Królowa patrzyła na aksamit płaszcza, który miała przywdziać. Czerwona suknia, z wysoką kryzą
była ciężka i mocno rozkloszowana. Tren tłoczonego materiału ciągnął się za Oleandrą kilka metrów. Płaszcz, zapinany pod ozdobnym kołnierzem na dwie złote, bardzo ozdobne klamry był jeszcze cięższy. Włożyła złote kolczyki oraz pierścienie królewskie, wraz z sygnetem po rodzicach, który miała od dziecka. W tym czasie służąca czesała długie włosy Lei w gładkiego koka. W końcu, po spsikaniu nadgarstków pachnidłem była gotowa. Została sama z własnym odbiciem w lustrze. Patrzyła na nią blada dziewczyna z mocno zaciśniętymi wargami. Choć spojrzenie miała niezłomne, serce trzepotało w piersi. Dzisiejszy dzień miał zmienić jej całe życie. Zamknęła oczy, przypominając sobie jak wyglądało jej życie jeszcze kilka miesięcy temu. Była beztroską nastolatką, która w głowie miała głównie zamążpójście. Teraz nawet nie rozważała możliwości wyjścia za mąż na tą chwilę. Musiała pokazać, że jest samodzielną i niezależną władczynią. Nie mogła oddać władzy nad swoimi ludźmi, tymi którzy jej zawierzyli, mężczyźnie. Zawiodła by ich.
Rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. W nich stanęła Ruth Artem. Królowa uśmiechnęła się na jej w lustrze tak serdecznie, że niemal stopniało serce. Lea wstała i wyściskała kobietę, która ją wychowała.
- Wyglądasz przepięknie, Wasza Miłość.
- Nie, proszę. Dla mnie zawsze będziesz matką, kochana Ruth. – Oleandra wtuliła się w ramiona kobiety, bliska rozpłakania się. Przy tej kobiecie czuła się bezbronna i uderzała ją własna samotność. – Gdyby nie ty, nie byłabym tym kim jestem. Nie mówię o byciu królową. Nie byłabym sobą. Ty i Bernold daliście mi dom, miłość i rodzinę. Wychowaliście mnie w bezpieczeństwie i w miłości, o której nie mogłabym marzyć, gdybyście mnie nie uratowali. – ponad ramieniem matki, zobaczyła Pana Artem. Oleandra posłała mu szklane, rozczulone spojrzenie. - Ryzykowaliście życie, by mnie ocalić. Nigdy nie będziecie przede mną chylić czoła. – powiedziała poważnie, nie brzmiąc już jak mała córeczka państwa Artem. Wyswobodziła się z ramion Ruth i skłoniła się obojgu, unosząc suknię. – To ja będę wam składać honory za wszystko, co dla mnie zrobiliście. – zaskoczeni rodzice, w osłupieniu patrzyli na kłaniającą się im królową. Nim zdążyli zaprotestować, wyprostowała się i mówiła dalej:
- Mam nadzieje, że pozostaniecie w Vertigè i osiądziecie u mego boku. Zawsze miałam w was serdecznych przyjaciół i niezastąpionych doradców. Nadam wam odpowiednie tytuły. Chcę, by wasz wysiłek, włożony w wychowanie mnie nie przeszedł bez echa. Poza tym, najdrożsi z ludzi, bez was jestem jak dziecko we mgle. – dokończyła królowa, składając dłonie na podołku. Wkrótce rozmowa została przerwana, gdy jeden z hrabiów dał znak, że czas zaczynać. Po ówczesnym, ponownym, wyściskaniu rodziców, Oleandra musiała sama przejść swoją drogę po koronę. Niczym panna młoda szła po długim, czerwonym dywanie, a zebrani po jej lewej i prawej stronie ludzie kłaniali się, zdejmowali czapki z głów i pozdrawiali ją. Lea jednak nie patrzyła na nich. Wpatrywała się w stojącego na podwyższeniu kapłana. Podeszła do niego i wysłuchawszy kilku słów modlitwy, wzięła w rękę królewskie jabłko, a w drugą ujęła berło. Później, klękając na marmurowym stopniu, przymknęła oczy, gdy kapłan wkładał jej na głowę koronę. Wielką, złotą, ciężką koronę, wysadzaną czerwonymi i zielonymi kamieniami.
- Przed wami królowa Oleandra I królowa Vertigè, pierwsza z rodu Qusenno, władczyni księstw zjednoczonych z Vertigè, przewodnicząca Rady Królestwa, generalny dowódca sił zbrojnych i nasza miłościwie panująca władczyni. Zagubiona Królowa w końcu zasiądzie na tronie. – mówił kapłan, gdy Oleandra uważając, by w tej podniosłej sytuacji się nie wywrócić, wspinała się po kilku schodkach na tron. Usiadła nie po lewej stronie, tej dla królowej. Zasiadła na miejscu króla. To miało dać jej władzę równą mężczyźnie. Ściskając w dłoni insygnia, spoglądała na zebranych. Wśród nich dostrzegła jak zwykle dostojną Elisę, za plecami której stał Hal w bordowym, aksamitnym kubraku. Obok niego, ze złożonymi rękami tkwił Edam w wyjątkowo odświętnym granatowym aksamicie z chustą pod szyją. Patrzył z uśmiechem, od którego królowa czuła wiele pociechy. Równie dużo otuchy przychodziło jej z drugiej strony widowni, gdzie widziała swoich rodziców, wychowawców i nauczycieli. Ukochane istoty, które pomogły jej przetrwać, by znalazła się tu, gdzie była. Wyczekujący, zimny wzrok hrabiego Stephana Clandentine ponaglał królową. Należało coś powiedzieć.
- Nie wiem, co powinna powiedzieć kobieta w obliczu tak majestatycznego towarzystwa. W obliczu przyjaciół, którym zawdzięcza tak wiele. W ciągu tak krótkiego czasu oddaliście mi przeszłość, tożsamość i zagubione dziedzictwo. Wszyscy tu obecni zasługujecie na moją wdzięczność do końca moich dni. Macie prawo obawiać się mych rządów, to oczywiste. Ale musimy patrzeć w przyszłość z jasnym, otwartym sercem i nadzieją. Moja i wasza nadzieja zbuduje lepsze jutro. O nie walczyliśmy i za nie ponosimy najwyższą cenę. Przysięgam wam, moi przyjaciele, moi najdrożsi poddani, moi doradcy, moja rodzino, że dołożę wszelkich starań, by cena zapłacona za moją koronę była warta mych rządów. W obliczu was wszystkich i Boga Wszechmogącego, dedykuję me życie temu królestwu i dobrobycie każdego z was i wszystkich razem. Z waszą pomocą, za waszym przyzwoleniem odbuduję świetność Vertigè i będę dumnie rządzić tym państwem do ostatniego tchu w piersi. Będę go bronić i zasłużę na wasze zaufanie i uznanie dopóki żar tli się w mym sercu. Do ostatniego jego uderzenia jestem waszą królową. – Oleandra wstała, poniesiona własną przemową. Zebrani zaczęli wiwatować. Uśmiech na twarzy królowej rozjaśnił podniosłą minę patosu sytuacji.
Tej nocy zamek Vertigè lśnił blaskiem tysiąca gwiazd. Poświata, bijąca od niego wydawała się niemal oślepiać. Po raz pierwszy od dawna zamek żył. Mieszkający na podzamczu ludzie, przecierali oczy ze zdumienia. Znów widzieli sławę i dumę, którą ich kraj kiedyś się szczycił. Słyszeli muzykę, płynącą z sali tronowej i nie mogli uwierzyć, że zamek znów ożył. Radość udzielała się wszystkim poddanym. Weselili się na swój sposób, wychodząc na ulice, tańcząc i biesiadując. W końcu odzyskali nadzieję. Że będzie tak jak być powinno. W końcu, nawet w najbardziej sceptyczne serca wkradła się nadzieja, na widok najbardziej majestatycznego przedstawienia królewskich rządów - lśniącego w ciemności pałacu.
W czasie uczty koronacyjnej wszyscy chcieli spędzić chociaż chwilę z gwiazdą wieczoru. Królowie, zaproszeni na tężę zabawę chcieli zamienić z młodą królową kilka słów, zapoznać się i dać do zrozumienia, że są otwarci na współpracę. Niektórzy wręcz otwarcie pokazywali zainteresowanie ofertą małżeństwa. Krążąca pomiędzy gośćmi Lea miała w końcu dość. Chciała chwilę pobyć sama. W tym momencie poczuła pod ramieniem uścisk. Hal wyciągnął ją na taras, chciał porozmawiać.
- Pani, wybacz, że zakłócam tak podniosły wieczór.
- Jestem bliska rzucenia ci się na szyję w podzięce. – odpowiedziała z westchnieniem ulgi i opierając się o filar, podtrzymujący rozległy balkon. Królowa wyglądała jakby w końcu wypuściła powietrze, które sprężone w jej płucach utrzymywało ją w dumne, wyprostowanej pozycji.
- Rzucać się nie musisz, choć z pewnością byłoby to bardzo przyjemne. Ale proszę posłuchaj mnie uważnie.
- Zawsze słucham cię uważnie, mam u ciebie dług.
- Otóż o ten dług właśnie mi chodzi.
Witaj :). A więc mamy królową. Jak zwykle zachwycasz mnie opisami, koronacja wyszła Ci świetnie, taka podniosła chwila. Brawo :). Oleandra pięknie przemówiła, mam nadzieje, że poddani ją pokochają. ^^ Ciekawa końcówka. Co Hal może mieć na myśli? ... Czekam na kolejny rozdział. Dużo weny, pozdrawiam ;).
OdpowiedzUsuńStrasznie stresowałam się tą przemową. Jakoś stało się to dla mnie bardzo ważne. Wiesz, jakby premiera w roli królowej. Dlatego cieszę się, że udało mi się oddać klimat. I zapewniam Cię, że od teraz zacznie się jazda bez trzymanki ;)
Usuńpozdrowienia <3
Jejciu, ale się cieszę, że znalazłam ten blog!
OdpowiedzUsuńUwielbiam historie rozgrywane w średniowieczu, kiedy to światem rządzili królowie, a w pałacach wszyscy snuli własne intrygi i plany. Mam nadzieję, że panowanie Lei nie będzie usłane różami, bo w końcu gdzie w tym zabawa? Jak dla mnie porządna historia powinna ociekać krwią i zdradą. Taaa, podłe ze mnie stworzenie. ;)
Ale tak na poważnie - bardzo spodobały mi się wykreowani przez Ciebie bohaterowie. Ponadto fabuła wydaje się kierować w kierunku, który na pewno mi się spodoba, toteż nie pozostanie mi nic innego jak zostać z Tobą ;)
Pisarsko jestem zachwycona. Piszesz naprawdę świetnie. Czyta się w mgnieniu oka, a kończy się z niedosytem.
Co do końcówki... Kocham tego typu zabiegi. Zostawianie czytelnika, nie wiedzącego, co ze sobą zrobić, jest podłe, ale i jakże sukcesywne?! No bo jak po czymś takim nie wejść tutaj znowu? ;)
Pozdrawiam, dodaję do obserwowanych i linków, Native
http://martwi-przed-switem.blogspot.com
I ja się również cieszę, że znalazłaś mój blog. W końcu czy może być coś lepszego niż dzielenie się swoimi inspiracjami i historiami z innymi? Bardzo się cieszę też, że mój mały fiołek, a mianowicie obsesja na punkcie pisania (styl, gramatyka itp.) Ci odpowiada, bo sama zwracam na to wręcz chorą uwagę.
UsuńMam nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwań i, że Cię nie rozczaruję. I tak, ja też najbardziej lubię historie ociekające krwią i zdradą. Mam w tym praktykę ;>
pozdrawiam serdecznie ;)
Hej. Stwierdziłam, że skoro dostałam od Ciebie powiadomienie o nominacji do LBA, to się zapoznam z przynajmniej jednym rozdziałem. Zapoznałam się. Ale nie z jednym, a z czterema ;))
OdpowiedzUsuńDzisiaj tak jakoś wolniej myślę, więc może dlatego akcja toczyła się dla mnie nieco za szybko i nie bardzo mogłam się połapać, jak Oleandrze udało się tak rach ciach odnaleźć w nowej sytuacji. Ogólnie jednak historia mi się podoba i ciekawa jestem, co się Halowi (którego tak btw. chyba już polubiłam) urodziło w związku z tym długiem.
W Vertigè mogłabym zamieszkać (głównie dlatego, że zamek ilustruje Neuschwanstein, które uważam za cud). Bardzo mi się podoba także dobór imion dla postaci - nie są stereotypowe i jednocześnie nie przesadziłaś z oryginalnością. Ja bym powiedziała, że są wyselekcjonowane starannie i ze smakiem.
Fajnie się prezentuje Adelaide Kane jako Oleandra. Początkowo myślałam, że to fanfick związany z Reignem, co mnie nie parzyło, ale nie znalazłam w zakładce "Bohaterowie" ani Bashuli, ani Franka i stwierdziłam, że "coś tu śmierdzi" ;) Ale jednak pachnie ładnie.
Pozdrawiam,
Hagiri z http://www.rozmowy-miedzymiastowe.blogspot.com
Witam. Cieszę się, że przez tą zabawną nagrodę udało się nam poznać ;)
UsuńCenna uwaga o tempie akcji, bo przyznam, że zastanawiałam się ostatnio, czy trochę nie za szybko lecę z tematem. Ale wynika to z tego, że pierwsze 60 stron opowiadania napisałam w trzy dni i trochę wena może za szybko mną kierowała. Postaram się pilnować tego bardziej.
Czujne oko czytelnika zawsze znajdzie, co trzeba. Tak, masz rację. Vertigè to Neuschwastein. Szukając miejsca, w którym będzie rozgrywać się akcja chciałam znaleźć taki typowo bajkowy zamek. A ten ma w sobie tyle magicznego uroku, że od razu się zakochałam bez reszty.
Imię Oleandra od dłuższego czasu kołatało mi się po głowie, a reszta to owoc długich przemyśleć i łączeń, zlepień znaczeń itd. Chciałam, żeby to opowiadanie, w porównaniu z moimi poprzednimi, było przemyślane od początku do końca.
Reign oglądam, ale fabuła jest dla mnie troszkę zbyt delikatna. Dlatego nie chciałam iść w ten klimat. Chociaż jestem Team Bash całym sercem ;D. Ale Adelaide jak najbardziej odpowiadała mojej wizji Oleandry.
Pozdrawiam serdecznie ;)
Jestem już! :))
OdpowiedzUsuńKoronacja Oleandry była prześliczna! Kochana, cudownie wyszedł Ci jej opis, jestem pod ogromnym wrażeniem, gdyż czułam się, jakbym sama w niej uczestniczyła! :)) *.* Naprawdę sposób w jaki piszesz zwala na kolana! :3
Główna bohaterka przypomina mi trochę nastoletnią Marię Stuart. Ona również w młodym wieku musiała zmierzyć się z odpowiedzialnością, jaką nadaje władza. Kibicuję jej! :** Liczę, że będzie wspaniałą władczynią! :)) *.*
A końcówka mnie zaintrygowała! O jakim długu mówił Hal? Pozotawiłaś mnie w napięciu kochana! :)) *.*
Potopu weny! :** ^^
Pozdrawiam serdecznie oraz ściskam ze wszystkich sił! ♥
Czekałam z niecierpliwością ;*
UsuńOj, oj, ile komplementów. Dziękuję bardzo. To wszystko, o czym piszesz jest dla mnie bardzo, bardzo istotne, bo zwracam uwagę na to, żeby oddawać wiernie sytuację i uczucia, rodzące się w mojej głowie, gdy piszę opowiadanie, i jeśli czytelnik czuje się jakby był w środku akcji to nie mogę być szczęśliwsza.
Owszem, trochę jest w niej z Mary. Tylko Lea jest sierotą i nie była od dziecka wychowywana na władczynię. Ale fakt, młodość i duża odpowiedzialność może przynieść dziwaczne skutki.
Ha, a widzisz, mój zabieg zadziałał, żeby zaciekawić czytelników. To się dopiero okaże. Taka mała niespodzianka na 5 część. Później będzie ich więcej. Mam nadzieje, że Ci się spodoba.
Pozdrawiam ;*
A więc się zaczyna. Hall coś chce. Doprawdy nie mógł powiedzieć tego bardziej subtelniej!
OdpowiedzUsuńMężczyźni są specyficzną grupą społeczną, czyż nie?
UsuńCzyżby tym długiem było małżeństwo? Czuję, że tak. Czuję też, że gdy już jej powie, że o ślub mu chodzi, to ona nie będzie już taka gotowa rzucać mu się na szyje i cieszyć, że ją wybawił od innych propozycji.
OdpowiedzUsuńW roli królowej póki co jakoś sobie radzi i nawet jej jeszcze sodówa do głowy nie uderzyła.
Cudowne opisy, ale mogłoby ich być odrobinę więcej, brakuje mi też jakiś takich obrazowych metafor. Poza tym chyba wszystko jest okay... no może jeszcze nieco więcej o postaciach, ich myślach, bo zewnętrznie skupiasz się tylko na królowej, ale może tak właśnie miało być i taki efekt chciałaś uzyskać?
Lecę do kolejnego. Jednak mnie tak mocno wciągnęło, że jeśli kolejne rozdziały nie są sporo dłuższe, to chyba dziś uda mi się nadrobić i być na bieżąco. Pozdrawiam i ściskam.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com
Ach, bardzo podobał mi się ten majestatyczny, wręcz baśniowy klimat. Oleandra świetnie sobie poradziła z przemową i całym procesem koronacji.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się również jej relacja z przybranymi rodzicami i fakt, że została królową, nie wydaje się niczego zmieniać między nimi (poza statusem oczywiście).
Ciekawe czego może chcieć Hal?
Intrygujące zakończenie rozdziału.
Pozdrawiam,
Skye :)
Dziękuję bardzo za przemiłe słowa! Cieszę się, że czujesz dokładnie to, co staram się pokazać! <3.
UsuńPozdrawiam
Witaj! ^^ Przepraszam, że tak dawno mnie tu nie było, ale obiecuję, że teraz dołożę wszelkich starań, aby pojawiać się tu częściej. Rozdzialik czytało się naprawdę przyjemnie i szczerze powiedziawszy, gdyby nie laptop leżący na moich kolanach i przyjemnie grzejący mnie to sama wstałabym i zaczęła klaskać po przemowie Oleandry. Trzymam za nią kciuki ♥ Również ciekawi mnie co też może chcieć od naszej Królowej Hal, tak więc wrócę zapewne szybko, aby dowiedzieć się co wykombinowałaś dalej. Pozdrawiam i dużo weny życzę ♥
OdpowiedzUsuń