Spis treści

wtorek, 30 czerwca 2015

7.

„Droga Oleandro, 
Twoje poprzednie listy osłodziły mi sromotę wojny. Myśl o oczekiwaniu na odpowiedź na kolejne jest dla mnie dreszczem przyjemności.
Zastanawiałem się, Wasza Miłość, od czego powinienem zacząć. To, co dzieje się na polu bitwy nie jest warte Twych wyobrażeń. Nie zniósłbym, gdyby Twoje oczy musiały oglądać to z czym ja żyję na co dzień. Jednak sądzę, że powinnaś wiedzieć, że w Nowy Rok powitaliśmy zwycięstwem pod Bestille, a od dwóch tygodni przygotowujemy się do naporu na miasto portowe, Laverne. Myślę, że jeśli uda nam się je zdobyć droga na stolicę będzie stała otworem. Powiew wiatru od morza sprawia, że oddycham pełną piersią. Posyłam moje najcieplejsze myśli w twoją stronę. Przyznam, że te zimne, lodowate wręcz noce, ociepla mi pisanie tych listów. Jesteś moim przyczółkiem w sztormie. Wiem, że nie rozbiję się bez celu i wiem, że będę miał gdzie wrócić. Jest tyle rzeczy, które chciałbym opowiedzieć Ci osobiście, Piękna Oleandro.
Jak się bawisz jako królowa? Czy korona już Ci ciąży (mam nadzieję, że nie)? Czy Edam sprawia się jako towarzysz? Czy moja matka nie sprawia kłopotów? Chcę wiedzieć wszystko. Pisz, bądź mą słodką odskocznią w tym piekle, Najdroższa Królowo.
Twój wierny, 
Hal.”

„Słodki Książę,
Za każdym razem, kiedy oczekuję na Twoją wiadomość czuję się jednocześnie podekscytowana, jak zmartwiona. Boję się, że tym razem list nie nadejdzie. Moje serce drży z przerażenia o Ciebie i naszą Sprawę. Liczę jednak, że zwyciężycie i wkrótce będziesz przy mnie. Ty i wszyscy zasłużeni żołnierze. Przez te miesiące, kiedy pisujemy do siebie nabrałam brzydkiego nawyku myślenia o Tobie za często, by móc mówić, że jesteś tylko sojusznikiem. Twoja przyjaźń, Książę, jest najważniejszą więzią jaką nawiązałam w tym samotnym czasie mojego rządu.
Bycie królową nie przychodzi tak łatwo jak sądziłam. Och, oszukuję Cię. Jest jeszcze trudniej. Myślenie o każdym swoim kroku, o każdym słowie i dokumencie ze wszystkich możliwych kątów mnie straszliwie męczy. Te wiadomości do Ciebie są jedynym momentem, kiedy mogę być sobą – Leą.
Pytałeś o tak wiele rzeczy. Twoja matka sprawuje się bardzo dobrze. Odnalazła się na moim dworze i wydaje się lubić to miejsce. Chociaż oczywiście, tęskni za swym dzielnym synem i nie powstrzymuje się przed opowiadaniem o Tobie niestworzonych historii. O ile wiem jak dzielny jesteś, nie sądzę, byś dał radę pokonać samotnie dwudziestu łuczników jedną strzałą. Czy to w ogóle jest możliwe? Za to Edam jest moim światłem w mroku. Gdy korona robi się zbyt ciężka, zdejmuje ją z mojej głowy i daje mi odpocząć. 
Wkrótce nadejdzie luty. Mówią, że będzie cieplejszy. Zobaczymy. Mam taką nadzieję, bo wiem, że to potrzebne naszym żołnierzom i Tobie, Najsłodszy Książę. Czekam na wieści, czy Laverne się utrzymuje,
Oddana Lea.”

„Pani! 
Wybacz krótką notatkę, ale zwyciężyliśmy! Laverne nasze! Port zdobyty. Płyniemy ku Tobie!
Hal”

- Teddy! – podekscytowana dzisiejszym powrotem księcia, Oleandra wyczekiwała w oknie. Na wołanie królowej przybiegła służka. Dziewczyna o okrągłej twarzy i małych, nieco świńskich oczach, z grubym, płowym warkoczem zawiązanym dookoła jej głowy. Skłoniła się królowej, w duchu zazdroszcząco wzdychając. Królowa miała takie piękne suknie. Dzisiejsza była śnieżnobiała. Miała długie rękawy z przezroczystego materiału, takiego samego z jakiego była warstwa wierzchnia sukni. Prosty krój ze złotymi zdobieniami na materiale cieniutkim jak listek przywodził na myśl malunki jakie zostawia na oknach mróz. Dekolt był zdobiony kilkucentymetrowym złotym kołnierzem nadając królowej bardzo kobiecy wygląd.
- W czym mogę pomóc, Wasza Wysokość?
- Czy wszystko jest gotowe? 
- Tak. Jeśli chcesz, możesz sama skontrolować.
- Nie ma takiej potrzeby. Ufam ci, droga Teddy. – królowa potrząsnęła przecząco głową, wprawiając w ruch ciemne pukle włosów, trzymane w ryzach przez srebrny diadem z niebieskimi kamieniami.     Przywodziły na myśl niezapominajki. Taki sam kolor miał haft na śnieżnobiałej pelerynie królowej, którą ta teraz w pośpiechu zakładała. Usłyszała odgłos trąb, zwiastujących powrót Księcia i jego oddziału z wojny. Oleandra obróciła się i ruszyła do wyjścia.
- Pani! Rękawiczki! – Teddy podreptała za królową, podając jej skórzane, ozdobione złoto-niebieskim haftem rękawiczki. Oleandra miała dziwny zwyczaj zapominania o takich rzeczach. A wszak królowa musiała dbać o swoje zdrowie. Dlatego też miała Teddy, jak służka zwykła uznawać.
Orszak, czekający na zamkowym dziedzińcu z niecierpliwością i drżąc z chłodu oczekiwał na powrót
Hala.

Królowa dotarła do nich, gdy Książę przejeżdżał przez bramy. Nie mogąc dłużej powstrzymywać zniecierpliwienia, pobiegła do książęcego rumaka, przedzierając się przez tłum dworzan. Młodość nie zawsze idzie w parze z królewskim dostojeństwem. A przecież Lea nie skończyła jeszcze dziewiętnastu lat. Hal, pomimo że nieco starszy, nie zachował się bardziej powściągliwie. Zeskoczył z konia, niedbale oddając lejce stajennemu i złapał w ramiona królową. Po chwili śmiechu i radości oboje opanowali swoje emocje. Hal wypuścił dziewczynę z objęć i skłonił się do jej dłoni.
- Witaj, Wasza Wysokość. Nie wiesz jaka to przyjemność móc cię znów zobaczyć.
- Równie wielka jak i dla mnie. – odpowiedziała królowa, zarażając swym uśmiechem. Spojrzała na towarzyszących Halowi mężczyzn i rozpostarła ramiona – Widok was wszystkich sprawia, że moje serce rośnie. Wchodźcie, przygotowałam dla was strawę i odpoczynek. Wieczorem czeka nas zabawa. Musimy uczcić wasz powrót. Dzisiaj będziemy się radować – zarządziła królowa. I rzeczywiście, serca wszystkich dworzan wypełnione były radością. Powitań, uścisków i opowieści nie było końca. Jedyną osobą, która była wyjątkowo cicha i skryta, była Elisa. Lady stała z tyłu orszaku i oceniała zachowanie swego syna.
    Miał do tej pory tyle kobiet, że ciężko zliczyć. Nic w tym dziwnego, że lgnęły do niego jak pszczoły do miodu. Wszak był przystojnym, bogatym, świetnie wychowanym i inteligentnym, młodym mężczyzną. Która nie chciałaby taka złapać jako męża? Elisa nie miała nic przeciwko romansom syna. Młodość ma swoje prawa. Kimże by była, gdyby moralizowała Hala, gdy sama powołała go na ten świat w przypływie młodzieńczej namiętności. Nie miałaby nic przeciwko nawet, gdyby Hal znalazł sobie żonę. Upatrzyła już kilka kandydatek na synową. Przez chwilę myślała, jakby to było, gdyby to właśnie Oleandra została jej synową. Szybko przekreśliła ten związek. Nie mogła pozwolić, by Hal ożenił się z kimś tak wpływowym. Och, nie. Nie o to chodziło. Ewentualna żona mogła być wpływowa, ale nie mogła być tak uparta jak ta młoda królowa. To doprowadzi go przecież do ruiny. Nikt nie wiedział jak sterować życiem Hala równie dobrze, jak sama Elisa. Na Boga i wszystkich Świętych, nikt nie wie lepiej, co lepsze dla dziecka niż matka. Z zamyślenia wyrwał ją nie kto inny jak właśnie syn.
- Matko, cóż to za mars spowija twoje czoło? Czyżbyś nie cieszyła się na mój widok?
- Och, synku, absurd! – Elisa rozpostarła ramiona, przytulając mocno Księcia. Ująwszy syna pod ramię, weszła za królewskim orszakiem na kolację.

Po uczcie, gdy wszyscy szykowali się do wieczornego balu z komnaty Elisy rozległo się wołanie. Po kwadransie z królewskiej stajni wyruszył posłaniec z listem. Elisa zaś zabrała się do przygotowań na
bal maskowy. Przypominała jeszcze bardziej Królową Śniegu, wchodząc na salę balową po dwudziestej niż zazwyczaj.
    Rozpuściła blond pukle, wkładając na głowę diadem z białym diamentem. Miała na sobie srebrzystą spódnicę, połyskującą z każdym ruchem i gorset z łabędzich piór, również posrebrzony. W ręce dzierżyła różdżkę, która do złudzenia przypominała królewskie berło. Nawet pantofle Elisy były srebrne. Trzeba przyznać, nie było na balu większej gwiazdy.
- Twoja matka świeci dziś jak całe niebo – zauważyła królowa, siedząc przy stole wraz z księciem. Miała na twarzy szarą maskę z kilkoma cyrkoniami. Gorset sukni królowej, zrobiony jakby z łusek smoka w kolorze oliwkowym był powlekany drapowanymi szarfami na starożytną modłę w takimiż odcieniu. Na plecach miała łuk, a w ręce strzałę.
- Musi pokazać kto tu rządzi, Amorku – odpowiedział książę zza swej czarnej przepaski na oczach. Był banitą. Cały w czerni, zapięty pod szyję ze złotymi guzikami. Prezentował się wyjątkowo urodziwie. Czarna prostota pasowała królowi bez korony.  
– Zatańczymy? – spytał zamaskowany banita, wyciągając dłoń do królowej.
- Z przyjemnością. – odpowiedział amor, wstając i falując miękkimi warstwami oliwkowej sukni, dała się zaprowadzić na parkiet.
    Świat wirował przy migocącym świetle świec, a kolorowe, zamaskowane pary wirowały w takt muzyki. Pewien banita tulił ciało mitycznego bożka miłości do swojego, marząc by ten wieczór nigdy się nie kończył. Z drugiego zaś rogu sali, błyszcząca siłą miliona gwiazd Królowa Śniegu marzyła, by ten wieczór skończył się natychmiast.

Od balu maskowego na początku karnawału minęło już wiele dni. Nastąpiły już pierwsze siewy. Szlachcice uspokoili swoje nastroje, a wieśniacy przeżyli zimę nie poddając się fali głodu. 
    W Vertigè wszystko działo się jak należy. Jednak władczyni siedziała na tronie zasłaniając zapłakane oczy. W dłoni królowa ściskała list. Elisa, która przybyła właśnie do zamku po wakacjach na wsi, gdzie gościła u państwa Artem, spojrzała na czarną suknię, jedwabną królowej i poczuła, że chłód mrozi jej serce.
- Oleandro, co się dzieje? – spytała z przerażeniem. Królowa odsłoniła zapłakane oczy. Wyciągnęła dłoń z listem w stronę Elisy, poruszając przy tym krótką pelerynką do łokcia, wszytą pod perłowy dekolt sięgający aż szyi władczyni.
- Spójrz, droga Eliso. Zobacz, ilu ludzi zginęło w bitwie, prowadzonej przez Hala. Zginęli, bo wysłałam ich na wojnę. Za moją decyzję zapłacili taką cenę. Ich dzieci nigdy nie zobaczą ojców. A żony nigdy nie ucałują już mężów. Eliso, to nie do zniesienia. – zaszlochała królowa, nie przejmując się obecnością strażników w sali.
- Ale czy coś stało się Halowi? – Elisa wydawała się nie być zainteresowana stanem kogokolwiek innego. W szczególności samej królowej.
- Nie, jest cały i zdrowy. Ale spójrz, widzisz? – Lea znów schowała twarz w dłoniach. W tym czasie Elisa wyciągnęła jej z ręki list i złapała za ramię, wyciągając z sali. Poruszając ciężką, bawełnianą suknią w beżowym odcieniu ze złotym tłoczeniem i kryzą, podkreślającą uwodzicielsko wyeksponowany dekolt, pociągnęła za sobą królową korytarzem.
- Na Boga, weź się w garść, dziecko. – syknęła przyciszonym głosem. Zamknęła za nimi drzwi w bibliotece i podała królowej chusteczkę – jesteś królową, do stu piorunów. Nie możesz mazgaić się za każdym razem, kiedy ktoś za ciebie zginie. Taka już wasza rola. Przywyknij. Wysyłacie ludzi na śmierć. A oni umierają za ciebie. Czego się spodziewałaś? Wiecznego karnawału? Masz ręce zbrukane krwią od dnia, w którym objęłaś ten tron, Leo. A już na pewno nie okazuj tych swoich sentymentów przy poddanych. Chcesz płakać – płacz sama. Nikt nie może widzieć królewskich łez. Ty masz być niczym marmurowy posąg. Trwać niewzruszona choćby świat się walił. Chcesz, żeby widzieli cię jako słabą władczynię? Ileż razy ci powtarzałam: dla władcy pozory są wszystkim! – syk Elisy był do złudzenia przypominający ton w jakim oficer łaje swojego żołnierza, gdy ten poddaje się panice, widząc umierających na wojnie towarzyszy.
- O czym ty mówisz, Eliso? – królowa zmrużyła wilgotne oczy, spoglądając na Lady z niedowierzaniem – Dzieci tracą ojców, a żony mężów, a ty mi mówisz o postrzeganiu mnie w taki, a nie inny sposób? Jesteś pozbawiona serca.
- Być może. Ale przeżyłam z godnością hańbę. Obróciłam ją na swoją korzyść i stałam się najbogatszą i najbardziej wpływową kobietą w Ravell, jednocześnie będąc kochanką króla i wychowując jego bastarda. Myślisz, że osiągnęłam to żałosnym pociąganiem nosem?
- Nie. Osiągnęłaś to sercem zimnym jak najmroźniejsza noc w roku. Wyjdź stąd i nie zatruwaj mi serca. Nigdy nie będę kobietą z litej skały.
- Więc przygotuj sobie dużo poduszek, bo upadki dla królowych nie są przyjemne. – Elisa wyszła z komnaty królowej, stukocząc jasnymi obcasami. Oleandra została sama w bibliotece. Oparła podbródek na dłoniach i westchnęła.
    Czy Elisa rzeczywiście mogła mieć rację? Czy taki właśnie los miała od teraz mieć? Los nieszczęśliwej kobiety, która nie będzie mogła się uśmiechnąć, ani zapłakać, by nie okazać słabości? Och, jakże chciałaby teraz móc oprzeć się na czyimś ramieniu i wypłakać. Jakby chciała ściągnąć z głowy złoty diadem, nabijany perłami, pasującymi do tych w kołnierzu jej żałobnej sukni. Oddałaby te wszystkie suknie, perły, złoto i diamenty za powrót do swojego życia sprzed objęcia tronu. Oddałaby… czyżby? 
    Czyżby, Leo? Oddałabyś wszystko, by wrócić do bycia niesamodzielną, przestraszoną własnego cienia, głupiutką nastolatką? Twoje powodzenie w życiu zależało od mężczyzny, któremu oddałabyś swoją rękę. Teraz zależy ono tylko i wyłącznie od twoich decyzji. Nie tylko zresztą twoje życie, ale życie wszystkich, którzy posadzili cię na tym tronie. To brzemię, ale i przywilej. Tak, Elisa miała w jednym rację. Nie osiąga się wielkości użalając się nad sobą. Ale z pewnością nie zmieni się w kamień. Nie pozostanie niewzruszona. Kochała swój lud i jego szczęście będzie wywoływało uśmiech na twarzy jego królowej, a nieszczęście, będzie przywoływało łzę na jej policzek. Taką królową chciała być. Podjąwszy decyzję, Lea wstała i wróciła na tron z nową siłą w sercu. Zamierzała stawić czoła tej żałobie z godnością, ale i człowieczeństwem. Jednak ciemne dni miały dopiero nadejść wraz z nadejściem ciepłego, południowego wiatru…


Wszystkie oddziały Hala stanęły jak zaklęte, by po chwili zacząć liczyć straty. Nie spodziewali się takiej porażki. Widział stosy ciał i tłumy ludzi, konających w mękach. Dobrych ludzi. Ludzi, którzy mieli rodziny. Których rodziny w dużej mierze znał. Serce Hala ścisnęło się, gdy kuśtykając, wspiął się na wzgórze, by w świetle brzasku zobaczyć straty.
    Nie spodziewali się zasadzki. Wishmore ich zaskoczył. To była jego wina. Hala. Tylko i wyłącznie. Był dowódcą i nie dopilnował, by nic nie było w stanie go zaskoczyć. Odkąd pamiętał zajmował się wojaczką. A teraz zachował się jak żółtodziób. Nie przeanalizował sytuacji tak
wnikliwie jak powinien. Paradoksalnie, poczuł się bardzo, bardzo stary. A przecież miał ledwie dwadzieścia pięć wiosen. A jednak, patrząc na pogorzelisko czuł jakby miał wiele więcej lat. I był tak bardzo zmęczony. 
    Patrzył w puste, martwe oczy towarzyszy broni i miał wrażenie, że oskarżycielsko rzucają mu wyzwanie. Widział nienaturalnie powyginane kończyny i leżące bezwładnie ciała. Miał wrażenie, że ten widok na zawsze pozostanie w jego umyśle. Do końca życia miał prześladować go zapach śmierci, unoszący się nad tą niewinną polaną. Czuł jej odór i miał wrażenie, że powinien leżeć tam, wśród trupów. Słyszał jęki i błagania. Agonalne krzyki, umierających w cierpieniu rycerzy, sprawiały, że Hal tracił rozum. Nie wiedział jak długo tam stał, jednak po chwili nastała absolutna cisza. A ona była jeszcze straszniejsza. Jeszcze cięższa i bardziej nawiedzona. Bastard mógłby przysiąc, że słyszał szepty i pokpiwające śmiechy, odchodzących w nicość dusz. Cisza. Takiej ciszy nigdy więcej nie chciał słyszeć. 
    Hal bezsilnie opadł na mokrą od rosy trawę i schował zakrwawioną twarz w dłoniach. Nie czuł bólu fizycznego. Nawet nie wiedział, czy ślady krwi na jego ciele należą do niego. Bardziej bolała Bastarda porażka. Mogli stracić wszystko. Ta Czarna Noc mogła kosztować ich zbyt wiele. Był odpowiedzialny za tylu ludzi, a tylu z nich zawiódł. Po ukrytym ze wstydu policzku Hala spłynęła jedna, samotna łza. Tak samotna, jak samotny czuł się on. 
Zaraz po walce ktoś wysłał list do Vertigè. Musiał już dawno dotrzeć. Wyobrażał sobie, że Oleandra musiała być teraz równie rozbita jak on sam. Hal wypuścił ze świstem powietrze z płuc, boleśnie uświadamiając sobie jak strasznie chciałby być teraz w królestwie Lei. Chciał móc jej to wszystko wytłumaczyć i przeprosić. Wstydził się tego, jakim nieudacznikiem był.
- Panie, list z zamku – odezwał się zza jego pleców posłaniec, wyrywając księcia z zamyślenia. Hal wyciągnął rękę i podziękowawszy, odczytał słowa królowej Oleandry.

„Przyjacielu,
    Piszę ten list owładnięta najczarniejszą rozpaczą. Nie potrafię unieść ciężaru porażki, którą ponieśliście, gdy pomyślę o tych wszystkich wdowach i sierotach, które będę musiała poinformować o śmierci ich ojców, mężów, synów, braci i przyjaciół. Lecz nadal to myśl o tym, co musisz przeżywać Ty jest dla mnie najtrudniejsza do zniesienia. Jesteś, Przyjacielu, wrażliwy i wyobrażam sobie, że teraz siedzisz gdzieś samotnie, odizolowany od wszystkich, gryząc się odpowiedzialnością za to, co się stało. Nie warto tego robić. To nie Twoja wina. To wina Wishmora i jego szaleńczych działań.
    Gdy nastanie świt pójdę do tych wdów. Pójdę do sióstr i sierot. I opowiem im, że ich ojcowie zginęli w najbardziej szlachetnej sprawie. Że zginęli, walcząc za sprawiedliwość i lepsze jutro. Postaram się osłodzić im rozpacz, zaszczepiając w nich dumę i nadzieję. Bo to jedyne, co może pomóc nam przetrwać te czarne dni.
    Ale by mieć siłę spojrzeć w oczy żywym, muszę wiedzieć, że Ty spojrzysz w oczy martwym. Więc wstaniesz teraz i wyłonisz się ze swojej kryjówki. Oddasz hołd tym, którym zmarli i pójdziesz dalej po to, co Twoje. Bo tylko w ten sposób będziemy oboje mogli ze spokojem ducha spotkać się z tymi, co polegli w Królestwie Niebieskim.
    Musisz być silny, Przyjacielu, a ja będę czerpać Twoją siłę. I będę się dzielić swoją siłą z Tobą. Nie uciekaj od swojego przeznaczenia, bo nie ma już od niego odwrotu. Mój drogi Halu, bądź władcą, w którym pokładam nadzieję. Ja i moi ludzie, którzy dla Ciebie walczą. Nie ugnij się.

Oleandra.”

    Hal, odłożywszy list, uniósł wzrok na niebo, jaśniejące poświatą wstającego dnia. Oleandra znała go tak dobrze, że nawet wiedziała, jak zareaguje na tą trudną sytuację. Wiedziała też, że będzie potrzebował wsparcia. I nawet będąc o daleko od niego, potrafiła mu je zapewnić. Uśmiechnął się, pokrzepiony jej listem. Tak, wiedział, co musi zrobić i wiedział, że wszystko, co zrobi będzie służyło dobremu celowi. Wstał więc i mocno zaciskając w dłoni list, jakby była to dłoń najdroższej przyjaciółki, poszedł do swoich ludzi, by przegrupować siły i zająć się tymi, którzy potrzebowali teraz przywódcy bardziej niż kiedykolwiek.

11 komentarzy:

  1. Rozdział jest tak cudowny, że wybacz, ale nie napiszę długiego komentarza, bo nie mam o czym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj!
    Trafiłam na Twojego bloga z katalogu Euforia. Zareklamowali Twój rozdział zaraz po moim i uznałam, że to musi coś znaczyć! :D
    Muszę powiedzieć, że bardzo zaintrygował mnie pomysł na Twoją opowieść. Póki co rzuciłam tylko okiem na najnowszy rozdział, żeby zobaczyć jakim językiem piszesz i wstępnie stwierdzam, że podoba mi się tutaj. :)
    Po weekendzie będę miała więcej czasu, wtedy wpadnę na dłużej, przeczytam wszystko solidnie i na pewno się odezwę.
    Tymczasem pozdrawiam i życzę dużo, dużo weny!
    Valakiria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi, że do mnie zajrzałaś i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. Cieszę się, że podoba Ci się moje opowiadanie.
      Jutro, albo w środę powinien pojawić się nowy rozdział, więc jak najbardziej zapraszam ;)
      pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  3. Ciocia Wikipedia głosi: "pełnia, całość, doprowadzenie czegoś do końca". Oto symbolika liczby siedem. Szczęśliwie nie doprowadziłaś jeszcze historii do końca, bo naprawdę dużo się dzieje, a mnie zżera ciekawość.

    Praktycznie cały rozdział czytałam na wdechu. Hal kupił mnie totalnie. Rada Elisy z kolei faktycznie jest niesamowicie brutalna, ale przy tym równie użyteczna i życiowa. Rozpoczęcie rozdziału od listów bardzo mi się spodobało. W ogóle to, że przytaczasz te listy, jest takie subarashī (w sensie, że świetne :D). Tego mi właśnie brakowało w Reignie (chyba że przespałam), jak Franek ruszył powojować pod Calais.

    To ja się teraz grzecznie pytam – kiedy następny rozdział? :)) Bo chcę pod nim napisać: "doskonałość, nieskończoność, obfitość", jak głosi ta nieszczęsna Ciocia Wikipedia~!

    Pozdrawiam,
    Hagiri z Rozmów Międzymiastowych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój sposób komentowania jest równie wciągający jak sposób pisania ;D
      Nie bój się, nie zamierzam doprowadzać historii do końca. Mam jeszcze mnóstwo pomysłów do zrealizowania i chcę, by ta historia była opublikowana od początku do końca (choć problem jest taki, że końca nie widać).

      O, i jeszcze się z Twoich komentarzy uczę. Bardzo miło jest usłyszeć komplement i to w języku, który brzmi jak najpiękniejszy i najbardziej egzotyczny język na świecie ;D. W Reignie rzeczywiście nie było listów. Trudno byłoby to tam wpleść. Chociaż... jakaś muzyczka, kadr jak Franio siedzi gdzieś na polu bitwy i odczytuje list narracją głosu Adelaide... właściwie byłoby to całkiem zgrane. Masz rację. Brakowało tego xd.

      Następny rozdział pojawi się jutro, albo pojutrze. Jak najszybciej, w każdym razie. Ciocia Wiki zawsze nieomylna <3.

      Pozdrawiam Cię gorąco

      Usuń
  4. Przepraszam za nieobecność pod rozdziałem 6, ale nie było mnie przez tydzień! Po stokroć przepraszam!

    Jak to szybko zleciało. Już rozdział 7? Aż nie mogę uwierzyć. Nie jestem pewna, ale śledzę losy Oleandry od 4 lub 5 rozdziału, więc to i tak sporo, naprawdę. ;)

    Nawet nie wiesz, jak samą Oleandrę lubię! Jak kiedyś napisałaś, nie lubisz bezpłciowych mimoz i to dobrze, bo sama ich nie znoszę. Lea jest prawdziwą władczynią - silną i nie bojącą się podjąć ryzyka. Z jakiegoś powodu wybór Adalaide Kane na królową wypadł idealnie. Zawsze, gdy czytam rozdział, właśnie ona pojawia się w mojej głowie jako Oleandra, a dobrze dobrana obsada to pierwszy klucz do wielkości.

    Jak ja lubię realcję Oleandry z Halem! Coś mi się wydaje, że może się między nimi coś wydarzyć,a to z kolei może się nie spodobać Elisie. Może zacznie knuć przeciwko królowej? W końcu mogłaby wykorzystać do tego nieprzychylnie patrzących na rządy królowej lordów. Hmm... Ciekawie, ciekawie.

    Te listy Hala do Oleandry i odwrotnie strasznie wzruszające. Chcę więcej Haleandry! (Tak, już wymyśliłam parring xd)

    Pozdrawiam, Native

    http://martwi-przed-switem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepraszaj. Zupełnie nie masz za co. Ja również byłam ostatnio niezbyt uchwytna, więc nawet nie miałam jak zajrzeć. Niemniej jednak, bardzo cieszę się, że wpadłaś do mnie ;>.

      O, to tu się zgadzamy. Bardzo uważam, żeby mi nie wyszła z Oleandry bezpłciowa damulka, bo to by było moje pisarskie samobójstwo. Grrr. Kobieta to ma mieć jaja (paradoksalnie) XD. Adelaide była moim pierwszym wyborem. Chociaż obawiałam się porównań do Reignu. Ale staram się omijać tą tematykę.

      Hahaha, Twój parring bardzo przypadł mi do gustu! To kreatywne i takie urocze <3. Jesteś sprytna i obserwujesz bardzo wnikliwie. Trzymaj tak dalej, a odkryjesz mi wszystkie karty ;d.

      pozdrawiam ciepło

      Usuń
  5. Rozdział świetny tak jak wszystkie. Elisa ma rację co do tej rady, ale dobrze, że Oleandra jednak nie ma takiego serca z kamienia. Listy również mi się spodobały. Chciałabym, żeby Hal i Oleandra byli razem, tak to by było świetne ^^ A teraz lecę nadrabiać dalej rozdziały bo coś dużo się ich zebrało xD Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa <3. Elisa jest mądra, tylko chyba zbyt brutalna w tym wszystkim xd. Haa, no to się może zdarzyć ;>
      pozdrawiam <3.

      Usuń
  6. "sprawia się jako towarzysz" - sprawdza (chyba).
    Jakie słodkie liściki, a jakie konkretne w niektórych momentach. Pytanie tylko takie (bo chyba, gdzieś pominęłam) on jest już jej mężem, czy wciąż tylko narzeczonym?
    Przydałoby się trochę więcej opisów relacji międzyludzkich, powiązań, zachowań, a nie tylko wyglądów i strojów bohaterów.
    Widzę, że i Hall i Lea tak samo rozpaczają po śmierci wojujących. Mogliby się razem pocieszyć, byłoby... seksualnie, bo jak wiadomo dorosłym najlepiej pozbyć się bólu lub zmniejszyć go przez wypieszczenie. Przyznam szczerze, że i na erotyczne opisy czekam i mam nadzieję, że wcześniej lub później pojawią się w tym opowiadaniu.
    Królowa śniegu <3 Uwielbiam Elisę - wiem, że nie mam za co, ale za siłę charakteru, pewność, pozorność. Super postać, doskonała, bo nie do końca zła, ale też nie w pełni dobra. Szczerze mówiąc to brakuje mi trochę negatywnych cech u Halla i Oleandry, bo jak wiadomo nie ma ludzi krystalicznych, a oni się kreślą na takich czystych i niewinnych niczym łza. Ideały są nudne, dlatego mam nadzieję, że za długo ich idealizowała nie będziesz, bo sama sobie tym odbierasz pole do popisu, a przy ich charakterkach naprawdę miałabyś dużą możliwość się popisać i wiem, że to potrafisz.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy