Plotka to bardzo ciekawe zjawisko. Im bardziej absurdalna, im bardziej przewrotna, chora i niecodzienna tym szybciej się rozprzestrzenia. Ale co, jeśli plotka, ta najbardziej wynaturzona i najbardziej chora okazuje się prawdą?
Do uszu królowej i jej świty dochodziły coraz to gorsze historie zza granicy z Ravell. Ludzie poniesieni niepokojem i chaosem obawiali się ataku. Zaczęły podnosić się głosy sprzeciwu wobec wspomagania Księcia Bastarda. Opowieści o tym, co król Whismore robi z jeńcami wzbudzały zniesmaczenie. Królowa przecierała oczy ze zdumienia, a Edam i Clandestine krzywili się z obrzydzeniem. Mówiło się o tym, że Szalony król lubuje się w znęcaniu nad swoimi jeńcami. Słowo się niosło, że bezcześci ich ciała osobiście, używając sobie w niewypowiedzianych obrzydliwościach.
Jedna z historii mówiła o tym, jak król złapał chłopca, posłańca, ledwie piętnastoletniego i kazał go żywcem oskalpować, a jego skórę powiesił w swojej jadalni. Inne historia opowiadała o tym jak złapał cały pluton swoich ludzi, którzy nie wykonali jego zadania dokładnie i zrzucił ich wszystkich w przepaść. Bez procesu, ani uzasadnienia wyroku. Zgwałcił córkę jednego z baronów w tak bestialski sposób, że dziewczyna wykrwawiła się na śmierć. Jego uczty były zawsze niespodzianką. Jednego wieczoru podeptał całą zastawę i wszystkie dania, a swoim dworzanom kazał jeść z ziemi. Innym zaś razem, nakarmił swych dowódców i odwiedzających go dyplomatów ludzkim mięsem. Oczywiście, powiedział im o tym, gdy posiłek został skonsumowany.
Gdy Szalony Król zjeżdżał na pole walki drżeli zarówno wrogowie, jak i jego żołnierze. Potrafił wykonać egzekucję na całym oddziale, który nie salutował wystarczająco dostojnie na przybycie
władcy. Zabijał dowódców i generałów, ponieważ w chorym umyśle króla uroiło mu się, że wszyscy chcą go zabić. O manii prześladowczej Wishmora mówiło się coraz głośniej. Najwyraźniej król całkowicie tracił rozum.
Zarówno ludzie pojmani w walce, jak i przypadkowi poddani króla nie byli bezpieczni. Urządzał sobie w zamku orgie dewiacji. Zgorszeni poddani królowej Oleandry podnosili bunt.
Tymczasem Hal posłał po wsparcie. Przedostatniego dnia października, Lea odebrała list od Księcia:
„Najjaśniejsza Pani,
Mam nadzieję, że radzisz sobie równie dobrze jak radziłaś sobie, gdy wyjeżdżałem. Żywię nadzieję, że moja matka i Edam są dla Ciebie otuchą, a nie utrudnieniem.
Chciałbym pisać ten list w nieskończoność, mam Ci tyle do opowiedzenia. Ale nie mogę sobie pozwolić na zbyt długą historię. Wkrótce nadejdzie świt i przyprzemy atak. Jeślibym nie doczekał zmierzchu, to wiedz, że jestem szczęśliwy, że pomogłem Ci odzyskać tron. Dopilnuj jedynie, by pamięć o mnie nie umarła, Najdroższa Pani. O moją matkę się martwić nie muszę, ale mam nadzieję, że znajdzie się dla niej kąt na Twoim dworze. Do Ravell nie może wrócić, ponieważ zostałaby od ręki skazana na śmierć, lub Bóg Wszechmogący wie, co gorszego.
Będąc tu domyślam się, że i do Twoich uszu dotarły historie o obrzydliwych postępowaniach Wishmora. Piękna Oleandro, jest gorzej niż możesz sobie wyobrazić. Nasi chłopcy wolą umierać niż dać się pojmać. Muszę położyć temu kres i umrę za tą Sprawę, lecz muszę znów prosić Cię o pomoc. Szanse są tak wyrównane, że bez przewagi liczebnej się nie obędzie. Muszę Cię prosić o to, byś wsparła mnie. Swym błogosławieństwem i siedmioma tuzinami żołnierzy. Zbuduję na tym przewagę i wygram tę wojnę w imię tego w czym mi zawierzyłaś, oddając swoich ludzi pod opiekę.
Pozostaję w przyjaźni,
Książę Hal”
Doprawdy zagwozdka. Cóż zrobić, kiedy lud się buntuje, a przyjaciel prosi o pomoc. Królowa stanęła przed nie lada wyzwaniem. Musiała podjąć kolejną ważną decyzję. Wiedziała, że już teraz jest nielubiana przez tą część szlachty, którą wyrzuciła z ziem, które zajmowali przez prawie piętnaście lat. Stabilizację zapewniało poparcie większości ludu i tych szlachciców, którzy odzyskali czasem ogromne majątki przez reformę przywrócenia. Nie mogąc sobie pozwolić na działanie w ciemno, Oleandra wysłała Edama i hrabiego Stephana na zwiad. Mężczyznom przydało się zajęcie, bo gdyby nie to niechybnie wkrótce by się zagryźli. A Oleandra dość miała ich ciągłych uszczypliwości i awantur na granicy bójek. Niczym matka z dwójką niesfornych dzieci wysłała każdego z nich w inną stronę kraju. Gdy wrócili zasiadła z nimi do wieczerzy, zachęcając gestem:
- Mówcie.
- Południowa część kraju, najbardziej oddalona od granic z Ravell przebąkuje to i owo na temat niezadowolenia. Tam też mieszka Lord Coupè. To on podburza zarówno prosty lud jak i szlachtę. Jest niebezpieczny, ale praktycznie patrząc: nie mają na tyle siły, by teraz się zbrojnie zbuntować. – ocenił trzeźwym okiem Sir Bringthorn, wbijając widelec w kolejny kawał jagnięciny. Królowa przyjęła jego informacje, skinąwszy głową i spojrzała na hrabiego.
- Clandestine?
- Na terenach przygranicznych panuje bardzo wysokie napięcie. Plotki o brutalności Szalonego Króla są podsycane żądzą sensacji plebsu. Boją się ataku. Sami zaczęli się zbroić. Chcą chronić granice.
Zadbałem o to, by sława Wishmora była większa niż na to zasługuje. Siła plotki może być dla nas na wagę złota w tej chwili.
- Podsumowując, Wasza Wysokość, południe jest przeciwne twoim rządom, a północ boi się i zbroi.
- Gratulujemy zmysłu dedukcyjnego. Proponuję, by królowa za wyciągnięcie tych wniosków mianowała cię głową wywiadu. – zakpił Clandestine, dopijając wino w swoim kielichu. Królowa zamiast mianować kogokolwiek kimkolwiek, wzniosła oczy do nieba, po czym wypaliła, zmieniając temat:
- Hal prosił o siedem tuzinów żołnierzy. – Lea spojrzała na swoich doradców, sprawdzając jaką reakcję wywoła ta informacja.
- Za dużo – ocenił Edam. Tak, królowa musiała przyznać mu rację. Jeśli wyślą tyle oddziałów, nie będą mieli wystarczająco wielu ludzi w samym kraju.
- Cztery? – zaproponowała Oleandra. Obaj mężczyźni wyrazili aprobatę. – pozostałe trzy wyślemy dla uspokojenia nastrojów na granicy i na Południu. Och, zarządźcie również pospolite ruszenie. Kto ze wsi będzie chciał ruszyć na wojnę, niech idzie. Uzbroicie ich i wyćwiczycie, a później dołączą do Hala. To rozkręci przemysł, jeśli kowale będą mieli zajęcie. Nagrodzę każdego, kto pójdzie wesprzeć Księcia Bastarda. – ta decyzja najwyraźniej zaskoczyła zarówno Sir Edama jak i hrabiego Stephana. Najwyraźniej nie sądzili, że Oleandra potrafi myśleć tak bardzo do przodu. Była kilka ruchów przed swoimi przeciwnikami. Na tą chwilę, były to ruchy zwycięskie.
Królewskie decyzje wchodziły w życie i ludzie wydawali się być zadowoleni z takiego obrotu spraw. Żadne powstanie nie wybuchło. Żaden bunt nie zapanował na ziemiach Vertigè. Chociaż wyrzuceni ze swoich ziem możnowładcy nie byli najszczęśliwsi z takiego obrotu spraw, siedzieli cicho, gdyż nie mieli wystarczająco dużo siły, by coś wskórać. Oleandra przydzieliła im ziemie, ale wiadomym było, że nie były to równie atrakcyjne miejsca jak te, które sami zabrali sobie siłą przed piętnastoma laty. Zaś ci, którzy ziemie odzyskali stali się na powrót silni i wpływowi, a dzięki zabiegowi królowej, byli również oddani jej bardziej niż wcześniej. Bunt nie wchodził w grę w tych okolicznościach. Jednak gdy nadeszła zima zaczęły się kolejne problemy. Nie oczekiwano, że już listopad będzie tak srogi, a grudzień i styczeń były jeszcze zimniejsze. Szybko skończyły się wszelkie zapasy żywności, jakie mieli poddani królowej. Nawet w samym zamku zaczęto jeść cieniej.
Jakże ciężko było słuchać kolejnych historii o przymierających głodem poddanych. Ze wszystkich sytuacji, które przeżyła w swoim krótkim, bo niespełna rocznym, panowaniu, ta była najtrudniejsza. Patrząc na los wieśniaków, Oleandra była w stanie sama odsunąć sobie jedzenie od ust, byle ludzie mieli co włożyć do garnków. Decyzja o skromniejszym menu nie przypadła do gustu Elisie. Postanowiła poskarżyć się królowej, gdy ta odprawiała posłańca Hala. Obecność szanownej lady zawsze zaznaczona była wyjątkowym zapachem piżmu. Ciężkim, słodkim i obezwładniającym. Nim więc Oleandra spojrzała w stronę gościa, wiedziała, że to właśnie matka Bastarda.
- W czym mogę ci pomóc, Eliso?
- Jaśnie pani, doszły mnie absurdalne pogłoski, jakobyś miała zarządzić oszczędności na kuchni. Oczywiście, wyśmiałam ten żałosny pomysł i..
- To nie są plotki. – przerwała jej tyradę władczyni, wiedząc jak szlachcianka tego nie znosi. Jednak teraz, gdy to ona była królową, a w dodatku gospodynią, Elisa nie mogła zrobić nic poza zgrzytaniem zębami.
- Pani, chyba nie wiesz, co robisz.
- To, co zrobione być musi.
- Dla władcy największą siłą jest wizerunek. Nie niszcz go, pokazując, że jesteś słaba i biedna – lady patrzyła na królową z niedowierzaniem. Jakby nie potrafiła pojąć, że jej gospodyni może być tak głupia i naiwna. Jednak Oleandra nie wyglądała na wzruszoną. Uśmiechnęła się do lady, zaklejając list królewską pieczęcią.
- Droga lady, jestem bardzo wdzięczna za każdą twoją radę. Zgadzam się z tobą: wizerunek w istocie jest najważniejszy. Dlatego chcę pokazać moim poddanym, że jestem w stanie żyć skromniej, gdy i oni zaciskają pasa. Czyż to nie jest najlepsza polityka? Polityka wspólnoty? – Lea spojrzała wymownie na lady znad dokumentów, które przeglądała w międzyczasie. Nie doczekała się odpowiedzi czy Elisa się z nią zgadza, czy nie. Kobieta jedynie wzniosła oczy do nieba i odeszła jak niepyszna, po drodze używając sobie na służbie. Niesamowita była ta lady Elisa. Potrafiła być zarówno pomocna, jak i przeszkadzać jak najgorszy szkodnik. Zamyślona Oleandra patrzyła za odchodzącą kobietą, dotykając swojego nosa gęsim piórem aż zaczęło ją łaskotać. Fuj.
- Wieści od Hala? – z głębi sali rozległ się głos Edama. Oleandra otrząsnęła się z zamyślenia, spoglądając na mężczyznę.
- Owszem.
- Mamy powody do świętowania?
- Edamie, nie sądzę, by wojna była powodem do świętowania. Po każdej stronie umierają ludzie, czyż nie? – królowa upomniała mężczyznę, odkładając pióro. Po chwili rozchmurzyła się, widząc konsternację młodego arystokraty:
- Hal jest cały. Walki trwają nieprzerwanie, ale wygląda na to, że wszystko idzie w najlepszą stronę po wsparciu, które wysłaliśmy ostatnio. – królowa wstała z fotela, wygładzając fałdy sukni. Z jakiegoś powodu Edam nie wyglądał na najszczęśliwszego.
- Coś cię trapi?
- Skąd. Cieszę się, że Hal tak dobrze sobie radzi. Chociaż wolałbym być u jego boku.
- Niż u mojego? – Lea z wyniosłością spojrzała na mężczyznę, zmniejszając dzielący ich dystans.
- Nie, pani, to nie tak… - widząc, jak biedny sir Bringthorn się plącze, Lea roześmiała się,
wprawiając mężczyznę w jeszcze większe zakłopotanie.
- Rozumiem to, Edamie. Wolałbyś przyczynić się do chwały Hala i tworzyć historię na polu walki, a nie dotrzymywać towarzystwa smarkatej królowej i matce swojego przyjaciela. Nie mam ci tego za złe. Ale skoro taka była prośba twojego przyjaciela, postaram się, żeby pobyt tutaj był jak najmniej bolesny. Masz ochotę na spacer? – zaproponowała królowa, wkładając dłonie w mufkę. Na zewnątrz temperatura była dużo poniżej normy, więc wszyscy dworzanie ubierali się nadzwyczaj ciepło. Garbarze i sprzedawcy futer w tym roku byli bogaczami.
- Z przyjemnością. – Edam wydawał się teraz o wiele spokojniejszy. Jakby rozmowa z kimś, kto go rozumie była dla niego zbawienna. Jakby potrzebował zrzucić ciężar z barków. Nie chciał być bawidamkiem, tylko rycerzem. W tym sprawdzał się najlepiej. Och, no nie do końca. Równie dobrze zabawiał damy, ale nie chciał tego robić, gdy w Ravell panowała wojna. Fakt, że Lea go rozumiała tak dobrze dodawał mu otuchy. Powiedział jej tego popołudnia bardzo wiele. Spacerowali po zamarzniętych królewskich włościach tak długo aż w zamku zapłonęły świece, a oni nie mogli przestąpić z zimna ani jednego kroku więcej.
Kilka dni później, w wyjątkowo słoneczny, chociaż mroźny dzień, Oleandra przyjmowała swoich poddanych w sali tronowej, marznąc pomimo rozpalonego ognia. Siedziała w sukni z czerwoną spódnicą i kremowym kubrakiem. Na ramiona miała zarzucony beżowy płaszcz, wykończony białym futrem i zdobiony czerwono-złoto. Na rękach miała długie czerwone rękawiczki, a na głowie królowej błyszczała niewielka korona. Pomiędzy rozpuszczonymi kosmykami włosów połyskiwały diamenciki. Takie same jakie miała wplecione we włosy tej nocy, gdy została porwana przez Edama.
- Wasza Wysokość, ratuj nas. Nie damy rady przeżyć do wiosny. Już teraz jemy suchy chleb. Rozmiękczamy go wodą dla naszych dzieci. Od ostatniego księżyca jesieni nie miałem w ustach nic ciepłego. – rozpaczał wieśniak pod nogami królowej. Padł na kolana, składając dłonie jak do modlitwy. Na jego czerwonych od zimna, zapadniętych policzkach było wiele blizn, a nierówna szczecina na podbródku uwydatniała chudą twarz. Oleandra wstała, podchodząc do mężczyzny. Przybył z najbardziej dotkniętego głodem miasta, Seriff. Nie był pierwszym, który przyszedł błagać ją o pomoc.
Królowa dotknęła podbródka mężczyzny, unosząc jego twarz, by na nią spojrzał.
- Wstań. Nie chcę rozmawiać z tobą jak z poddanym, tylko jak z przyjacielem. – powiedziała, patrząc w oczy mężczyzny w bardzo podobnym odcieniu do jej własnych. – Przybyłeś tu w szczytnym celu. Nie mogę patrzeć jak moi poddani cierpią niedostatek i głód. Dostaniesz wóz z żywnością dla swojej wioski. Ale rozdzielisz jedzenie sprawiedliwie. Będziesz dozorcą. Nakarmimy cię i odziejemy nim wyruszysz w drogę. Zajmę się tą sprawą. Służba!
Królowa odeszła, powiewając peleryną i przez wiele godzin wędrowała po zamku, głowiąc się, jak rozwiązać tą sprawę. Pamiętając swoją obietnicę złożoną przy koronacji nie mogła pozwolić, by jej poddani cierpieli głód. Wiedziała, że następny krok będzie bardzo trudny do przełknięcia przez szlachtę. Ale wolała narazić się znów możnowładcom niż doprowadzić do śmierci głodowej swoim poddanych. Zawezwała skrybę i kazała sporządzić dokument, który miał znieść daninę. Oczywiście, nie całkowicie, ale Oleandra zmniejszyła ją do minimum w czasie od pierwszego śniegu do pierwszych siewów. Możni mieli środki, by sprowadzić jedzenie, wieśniacy nie mieli możliwości zakupu nawet chleba. Gdy dokument został podpisany do komnaty królowej niczym oparzony wpadł Clandestine, wzburzony informacjami jakie usłyszał:
- Wasza Wysokość postradała zmysły!
- Mi również miło cię widzieć, Clandestine. – królowa nie podniosła nawet głowy znad listów, które czytała. Wiedziała, że prędzej czy później hrabia się u niej pojawi. Pozwoliła mu mówić. Choć wzrok miała wbity w pisma, słuchała hrabiego uważnie.
- Ta decyzja może spowodować obalenie twych rządów. Pani, to samobójstwo! To przez szlachtę się utrzymujesz na tronie! Moje majątki zależą w dużej mierze od danin. Nie możesz pozwolić, by przez kilka jęków plebsu twój osąd został zamroczony. To oczywiste, że jako kobieta rządzisz się sentymentami… - zamilknął w połowie zdania, widząc uniesioną dłoń królowej. Ta odłożyła papiery i wstała od sekretarzyka, przy którym zasiadała.
- Wystarczy. Drogi hrabio, doceniam twoje wsparcie i pamiętam o twoich zasługach. Ale na litościwego Boga testujesz moją cierpliwość. To ja jestem królową. A ty jesteś moim poddanym. A ja nie pozwolę na to, by moi ludzie cierpieli głód, by umierali podczas gdy możnowładcy będą pławić się w swoich luksusach. Wiem, czym ryzykuję. Swoją koroną. Swoją głową, co więcej. Tylko wiem też, co obiecywałam. Sobie, tobie i ludowi. Dotrzymam tych obietnic. Nie sądziłeś chyba, że rewolucja jakiej sami dokonaliście będzie dotyczyła jedynie innych. Dasz dobry przykład i pochwalisz moją ustawę. Pomożesz mi, ponieważ przysiągłeś mi lojalność. A ja dopilnuję, byś dostał za to odpowiednią gratyfikację. Jednak od teraz, w czasach zimy, dopóki państwo nie stanie na nogi będziemy wszyscy żyć oszczędniej. Jesteśmy jednym królestwem. Nie będziemy udawać, że niektórzy są równiejsi od innych. A teraz, drogi Clandestine, jeśli łaska, pójdźmy do posłańca od Księcia Hala. Chętnie posłucham, co chce nam przekazać, a ty?
Tego samego wieczoru informacja o zmniejszeniu daniny dotarła do uszu wszystkich. W pewnej tawernie na południu kraju młody Lord i kilku starszych baronów dyskutowali zawzięcie, próbując ukryć swe bogate ubrania pod starymi płaszczami i popijali mocne, ciemne piwo, pomimo alkoholu we krwi, starając się być cicho.
- Nie pozwolę, by tak było.
- To koniec. Czekamy tylko na odpowiedni moment.
- Świat jest u naszych stóp, panowie. – młody, płowo rudy Lord uniósł swój kufel z piwem i wypił za powodzenie misji, którą sobie wyznaczyli. A cel był nie lada gratką.
Oleandra bardzo szybko się odnalazła w nowej roli. Jest tak zdecydowana, że czasem aż mam ochotę nazwać ją apodyktyczną. I jest wyjątkowo dobra i sprawiedliwa – zastanawiam się tylko, czy to wystarczy, żeby utrzymać się na tronie dość długo. Osobiście mam nadzieję, że nie (bo jestem podła XD) i że okoliczności wymuszą na niej większe ustępstwa.
OdpowiedzUsuńSzalony Król z miejsca jest moim ulubieńcem, jakkolwiek to nie brzmi. Lubię takich freaków i jestem ciekawa, jak się rozwinie ta sytuacja. Wygra dobro czy raczej okaże się, że nawet to szaleństwo króla ma podwójne dno? Omoshiroi, omoshiroi. W sensie, że to interesujące :D
No i ta końcówka, świat u stóp, rudy Lord. Nie wiem, czy to jakiś mój fetysz na temat rudości, czy po prostu sytuacja daje mi powód do kolejnych domysłów, ale coś mi się zdaje, że się Oleandra może bardzo zdziwić pomysłem tego człowieka i jego kumpli.
Jest dobrze i bardzo się cieszę, że poszłaś w moje ślady i dodałaś szósteczkę :D
Mam nadzieję, że szybko naskrobiesz kolejny rozdział i dasz mi o nim znać.
Pozdrawiam,
Hagiri z Rozmów Międzymiastowych
Dzielna dziewczynka. Może rzeczywiście zrobiłam z niej trochę zaborczą osobę, ale hej, w końcu ma koronę na głowie (jeszcze xD). A poza tym, zauważ, że czas od jej koronacji już trochę upłynął, więc nie jest aż taką dzieciną. Ale z pewnością robi się coraz bardziej bezczelna ;).
UsuńSzalony Król jest też moim ulubieńcem. To znaczy... całą moją ciemną stroną. Na początku miał być postacią tylko na rozdział, czy półtora, ale tak wyszło, że jeszcze przez jakiś czas będzie bólem du...szy bohaterów ;D.
Haha, rudości są fajne. Farbowałam się na rudo przez dobre pięć lat. Stare dobre czasy *.* na pewno ten rudzielec jeszcze się pojawi i to w dosyć istotnej roli, więc możesz swoje domysły dalej ciągnąć i zobaczymy czy miałaś rację ;>
Jak tylko naskrobię, to od razu Ci o tym napiszę. No i będę czekała na kolejną Rozmowę!
pozdrawiam <3.
O ludzie, przybywam!
OdpowiedzUsuńNie musisz mnie informować (choć to miłe), bo mam cię w obserwowanych blogach, a może nawet w polecanych. Moja skleroza tak ma. W skrócie wiem o każdym następnym rozdziale i rozdzialiku.
Lea jest taka dobra, sprawiedliwa, mądra. Czy tylko mi sprawia wrażenie takiej idealnej (bez urazy). Z drugiej strony to może i dobrze, bo już wolę to niż jak każdy każdego morduje bez powodu i ludzie zastanawiają się usilnie nad jego psychiką.
Król to normalnie jakiś psychol, więc nie, nie powiem o nim nic.
Szykujesz może jakąś rebelię czy coś (rudy jest podejrzany)? Czy będzie niedługo jakiś wątek miłosny?
Jakoś tak w pośpiechu zapomniałam, że mi o tym obserwowaniu pisałaś (albo, że mogłam sobie sprawdzić obserwatorów XD).
UsuńSpokojnie, wszystko się buduje tu w jakimś celu. Na pewno Oleandra jest dobrym człowiekiem, ale nie jest kryształowa. Zobaczysz sama myślę, że już w następnym rozdziale. Najpóźniej za dwa.
Rudy jest podejrzany. I jeszcze wróci, żeby namieszać. A wątek miłosny też może się pojawić ;)
Podoba mi sie, fajne i wciagajace opowiadanie. Kiedy czytam to co napisalas czuje sie jak w calkiem innym swiecie, tak jak podczas czytania dobrych ksiazek :) Pozdrawiam i czekam na wiecej.
OdpowiedzUsuńhttp://niktnicniczym.blogspot.de/
Dziękuję bardzo za miłe słowa. Staram się jak mogę, żeby zbudować atmosferę tego świata, więc cieszę się, że ją czujesz.
UsuńCieszę się, że Oleandra radzi sobie w byciu królową, choć widać nie jest to proste. Podoba mi się, że jest taka wyrozumiała i dobra. Ciekawi mnie, jak potoczą się jej dalsze losy - nie każdy docenia dobroć i sprawiedliwość. No cóż, tak to już jest, kiedy przebywa się w otoczeniu pełnym ambicji... Nawet władca nie może czuć się bezpiecznie.
OdpowiedzUsuńJejku, uwielbiam... Po prostu uwielbiam tego typu historie. Królewskie dwory zawsze pełne były konspiracji, rywalizacji, kłamstwa. Można się tam spodziewać wszystkiego :).
Za każdym razem jestem pod wrażeniem tego, jak piszesz. Powinnam już przywyknąć, w końcu to już szósty rozdział, jednak ja i tak wybałuszam oczy :). Piszesz tak pięknie.
Życzę Ci dalszej weny i pozdrawiam ciepło.
Powiedziałabym, że szczególnie władca nie może czuć się bezpiecznie. Na jego potknięcie czeka chyba każdy. Albo ze względu własne pobudki, albo przez wzgląd na łaknienie zwykłej sensacji.
UsuńMiło mi słyszeć, że odnajdujemy upodobanie w podobnych klimatach. Lubię spiski, tajemnice i podtruwanie się. Zwłaszcza, kiedy na scenę wchodzą kobiety. Wtedy zawsze jakoś robi się tak wyjątkowo... ciekawie xd.
A ja wciąż czuję się w obowiązku, żeby dalej stawiać poprzeczkę wyżej i pracować nad pisaniem, bo do ideału mi daleko. Ale staram się i miło mi być docenioną.
Pozdrawiam serdecznie ;)
Oleandra jest dobrą królową :) Kurde za szybko wszystko przeczytałam i teraz muszę czekać na kolejny rozdział ;/ No cóż XD Mam nadzieję, że szybko go napiszesz bo bardzo spodobał mi się twój blog c: Ładnie i płynnie piszesz więc bardzo dobrze i szybko się czyta. Będę tu wpadać regularnie c:
OdpowiedzUsuńŻyczę duuużo weny i pozdrawiam :3
Haha, postaram się dodać tak jak zawsze, w środę ;D
Usuńcieszę się, że Ci się podoba. Miło mi słyszeć, że Ci przypadł do gustu mój mały świat ;)
zaraz podglądnę, co Ty tworzysz.
pozdrawiam serdecznie
Nominujemy Cię do LBA ^^ Więcej informacji-> http://lovemeyourpsycholove.blogspot.com/p/lba.html
UsuńW tamtych czasach piętnastolatek to chyba nie było już dziecko, a młody mężczyzna, a przynajmniej mnie się tak wydaje.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się polityka Królowej, by żyć skromnie, byleby wieśniaki i poddani mieli co jeść. W końcu naród to jej siła, gdyby nie on to nie byłoby wojska, podatków, niczego, ale widać, ze królestwo tonie w biedzie i głodzie. Jak sobie z tym poradzi? Zniesienie... obniżenie podatków, zapewni że możni będą mogli kupić jedzenie z innych księstw, skądś sprowadzić, ale co z biedotą? Pozwoli im zginąć? Powinna czasami zacisnąć zęby i dać innym pocierpieć, dla swojego dobra i dobra większości, bo... nie da się tak rządzić, by wszystkim było dobrze, bo ludzie nie są równi, są równi i równiejsi i chyba zawsze tak było. Ona się do rządzenia nie nadaje. Znaczy popieram ją, ale też wiem, że rządy potrzebują by trzymać je twardą ręką. Staram się po prostu myśleć logicznie, przedsiębiorczo, tak po królewsku, a ona myśli ludzko, kieruje się empatią i uczuciami. Za dużo w niej altruizmu jak na rządzącą.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com
W tym rozdziale ewidentnie widać jak Oleandra stała się pewną siebie królową. Podoba mi się, że potrafi być twarda i zarazem sprawiedliwa.
OdpowiedzUsuńZ pewnością nie będzie jej tak łatwo poradzić sobie ze wszystkim i Clandestine też ma nieco racji. Czasem empatia i dobre intencje nie wystarczają.
Tym nie mniej podziwiam ją za determinację i dobre serce.
Bardzo ciekawy rozdział.
Pozdrawiam,
Skye :)