranoc. Jakże wielkie było ich zdziwienie, gdy pewnego dnia młoda panienka zadeklarowała prawa do tronu Vertigè. Przecież przeżycie królowej graniczyło niemal z cudem.
Oczywiście, Rada próbowała podważyć prawdziwość jej roszczeń. Nie mieli wszak pewności, że ta dziewczyna to zaginiona Oleandra. Jej rodziców jednak rozpoznało wielu mieszkańców miasta, wiedzieli oni o ich ucieczce z dzieckiem. Królowa w dodatku była rażąco podobna do ojca. To samo stalowe spojrzenie w sarnich oczach, ten sam odcień włosów ten sam, silny ton głosu. Znów usta odziedziczyła bez dwóch zdań po matce. Usta, którymi za życia Merci zachwycało się całe królestwo. O których mówiło się, że nie mogą skłamać. Pełne i duże, rozciągnięte w łobuzerskim uśmiechu typowym dla rodzica Oleandy. Poza tym, królowa miała jeszcze kilka dowodów, między innymi bliznę, zostawioną na ramieniu przez rebeliantów. Miała przy sobie również królewski sygnet oraz listy od rodziców z ostatnich dni ich życia. Nawet jeśli był to fortel, dla Rady był on nie do podważenia.
Poza tym, ludzie chcieli w to wierzyć. Okazało się, że poparcie dla tronu jest dużo większe niż dla rządów Rady Możnych. Początkowo udawało się tłumić niewielkie protesty, a samych protestujących wystarczyło ścinać. Tak jak wyznawców protestanckiej wiary w Vertigè. To zaprowadziło porządek. Nikt nie śmiał się wychylać przed szereg.
Jednak gdy najbardziej wpływowy szlachcić wśród wszystkich, Stephan Clandestine, wystąpił z Rady i przyłączył się do ruchu, mającego na celu przywrócenie monarchii, lud przestał się bać. Stopniowo więksi i mniejsi szlachcice dołączali do Clandestine aż w końcu wyemigrowali do Ravell. Tam, jak się okazało, ze wsparciem niejakiej Lady Elisy i jej najemniczej armii, zbierali siły. Królowa wystąpiła o swój tron, a armia, prowadzona przez Clandestine wtargnęła do kraju. Walki były tak krwawe jak tylko można sobie wyobrazić. Jednak żadna siła militarna nie jest w stanie poradzić sobie z siłą walczących o Sprawę. Lojalni Oleandrze żołnierze chętnie stawiali swoje życie na szali i walczyli z takim żarem w sercu, że uzurpatorzy nie byli w stanie powstrzymać ich na dłużej niż przez siedem tygodni.
Walki wciąż się toczyły, jednak Oleandra zapowiedziała, że nie będzie czekać aż w kraju zrobi się całkiem bezpiecznie. Chciała jedynie, by ujęto Radę Możnych. Wtedy chciała wrócić. Jadąc powozem z Elisą, która bacznie obserwowała twarz Oleandry, nie mogła się nadziwić. Jej kraj był
piękny, aż rosło serce. Jednak wojna odcisnęła na nim silne piętno. Wszędzie było widać jej skutki. Początki biedy, początki anarchii. Obiecała sobie położyć temu kres. Naciągając na głowę kaptur ciemnozielonej peleryny, by pozostać anonimowa, wiedziała, że czeka ją ciężka praca. Ale wiedziała, że musi jej podołać.
W końcu powóz się zatrzymał. Woźnica zszedł z kozła i stając przy drzwiach zaczął ją przedstawiać.
- Od teraz jesteś królową, Leo. Nie jesteś już dzieckiem. Tam czekają na ciebie ludzie, którzy są gotowi zapłacić najwyższą cenę za twoją koronę. Niektórzy z nich już ją zapłacili. Nie zawiedź ich. – po tej motywującej przemowie, Elisa uśmiechnęła się swoim uśmiechem Królowej Śniegu. W tym samym momencie woźnica otworzył drzwi powozu. Stojąca i drżąca z nerwów Lea nie wiedziała czego się spodziewać. Jej oczom ukazał się orszak twarzy. Znanych, jak Clandestine i Edama, oraz wielu nieznajomych. Wszyscy patrzyli z ciekawością w jej stronę. Królowa ujęła wyciągniętą dłoń woźnicy i starając się zachować pełen spokój, zeszła kilka schodków powozu, stając na ziemi. Wraz z polityką Elisy, młoda królowa musiała się prezentować godnie. Suknia z żółtego materiału, przeplatana złotą nitką opinała ciało królowej w prostym kroju, który okazał się być idealnym dla niej. Z pleców Lei spływała zielona peleryna ze złotymi i srebrnymi ornamentami. Na głowie zaś miała diadem. Większy niż ten, który nosiła w noc swego porwania. Elisa jednak uznała, że ta ozdoba wyjątkowo pasuje do urody królowej. No i nawiązywała do korony. Tuziny maleńkich diamentów połyskiwały w słońcu, udając motyw kwiecisty. Rozpuszczone włosy królowej, powiewały na wietrze. Tak, Elisa osiągnęła zamierzony efekt. Oleandra wyglądała bardzo królewsko.
Ale czuła się bardzo głupio. Jak dziecko, które podkradło ubrania matki i bawiło się w nią. Instynktownie wyczuła, że powinna pójść w stronę szlachciców i przywitać się z nimi. Powoli, krok za kroczkiem, w ciężkiej jak stal ciszy posuwała się naprzód. To z jednej strony, to z drugiej mężczyźni kłaniali się młodej władczyni, oddając jej honory. Za każdym razem odwzajemniała gest, uprzejmym skinięciem głowy. Witała znajomych szlachciców i pozdrawiała nieznanych sobie mężczyzn. W końcu stanęła na samym początku tego orszaku, idealnie po środku. Och, jakże chciałaby mieć kogoś, kto powiedziałby jej co teraz powinna robić. W końcu z szeregu wyłamał się pewien młody mężczyzna. Stanął za plecami królowej, kładąc dłoń na wysokości jej krzyży. Widząc uśmiech Elisy na ten widok, uznała, że nie powinna go odganiać.
- Cóż robisz? – spytała jedynie szeptem, z uśmiechem wciąż uparcie wpatrując się w tłum.
- Ratuję sytuację. – odparł z błyskiem w oku – Nadeszła ta chwila! Panowie, walczyliśmy dzielnie. Walczyliśmy długo i krwawo. Walczyliśmy…ślepo! A teraz stoi przed wami ona: powód naszej walki. Nadzieja na lepsze jutro. Oto przed wami stoi wasza władczyni. Sami posadziliśmy ją na tronie! Teraz pozwólmy rządzić. Niech żyje królowa! – mężczyzna zawołał w tłum, powodując w dziesiątkach męskich gardeł ten sam okrzyk. Niech żyje królowa. Tubalny chór niósł się z wiatrem. Królowa spojrzała na nich z dumą. Dojrzała wpatrującą się w nią Elisę. Uśmiechała się wciąż z rezerwą, ale i ona chyba była dumna.
- A ty to…? – spytała Lea, półgębkiem. Cóż, mężczyzna przedstawił ją w piękny sposób, jednak nie wspomniał ani słowem o sobie.
- Jestem synem Elisy. Na imię mi Hal. Dowodziłem tym spiskiem – królowa obróciła głowę w stronę mężczyzny, zaskoczona tą informacją. Chciała spojrzeć na swojego dobrodzieja. Był bardzo wysoki, więc musiała zadrzeć głowę, by dojrzeć jego twarz. Był rzeczywiście podobny do Elisy. Chociaż przez długie niedogodności wojny jego policzki pokryły się zarostem, były tak samo mocno zarysowane jak jego matki. Również oczy Hala były podobnie jasne. Jednak nie tak zimne. Bił z nich ciepły blask inteligencji, a niewielkie zmarszczki w kącikach oczu zdradzały poczucie humoru. Wąskie usta zacisnął w adekwatnie poważnej do sytuacji minie. Pomimo wyraźnych oznak zmęczenia, Hal był niewątpliwie przystojnym mężczyzną. Szczupłym, o silnych ramionach i smukłym tułowiu. Jasne włosy kręciły się czasem niekontrolowanie. Tak, jej wybawiciel był bardzo atrakcyjnym mężczyzną.
- A więc to jest twarz mojego anioła stróża. Dziękuję. – odpowiedziała królowa. Nie wiedziała, czy powinna mu coś obiecać, coś dać, nie wiedziała czy ma takie prawo. W tym momencie do królowej podszedł Edam wraz ze Stephanem.
- Pani, większość Rady Możnych zginęła w walkach, jednak kilku z nich pojmaliśmy i umieściliśmy w lochach, czy masz jakieś rozkazy związane z nimi? – odezwał się ten drugi, wyczekująco wpatrując się w twarz królowej.
- Nakarmić ich i napoić. Chcę, by byli przytomni w czasie przesłuchania. – odparła Oleandra, powodując uśmiech na twarzy Edama.
- Ach, poczekajmy z egzekucjami do koronacji. A teraz cieszmy się, moi drodzy! Kazałem przygotować ucztę na twoją cześć. No cóż, oczywiście, nie jest ona tak królewska jak powinna być, ale w tych warunkach, sama rozumiesz – młodzieniec uśmiechnął się przepraszająco. Przywitał się z Halem jak z bratem. Królowa spojrzała na mężczyzn z uniesionymi brwiami w wyrazie zdziwienia.
- Nie sądziłam, że się znacie.
- Pani, sir Edam Skurczybyk Biringthorn jest moim bratem. Krewnym duszy. – wyjaśnił Hal, ściskając serdecznie przyjaciela.
- A ja jestem twoją krewną z krwi i kości – wtrąciła się Elisa, docierając do królewskiego orszaku.
- Matko… - Hal skłonił głowę Elisie w pokornym geście i uścisnął ją czule. Ta jednak szybko zadecydowała, że nie ma czasu na okazywanie uczuć. Zaklaskała w dłonie, energicznym krokiem oddalając się w stronę zamku:
- Panowie muszą być głodni. Bądź godną gospodynią, wasza wysokość! – uczta istotnie okazała się godna królowej. Stoły uginały się od jedzenia i wina, a królowa, zasiadająca na szczycie stołu nie mogła odgonić się od szlachciców, którzy chcieli wyłożyć jej swoje racje. Długo po północy, hrabia Clandentine zadecydował, że wystarczy tego dobrego.
- Wasza Miłość, czas byś udała się na spoczynek. Jutro musimy zacząć rozmawiać o koronacji. Kobiece ciało nie jest przystosowane do takich emocjonujących wydarzeń.
- Czy ty traktujesz mnie protekcjonalnie ze względu na moją płeć, drogi hrabio? – spytała Oleandra nieco odurzona zbyt dużą ilością wina.
- Dokładnie.
- Powinnam skrócić się za to głowę.
- Ale jestem twoim najwierniejszym sługą.
- Dlatego twoja głowa zostaje na karku – Lea, w asyście hrabiego i kilku służek dotarła do komnaty, gdzie zasnęła snem kamiennym. Wszak emocje ostatnich dni były rzeczywiście bardzo dużym
wyzwaniem. Nieważne jakiej płci byłaby królowa.
Bardzo fajny rozdział. Szybko przez niego przebrnęłam i podtrzymuję swoją opinię, co do Twego stylu pisma :). Naprawdę piszesz bardzo ładnie i bardzo dobrze. Szlifuj dalej tę umiejętność, pisz dużo.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie, co wydarzy się dalej. Jaką Oleandra będzie królową, chociaż spodziewam się, że na tronie ciężko jej będzie się utrzymać. Nie mogę się doczekać, by przeczytać, co tam wymyśliłaś. Zaintrygowała mnie też postać Hala. Mam nadzieję, że będzie się często pojawiał ^^. Ale czekaj, czekaj... Zajrzałam do podstrony z postaciami i co moje oczy dojrzały? Czyżby Hal to Tom Hiddleston? Oh... No to już go kocham XD.
Dużo weny Ci życzę i pozdrawiam ciepło.
Uf, jak dobrze, że jesteś na tak co do mojego stylu pisania, bo pilnie nad nim pracuję. Staram się pisać jak najwięcej (a studia mi w tym pomagają, trochę mnie zmuszając, więc dwie pieczenie na jednym ogniu).
UsuńMyślę, że mam kilka asów w rękawie, które mogą Cię zaskoczyć, ale to się okaże w następnych odcinkach.
I tak, mogę zdradzić, że postać Hala będzie się pojawiała dosyć często. Będzie dla kilku wątków kluczowy. Ale to dla jakich niech zostanie owiane tajemnicą.
I tak, tak właśnie, to Tom Hiddleston. Natchnęła mnie jego rola w mini-serialu "Hollow Crown" i właśnie dlatego to jego obsadziłam w tej postaci. Jestem wierną fanką *,*
Pozdrawiam ;*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitaj kochana! :))
UsuńNajmocniej przepraszam, że dopiero teraz! Musiałam tu wejść, dlatego wygospodarowałam sobie wreszcie chwilkę dla Ciebie! :)) ^^
Cóż mogę rzec... Twój styl pisania od razu przypadł mi do gustu! Opisujesz każdy szczegół, dajesz tym samym czytelnikowi spore pole do popisu! Moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, gdy poznawałam świat przedstawiony, jaki nam zaserwowałaś! Chwała Ci to kochana! Mi osobiście skradłaś serce, dlatego zostaję Twoją wierną czytelniczką! ;)) ^^
Pragnę Ci również z całego serca podziękować, że w roli Oleandry obsadziłaś Adelaide Kane! :)) Kochana, masz u mnie ogromnego plusa! Uwielbiam tę aktorkę oraz jestem zagorzałą fanką nastoletniej Marii Stuart! :D ^^
Ogólnie trafiłaś w me gusta! :D ^^ Klimat całkowicie mi odpowiada, wszakże królowe, zamki, przystojni wybrankowie władczyń to zupełnie moja bajka! :)) :3
Nie pozostaje mi więc nic innego, jak życzyć Ci potoku weny! :)) *.*
Pozdrawiam serdecznie oraz ściskam ze wszystkich sił! <3
Dziękuję Ci bardzo! To dużo dla mnie znaczy ;*
UsuńCieszę się, że podoba Ci się ta szczegółowość, bo dla mnie to też ważne. Pomaga mi przedstawić świat, który mi się w głowie rodzi. Naprawdę cieszę się bardzo, że przypadło Ci to do gustu ;)
A co do Adelaide Kane to tak samo jestem fanką. Jest prześliczna, a co ważniejsze bardzo utalentowana - genialnie odwzorowuje Marię Stuart. Dlatego też oglądam namiętnie Reign. No i staram się bardzo, żeby nie naśladować fabuły, bo tego bym nie chciała. Dlatego, jeśli mi się to zdarzy to weź mnie pacnij w łeb xD.
Ucałowania ;*
Może i szybkość akcji mi nie przeszkadza, ale braku akapitów zdzierżyć nie potrafię. Jak je zrobić automatycznie? Klikasz w dostosuj szablon, następnie dajesz w ustawienia zaawansowane i edytuj kod css. Powinno być tam czyste pole, gotowe do zapisania. Jak zrobić te akapity? Po prostu wklejasz w to pole komendę:
OdpowiedzUsuń.date-outer {text-indent: 1cm; text-align: justify;}
Następnie klikasz zastosuj szablon et viola :)
Gotowe :)
O, dziękuję Ci bardzo! Po pierwsze za szczerość, a po drugie za pomoc. Super. Zaraz to załatwię ;)
UsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńW końcu znalazłam trochę czasu, by dokładnie przeczytać Twoje opowiadanie. Zainteresowałam się nim na długo zanim pojawiłaś się u mnie, ale... no cóż, jestem jak stary komputer - potrzebuję dużo czasu na rozruch. ^^'
W każdym razie jestem, czytam i komentuję.
Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Naprawdę, widać, że sporo piszesz i masz wprawę. Pomysł na fabułę też jest dobry. Jeżeli mam wskazać moment, w którym pomyślałam, że zostanę tutaj na dłużej to... był to początek pierwszego rozdziału. Pięknie opisane troski umierającego króla. Brawo.
Dotarłam aż tutaj i zaraz będę czytać dalej, ale pozwól, że na moment zatrzymam się na "trójeczce". Zaskoczyło mnie trochę to, co zobaczyłam. Myślałam, że całe opowiadanie będzie o tym jak Lea przejmuje władzę, o wojnie domowej i stopniowym adaptowaniu się do roli królowej. Tymczasem Ty całą tę historię zamknęłaś tak naprawdę w jednym odcinku. Czuję pewien niedosyt... ale z drugiej strony ciekawi mnie, co będzie dalej. No bo skoro Lea została królową, to o czym będą kolejne odcinki? Co dla niej przygotowałaś? Jestem pewna, że pojawi się wątek romansowy, ale na razie jeszcze nie wiadomo, kto zauroczy bohaterkę. Z początku myślałam, ze Edam, teraz pojawił się Hal... no i mam mętlik w głowie. :D
W każdym razie bez marudzenia biegnę czytać (i pewnie komentować...), a Tobie życzę wiele, wiele weny.
Pozdrawiam,
Valakiria
verion-iskra.blogspot.com
PS: Dziękuję za dodanie do polecanych! To dla mnie dużo znaczy. :)
Tylko jedna, maleńka uwaga - Verion w adresie to wskazówka, że opowiadanie należy do cyklu Legendy Verionu, jednak samo w sobie nazywa się po prostu "Iskra". Więc opisać możesz je albo jako "Legendy Verionu: Iskra" albo po prostu samym tytułem. Ok, już nie marudzę, tylko biegnę do kolejnego odcinka. :D
Witaj.
UsuńMiło mi, że zawitałaś. A jeszcze milej, ze podoba Ci się to, co czytasz. Scena z królem Mortimerem spłynęła mi z palców jak woda. Nawet nie wiem, czy zastanawiałam się nad tym, co piszę. To był chwilowy atak weny. Więc tym bardziej jest mi miło.
Wiele osób wskazywało mi, że dzieje się to wszystko dosyć szybko, ale moim zamysłem były rządy i utrzymanie korony na głowie. Myślę, że opowiadanie będzie opiewało na kilka ładnych lat w świecie Oleandry, dlatego może to tak szybko skoczyło. Wątek romantyczny się pojawi, oczywiście. Ale oczekuj go zbyt szybko, albo zbyt gładko. Bardzo starałam się, żeby nie wyszedł mi pospolity romans, bo na to mam kilka innych pomysłów ;)
Mam nadzieję, że nie rozczaruję Cię dalszymi częściami.
Ach, i dziękuję za upomnienie mnie! Mam taki zwyczaj, że piszę po prostu w tytule adres bloga, więc spieszę to poprawić ;)
pozdrawiam serdecznie.
Biedne dziewczę! Oby jakoś sobie poradziła w tej zupełnie nowej rzeczywistości! No i ogromny plus za wiele ciasteczek do wyboru - wyczuwam moc zawirowań sercowych!
OdpowiedzUsuńJedno z moich ulubionych opowiadań <3
Aż się rumienię <3.
UsuńCiasteczka to podstawa xd.
Mnie też kurze łapki u mężczyzny (te zmarszczki w kącikach oczu) kojarzą się z posiadaniem przez niego poczucia humoru. Jednak w życiu przekonałam się, że to nie zawsze się sprawdza, bo mój mąż ma kuzynkę, a ona męża - straszny gbur, w ogóle facet bez cienia uśmiechu, wszystko bierze na serio, a kurze łapki ma - pomyłka Boga, ja tak to nazywam, no bo on przecież nie powinien ich mieć. Liczę jednak na to, że twój bohater mnie nie zawiedzie mimo iż już widać, że królową traktuje strasznie z góry i to właśnie tylko i wyłącznie przez jej płeć. Straszne! Oby ona mu jeszcze pokazała na co ją stać i ile potrafi. Poza tym drobnym mankamentem odnośnie płci to przyjęli ją raczej serdecznie i całkiem dobrze, oby więc tak pozostało i oby jakoś wkupiła się w ich serca na stałe. Super też, że opisałaś wojnę, w sumie to o nią ledwie liznęłaś, ale że nie było tam takiej zbędnej heroiczności, a wrzaski i niemęskie błagania o litość, no bo mężczyzna też człowiek, też się boi, a już wystarczy, że w tym opowiadaniu przez płeć czują się lepsi, co dla mnie zawsze było niezrozumiałe, ale w opowiadaniu jest fajnym, niecodziennym zabiegiem i takim oderwaniem od tej wszechobecnej równości, która teraz u nas panuje.
OdpowiedzUsuńsie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com
Witam i powracam!
OdpowiedzUsuńCieszy mnie, że jak na razie wszystko dobrze się układa i królowa powróciła na prawowity tron. Teraz tylko wystarczy życzyć jej powodzenia, a Tobie dużo weny :D Ciekawa jestem, co wykombinowałaś dalej, jednak powrócę kiedy indziej, aby zaspokoić ciekawość ^^
Rozdział bardzo mi się podobał i szczerze nie żałuję, że tu przybyłam.
Pozdrawiam! ♥
Podoba mi się sposób w jaki piszesz Oleandrę. Z jednej strony widać jej wciąż oswajanie się z sytuacją (co jest naturalne), a z drugiej radzi nad wyraz dobrze.
OdpowiedzUsuńTak też przypuszczałam, że Hal to Tom Hiddleston. Super, uwielbiam go.
Kolejny rozdział nie rozczarował, podobał mi się.
Pozdrawiam;)