- To już trzeci atak w tym miesiącu. Musicie coś z tym zrobić – Elisa założyła ręce na siebie, mówiąc beznamiętnie, gdy Edam tulił do siebie przestraszoną królową w komnacie. Lato było pełne wydarzeń. Rebelianci próbowali zabić Oleandrę.
Spisek, zawiązany zimowej nocy w tawernie nabierał na sile. Od czarnej nocy, gdy Lea postanowiła nie ugiąć się pod naporem dramatycznych wydarzeń na froncie wciąż musiała walczyć o życie. Wciąż oglądała się przez ramię, co często ratowało jej życie. W ciągu ostatniego miesiąca zdarzyły się trzy ataki.
Pierwszy nastąpił na jarmarku, gdy królowa otwierała zabawę na cześć udanych zbiorów. Drugi przypuszczono, kiedy wracała z orszakiem z wesela jednego z książąt, a ostatni nastąpił tego dnia, na turnieju. Gdyby nie szybka reakcja Edama, królowa z pewnością skończyłaby żywot ze strzałą w tętnicy. Teraz sir Bringthorn rozumiał decyzję Hala. Wyglądało na to, że Bastard spodziewał się takiego obrotu spraw. Był czujny, skupiony i uwagi lady Elisy wytrącały go z równowagi. Uczony, by nie być niemiłym dla dam, zignorował jej aluzję i zwrócił się do samej królowej:
- Wzmogliśmy straż, jesteśmy czujni, szukamy tych drani. Znajdziemy ich, Wasza Wysokość.
- Działacie nieudolnie jak pokazuje historia. – kolejny raz wtrąciła się matka Bastarda.
- Ale Lady Eliso…
- Dość. – Lea zacisnęła dłonie w pięści, chcąc położyć koniec tej dyskusji. – Przerzucanie się winą nic nie da. Szukajcie ich, ale nie mogę wymagać od was, że będziecie myśleć jak moi zabójcy. Muszę być czujniejsza.
- Nie możesz zostać w zamku na wieki, Leo. – do rozmowy dołączył jeszcze jeden głos. Hal. Wmaszerował do komnaty pewnym krokiem, chociaż na jego twarzy odbijało się nieziemskie wręcz zmęczenie. Wciąż miał na sobie zbroję, w wielu miejscach noszącą znaki walki. Zresztą ciało Hala nie było w lepszym stanie.
- Synu, wróciłeś. – Elisa potruchtała w stronę Księcia i uścisnęła go z typową dla siebie rezerwą.
- Nie ciesz się zbyt prędko, matko. Wróciłem tylko dlatego, że muszę odpocząć i omówić taktykę. Szalony Król rozpłynął się w powietrzu. Odkąd zdobyliśmy port przegrupowywał siły. Po czarnej nocy nagle zniknął. Również poniósł duże straty, ale nikt go nie widział od kilku tygodni. A nasz wywiad działa na najwyższych obrotach. Ale oddziały Wishmora nie poddają się łatwo. Trzymamy pozycje, ale coraz trudniej nam zachować szereg. Jeśli szybko czegoś nie wymyślimy, będziemy musieli się wycofać, nie mogę narażać więcej ludzi na śmierć, jeśli to nie przyniesie efektu.
- Hal, o czym ty mówisz? Musisz zdobyć tron. Za wszelką cenę.
- To nie jest twoja decyzja. – Książę Bastard twardym spojrzeniem zamknął matce usta. Zbliżając się do królowej i Edama, sprawdził, czy są cali. Wkrótce we dwójkę odprowadzili Oleandrę do pokoju, by odpoczęła, gdy się uspokoiła, a Sir Bringthorn i Hal udali się do komnaty młodego arystokraty na rozmowę.
Siedzieli długo w noc przy cierpkim alkoholu. Mieli wiele do omówienia. Służba opatrzyła książęce rany, a on sam słuchał uważnie raportu przyjaciela. Ten był uspokajający. Pomimo niespokojnej sytuacji w królestwie, Edam wydawał się mieć wszystko pod kontrolą. Szczególnie bezpieczeństwo Oleandry i matki Hala. Mimo to, Edam nie był szczęśliwy. Patrzył na przyjaciela niemal desperacko, ściskając kryształowe naczynie.
- Hal, nie mogę tu dłużej zostać. Muszę dołączyć do ciebie na polu walki. Czuję się jak dziewka.
- Przyjacielu, potrzebuję cię tu. Widzisz co się dzieje. Królowa jest naszym jedynym źródłem utrzymania na tą chwilę. Jeśli zginie to nasz cały plan zejdzie na psy. Poza tym, ktoś musi zająć się moją matką. Jej również nie może spaść włos z głowy. Tylko tobie ufam, Edamie.
- Tobie w ogóle na niej nie zależy, prawda?
- Zależy mi na wielu rzeczach, ale mam cel, na który pracowałem całe życie. To moja jedyna szansa. To, czy mi zależy na niej czy nie, nie ma tu najmniejszego znaczenia. – po raz pierwszy Edam zobaczył w przyjacielu coś czego nie widział nigdy wcześniej. Determinację. Tak silna była w nim wola walki o swoje, że wyglądał na zdesperowanego.
- Sądziłem, że ty i królowa macie coś czego wam zazdroszczę. To jeden z powodów, dla których nie mogę tu zostać. Z nią. – zawartość szklanki Edama skończyła się zdecydowanie za szybko. Książę nie powiedział jednak nic, jedynie podniósł się, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Zduś tą rebelię. Znajdź zabójców i dołączysz do mnie. – nim przyjaciel zdążył cokolwiek odpowiedzieć, nocną ciszę rozdarł przeraźliwy krzyk. Mężczyźni spojrzeli na siebie i dobywając mieczy. Dołączyli do biegnącej straży. Okazało się, że krzyk dochodził z komnat królowej. Obaj mężczyźni dotarli na miejsce, wyprzedzając każdego rycerza.
W środku zastali Oleandrę, chowającą się za barykadą z mahoniowego stołu, kulącą się ze sztyletem w ręce. Rzucał się na nią zamaskowany mężczyzna, a drugi, najwyraźniej dźgnięty przez królową, miotał przekleństwami. Kolejnych trzech gramoliło się oknem. Edam rzucił się na kolana, odbijając opadający na królową miecz swoim. Książę niestrudzenie zadając ciosty, wykończył rannego zabójcę, a wraz ze strażą szybko uporali się z całą resztą.
- Nie zabijajcie wszystkich! – rozkazał Edam, rozpłatawszy gardło niedoszłego zabójcy. Chciał mieć kogoś na przesłuchanie.
Kolejny atak okazał się fiaskiem. Strażnik pomógł ponieść się Lei, sprawdzając, czy jest cała.
- Pani? – odezwał się, patrząc na jej poruszające się bez słowa usta. W tym momencie Hal wyciągnął ramię i przyciągnął do siebie królową, przyciskając jej ciało do siebie. Leżący na podłodze ranny zabójca, którego dźgnęła, w ostatnim akcie żywota chciał ją zabić. Nie zdążył. Edam odciął mu głowę.
- Weźcie go na tortury. – szepnęła Oleandra, patrząc beznamiętnie na mężczyznę, którego kazał oszczędzić Sir Bringthorn.
Przy pierwszych promieniach słonecznych królowa, Edam, Hal, Stephan oraz Elisa naradzali się w komnacie Oleandry.
- Mówiłam, nieskuteczni – powtórzyła Elisa, opierając ciało o szufladę z królewska bielizną.
- Na Boga, kobieto, zamilcz. Od twojego zrzędzenia dostaję skrętu kiszek. – zażądał Clandestine, kręcąc głową. Przechadzał się po komnacie w jedną i drugą stronę. Nie było go przez ostatnie tygodnie. Wyjechał zająć się sprawami swoich interesów. Wezwany przez zaniepokojoną Oleandrę wrócił jak najszybciej. O mały włos i wróciłby za późno. Siedzący po turecku przy stopach królowej Edam dziękował w duchu, że hrabia zareagował. Elisa działała mu na nerwy z każdą minutą bardziej. Lady wymruczała jeszcze pod nosem coś na kształt „musicie coś z tym zrobić”, jednak czując na sobie spojrzenia zebranych zamilkła.
- Królowa musi wyjechać, to oczywiste. Jeśli uda mi się wyciągnąć coś z tego drania, po nitce do kłębka, dojdziemy do spiskowców. Ale mam swoje podejrzenia. Wysłałem szpiegów i mam nadzieję wkrótce otrzymać odpowiedź. – hrabia nie próżnował. Po raz kolejny udowodnił, że jest silnym graczem. Królowa skinęła głową, otulając ciało marynarką Księcia. Ten z kolei wydawał się być w innym wymiarze. Myślami dryfował gdzieś daleko. Patrzył przez okno na wschodzące słońce, nie zwracając uwagi na zebranych. W głowie księcia rodziła się kolejna myśl.
- Chcę nauczyć się walczyć. Nie mogę być bezbronna. I nigdzie się nie wybieram. – odezwała się Lea, unosząc podkrążone oczy. Lady Elisa parsknęła lekceważąco, jednak sir Bringthorn najwyraźniej popierał ten pomysł. Co myślał hrabia wiedział tylko on, jego twarz nie wyrażała nic.
W tym momencie ciszę przerwał Hal. Jakby w amoku podszedł do Oleandry i kucnął przy niej, biorąc dłonie królowej w swoje.
- Bądź bezpieczna i miej przy sobie zawsze straż. O każdej porze. Czekaj na wieści ode mnie. – ucałowawszy dłonie królowej, a później czoło matki, bez słowa wyszedł z komnaty, pomimo protestów kobiet, pytań Edama i chłodnego zdziwienia hrabiego Clandestine. Nim słońce wzeszło w pełni, Księcia już nie było.
W południe do komnaty królowej zapukał Edam.
- Gotowa na pierwszą lekcję? – spytał, uśmiechając się pociesznie. Królowa, która postanowiła nie pokazywać po sobie strachu, przywołała na usta naturalnie szeroki uśmiech i wyszła z Edamem do zamkowych ogrodów.
Przez następne godziny Lea poznawała tajniki samoobrony. Przez okna zamku dworzanie obserwowali jak ich królowa uczy się operować mieczem i strzelać z łuku. Szło jej to opornie, ale najwyraźniej była zdeterminowana. Jej nauczyciel okazał się być mężczyzną pełnym taktu i cierpliwości dla nawet najtrudniejszej uczennicy.
- W tym może być ci niewygodnie, pani – przy kolejnym niecelnym strzale, Edam postanowił pomóc nieco królowej. Ściągnął z jej ramion złoty płaszcz z karmazynowej sukni z ozdobionym falbanami i kołnierzem. Podał jej łuk i strzałę, a gdy poszedł odłożyć ubranie królowej, ta wycelowała niemal w środek tarczy. Gdy obróciła się do niego, oczekując pochwały, stwierdził z rezerwą:
- Na początek może być. – puścił oczko królowej. Całą scenkę obserwowała ze swojej komnaty oburzona Elisa.
- Królowa bawiąca się w wojownika. Też mi coś. – znów parsknęła, udając, że wyszywa w towarzystwie swoich dam dworu.
Rozbijane o ścianę tawerny pod Iguaną talerze i gliniane kubki były najmniejszym zmartwieniem właściciela.
- Nie! Nie! Nie! Banda nieudaczników! W niczym nie można na nich, psich synach, polegać. Zaraza, a nie pomoc. Żadna rebelia nie uda się przy takich cholernych kretynach. Od razu możemy sobie zawiązać stryczki wokół szyi. Ta mała dziwka z koroną na głowie gra nam na nosie. A to wszystko przez nieudaczników, którzy udają spiskowców! - Lord Coupè, który miotał się ze wściekłości, rozbijając zastawę był większym problemem. Kazał zamknąć tawernę, by móc spiskować w spokoju.
Jego żona, piękna Lady Sherine siedziała na ławie przy ścianie i z nogą założoną na nogę obserwowała męża.
- Uspokoiłeś się? Uszczuplanie zastawy karczmarza nie rozwiąże twoich problemów. – odezwała się kobieta, strzepując z spódnicy fioletowej sukni z atłasu okruszek chleba. Upiła łyka wina i pokazała na drzwi. – Ten twój specjalny gość tu nadciąga. Słyszysz? Koń. – zwróciła uwagę Lady Sherine i podniosła się, witając przybysza. Postać w kapturze ciemnego płaszcza uścisnęła dłoń małżeństwu i zasiadła z nimi do negocjacji.
- Umowa jest prosta. Udzielę wam wsparcia, jeśli później zgodzicie się żyć pod moją protekcją. Wszystkie prawa i swobody, oczywiście, zostaną. – objaśniła postać, bo nie było czasu do stracenia. Lord Coupè udawał, że musi się nad tym zastanowić, jednak jego żona przewróciła jedynie oczami, odkładając mosiężny kielich ze stukotem na blat ławy.
- Zgoda. Kraj będzie w twoich rękach. Staniemy się częścią twojego imperium. Wasza Wysokość. Będziemy rządzić razem.
Gdy w tawernie pod Iguaną rebelia zawiązała spisek, mający na celu obalenie Oleandry, ona sama kolejny dzień spędzała na ćwiczeniu swoich umiejętności obronnych. Ustaliła z hrabią Clandestine, że nie będzie się chowała. Tak też radził jej przecież Hal. Pomimo wszystko starała się żyć normalnym trybem. Ślad tego, że coś jest nie w porządku stanowiła zwiększona ilość straży przybocznej królowej.
Tego popołudnia wracała z portu, gdzie chrzciła pierwszy statek, jaki wyprodukowano za jej rządów. Sierpień zmieniał się tej nocy we wrzesień, ale wieczór był wciąż przyjemnie ciepły. Królowa cieszyła się, że ubrała lekką suknię. Nie wiedziała jaki był jej materiał, ale był śliski i blado czerwony. Rękawy, choć były długie, na całej długości miały przezroczysty pas, bogato zdobiony cekinami – najnowszym krzykiem mody. Gorset był wycięty nieco bardziej niż jej dotychczasowe suknie, a na szyi zawiesiła srebrną kolię z trójkątnych ozdób.
Odgarnęła pukiel włosów za ucho, przeglądając w świetle świecy spis tegorocznych plonów. To był dobry rok, a wszak jeszcze się nie skończył. Tak wiele się przez ten rok zmieniło. Miała dziewiętnaście lat, ciężką koronę na głowie i czuła się pewniej niż kiedykolwiek w życiu. Lea miała wrażenie, że ta dziewczynka, którą wychowywali państwo Artem została gdzieś daleko za nią.
Rozmyślania o zmianach skończyły się, gdy powóz nagle się zatrzymał. Oleandra popatrzyła na swoją towarzyszkę, służkę Teddy, widząc, że kobiecie ten nagły postój nie zrobił różnicy. Nadal spała jak zabita. Królowa odsłoniła okno i nim zdążyła krzyknąć czyjaś dłoń wytargała ją z powozu i zasłoniła jej usta, a później oczy. Związana i ponownie porwana mknęła w ciemność na koniu z pomiędzy, jak policzyła, przynajmniej tuzinem porywaczy.
Gdy zdjęto jej przepaskę z oczu, musiała zmrużyć powieki. Blask tysiąca świec oślepił królową. Była w jakimś namiocie. Słyszała, że na zewnątrz grają cykady, ale też kręci się mnóstwo osób. Siedziała na miękkiej poduszce na modłę wschodnią, a wszędzie dookoła było pełno złota. Jeśli ktoś obozował w takich warunkach musiał być bogatym szaleńcem. Jak się wkrótce okazało, Lea zgadła poprawnie. Zza kotary ze złotego brokatu wyłoniła się wysoka, smukła postać króla Wishmora.
Był postacią iście bajkową, tego jednego odmówić mu nie można było. Ciemne włosy, sięgające ramion zaczesywał z równym przedziałkiem. Utrzymywała je złota korona. Król miał na sobie białe rajstopy, buty jeździeckie z barwionej na biało skóry i kremową tunikę ze złotymi lampasami.
Wyglądał jak beza. Cóż to za porównania ci przychodzą do głowy? Skup się. Pomyślała Lea, ironicznie zauważając, że im bliżej śmierci, tym bardziej zbiera jej się na żarty.
- W końcu jesteś. Czekałem na ciebie. – odezwał się król, uśmiechając się w najdziwniejszy sposób, jaki królowa w życiu widziała. – czy podróż nie sprawiła trudności? – z pewnością nie oczekiwał odpowiedzi, przecież była zakneblowana.
- Od dawna oczekiwałem, żeby cię poznać. Od damy do królowej. Od sali bankietowej do tronu. Czyż to nie fascynująca historia? Inspirująca z całą pewnością. Och, gdzie moje maniery. Nazywam się Wishmore. Król Wishmore, syn Mortimera, a to moje przenośne królestwo. – wsadź sobie te swoje maniery tam, gdzie słońce nie dociera i mnie rozwiąż, kretynie. Przez myśli królowej przemykało zbyt dużo przekleństw jak na damę. Król w końcu doszedł do wniosku, że może być jej niewygodnie, bo rozwiązał dziewczynę i wyjął knebel z jej ust.
- Wybacz mi te niedogodności, pani, ale rozumiesz, w mojej sytuacji muszę ponosić wszelkie środki ostrożności. – wciąż nie odzywała się, tylko obserwowała Szalonego Króla spod zmarszczonych brwi, masując rozwiązane nadgarstki. Jednak z każdym następnym zdaniem władcy, twarz Lei stawała się coraz mniej wroga. Zaczynała go rozumieć. – jestem do ciebie podobny, pani. Jesteśmy w tej samej sytuacji. I dlatego chciałem z tobą negocjować. Jak równy z równym. Mój kraj jest w stanie wojny domowej i, za twym przeproszeniem, żołnierze w twoich barwach również biorą w tym udział. Jestem świadom twardej ręki wojny. Nie mam ci tego za złe.
- Przyznam, że to ulga dla duszy, panie.
- Och, nie mógłbym mieć tego za złe królowej, która nie miała wyboru. Wszak mój, tfu, brat posadził cię na tronie Vertigè. Nie miałaś innej opcji jak go wspomóc. Skoro ktoś cię na tronie posadził, może z niego zdjąć.
- Słuszna uwaga.
- Ale teraz Książę Bastard ci nie pomoże, pani. Jesteś pod obstrzałem z wewnątrz. Tak jak ja. Poluje na ciebie rebelia, która nie zakończy się, jeśli ktoś nie położy jej kresu. I stąd przychodzę ja. Nie porwałem cię, by terroryzować. Przybyłem, ryzykując życiem, by zaproponować uczciwy układ. Chcesz go wysłuchać?
- Koniecznie. – Oleandra była szczerze zainteresowana. Układając fałdy bladoczerwonej sukni, nachyliła się bardziej w stronę króla. Była ciekawa jaką ma dla niej ofertę.
- Wyjdź za mnie. Połóżmy kres temu szaleństwu. Twoi ludzie nie muszą ginąć za nie twoją sprawę, a moja protekcja będzie gwarantem twojego panowania. Pozbędziemy się wojny w Ravell i zdusimy rebelię w twoim kraju. Z mężem u boku nikt cię nie tknie, a jeśli spróbuję, odrąbiemy mu rękę. I nikt więcej nie przepłaci życiem Sprawy Księcia Hala. Zresztą, zza Zielonych Gór nadchodzi armia mojego kuzyna. Hal nie ma szans. – słowa Szalonego Króla nie brzmiały ani trochę szaleńczo. Królowa zacisnęła dłoń na poduszce, na której siedziała i zagryzła wargę. To był układ gwarantujący bezpieczeństwo i spokój w państwie.
- Wiem. Wiem, co teraz myślisz. „Przecież on jest szalony. Historie o jego bestialstwie dochodzą do każdego zakątka kontynentu. Jak mogę dzielić życie z kimś takim”. Otóż: nie musisz dzielić ze mną życia. Gwarantuję ci wolność. Moje upodobanie do dobrej zabawy, której nie rozumieją inni, a też jest idealnym straszakiem wrogów, nie musi cię dotyczyć. Będziemy w unii, nie w związku. Wiem. To dużo na jeden wieczór. To ważna decyzja. Przemyśl ją. Moja służba jest do twojej dyspozycji. Jedynie prosiłbym, byś nie wychodziła z tego namiotu. W razie potrzeby, poślij po mnie o każdej porze.
Lea została sama z kilkoma milczącymi, zastraszonymi sługami. Musiała to przemyśleć, tu król miał rację. Nim nastał świt, królowa kazała zaprowadzić się do Wishmora:
- Zgadzam się.
Nieeeeeeee! Lea z tym facetem u boku *płacze*! Ona sobie życie osobiste zmarnuje. Zaskoczyłaś mnie nie powiem, bo naprawdę tego to się nie spodziewałam. Co z Halem? Czy on cokolwiek spróbuje z tym zrobić?
OdpowiedzUsuńLady Elisa jak zwykle cudowna - dumna i zimna. Czyli jak prawdziwa kobieta z pałaców.
Przeczytałam właśnie ,,Rywalki" Kiery Cass i teraz na słowo rebelia moje myśli non stop płyną ku tej książce. Polecam ją naprawdę (przemilczmy fakt, że pominęłam jedną scenę w domku na drzewie, bo nie chcę się gorszyć w młodym wieku). Może też się z nią kiedyś zapoznasz? To też są podobne klimaty choć na pewno nie ma tam aż tyle o rządach raczej o miłości. Odbiegam prawda?
Jak zwykle piękny rozdział, którym można się cieszyć w lipcowe popołudnie (chciałam powiedzieć PRZEDOBIEDZIE). Robię się głodna.
Tak więc życzę weny i proszę zrób coś z tą Oleandrą, bo dowiem się gdzie mieszkasz i przyślę ci zrzędliwą Elisę w prezencie.
Obiecałam, że będę zaskakiwać, więc to robię. Nie powiem Ci ani słowa, pozwolę sobie na torturowanie Cię kolejnymi zawijasami fabuły ;>. Ale szczerze? Jestem skończoną romantyczką i wierzę w happy endy. Okupione litrami krwi, latających kończyn i flaków, ale chyba to też jakaś forma romantyzmu, więc zobaczymy, co da się zrobić ;d.
UsuńO, nie czytałam. Ale dobrze, że mi o tym wspomniałaś, bo lato nadeszło, a ja nie miałam nic pod ręką to czytania. Więc zaraz sobie skombinuję i będę się rozkoszowała lekturą. Dzięki za polecenie. Och, i są sceny gorszące? Tym bardziej ściągam. Bo ja jestem stara i już wszystko widziałam, mój młody padawanie xD.
Pod groźbą otrzymania zrzędzenia Elisy chyba zacznę zmieniać to, co do tej pory napisałam ;P
Zostałaś nominowana do LA. Szczegóły na moim blogu.
UsuńCiesz się, że nie mam numeru telefonu do Ciebie ani do Hala (albo raczej namiarów na jego gołębia pocztowego XD). Bo byś się musiała nasłuchać, jak bardzo jestem w szoku. Coś mi tu nie gra. I to bardzo, bardzo. Ale nie że źle jest, przeciwnie. Tu się kroi coś grubszego, tu nie tylko o Wishmore'a chodzi, tak czuję. I tak siedzę sobie, rozkminiając: ale jak to? I tak pytam Hala: "Co ty kombinujesz, człowieku?". A on mi, skubaniec, nie odpowiada. Ale go zmuszę, nie ma opcji xD
OdpowiedzUsuńJa też chcę Haleandrę jak Native! Aj łil szip it very hard :D
Chociaż... Wishmolea (jestem do bani w wymyślaniu nazw XD) też mi pasuje.
I będę teraz sobie rozkminiać, kto z kim i dlaczego. Mnie to pasuje!
Pozdrawiam,
Hagiri z Rozmów Międzymiastowych
P.S.: Nie wiem czemu Ci nie działają te komentarze u mnie. Próbowałam i u mnie wszystko okej. Także nie wiem, jak to naprawić. Ale jeśli będziesz komentować, to i tak znajdę i chętnie odpowiem :)
Do mnie też prędzej gołębiem pocztowym się dodzwonisz, bo tak, jestem jedną z tych irytujących osób, która prawie nigdy nie odbiera za pierwszym razem telefonu. Chyba, że to mama. Mamę zawsze odbieram. Inaczej kończy się to ciężkimi obrażeniami ;D
UsuńWidzę, że nakręciłam na tyle, że włączyłam Twojego wewnętrznego Sherlocka. I bardzo dobrze. O to mi chodziło. Cieszę się. Polecam trochę tortur, to może Ci wygada co i jak, bo ja nic nie powiem ;P.
Hahahahahaha, parring tak mocno udany w obu wersjach. Każdy ma swoich faworytów. Oleshmore? Nie, jestem w tym nawet gorsza xDD.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
I IDĘ SPRAWDZIĆ, CO Z TYMI KOMENTARZAMI!!!
Hej. Mam nadzieję, że wybaczysz mi nieobecność pod ostatnim rozdziałem. Ostatnio naprawdę nie mogłam się zebrać w sobie, a czasu brakuje na wszystko.
OdpowiedzUsuńNo więc, jestem kolejną osobą, którą udało Ci się bardzo zaskoczyć. Jestem ciekawa, co wyniknie z tego małżeństwa. Teraz propozycja ze strony Szalonego Króla nie wydaje się taka strasznie straszna XD. Gwarantuje jej wolność... Cóż... Mam nadzieję, bo jak nie, to go kopnę. Mocno xD.
Przyznam szczerze, że ja uwielbiam takie zwroty akcji, komplikacje, tajemnice. U Ciebie każda postać jest wyjątkowa, można się tu spodziewać wszystkiego. Jestem tym naprawdę oczarowana. Bardzo trafiłaś w mój gust, zwłaszcza tworząc Oleandrę. To postać, która zyskała najwięcej mojej sympatii ( no oczywiście jest jeszcze Hal i jak patrzę na zdjęcie, które zamieściłaś, to zalewam się wielkim rumieńcem xD).
Aż przypomniał mi się filmik, na jaki trafiłam któregoś razu:
https://www.youtube.com/watch?v=Tvz-ls6dvaY
Życzę Ci dalszej weny, byś mogła nadal mnie zaskakiwać i pozdrawiam Cię ciepło :).
Ależ oczywiście, że wybaczę Ci nieobecność. Nie ma sprawy. Ja sama ostatnio byłam nieco odcięta od rzeczywistości. I od rzeczywistości internetowej również.
UsuńMiło mi wiedzieć, że Cię zaskakuję. To bardzo istotny element dla mnie przy pisaniu ;)
Staram się, żeby każda postać miała swój indywidualny charakter. Właśnie na tym mi zależało najbardziej. Tworząc to opowiadanie nawet rozpisałam sobie postaci imionami i wypisałam ich cechy charakteru. Staram się od czasu do czasu na to zerkać, żeby nie zapomnieć ;) Ach, tak, Hal... <3.
Ten filmik jest cudowny! Scena, w której Maria policzkuje Królową Francji jest moją ulubioną w całym Reignie ;D
Dziękuję Ci bardzo i posyłam ucałowania ;*
Nie wierzę ;-; Oleandra powinna być z Halem.. przecież Wishmor to szaleniec :< Fajnie, że Lea zaczęła uczyć się walczyć to zapewne jej się przyda skoro było już na nią tyle ataków i dobrze, że nic się jej nie stało. Biorę się już za czytanie 9 rozdziału bo jestem ciekawa co tam wymyśliłaś.
OdpowiedzUsuńA więc Oleandrze ktoś zagraża i czyha na jej życie. Tylko czemu nie ma straży przed jej sypialnią? Gdzie jej służki? Nie powinno być tak łatwo się do niej dobić, bo w końcu ją ktoś dobije i będzie po ptakach xD
OdpowiedzUsuńA mnie Elisa nie działa na nerwy. Lubię babeczkę. Ma fajny, silny charakter, ale chyba to już mówiłam i się teraz powtarzam.
Jest kilka niejasności i niedopowiedzeń. Dlaczego Rebelia chce ją obalić? Jaka produkcja statku, gdy nie ma na jedzenie? I te ćwiczenia - mąż się zgodził na to by jego żona umiała walczyć, dziwne, wszakże dla niego to nie do końca takie wygodne.
Czyli jeszcze nie ma męża... oj, oj, czemu ja tak na przód Halla mężem nazwałam, co?
To ten król co tak się znęcał nad innymi? Dobrze pamiętam? O nim krążyły te złe plotki? Ja tam gdybym była na jej miejscu, to bym jemu nie ufała, w końcu jak będzie jego żoną, to będzie pod jego władzą, prawda, dobrze kojarzę takie stare czasy?
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com