Spis treści

wtorek, 21 lipca 2015

10.

Jedynym dobrem, które Wishmore gwarantował było bezpieczeństwo od rebelii. Jednak, zostając całkiem sama, bez wsparcia nawet Clandestina, Oleandra ciężko znosiła te czasy. Szalony narzeczony bawił się świetnie wydając kolejne absurdalne polecenia. Niszczył wioski, próbował palić plony, sprowadzał z wioski dziewczyny, z których próbował zrobić sobie harem. Wszystko to trwało w najlepsze, aż do dnia, gdy do zamku dotarły wieści o tajemniczym bohaterze. Ktoś ratował miasto za każdym razem, gdy Wishmore wymyślał kolejny bezsensowny atak, albo dekret.
- Nie, nie, nie! – pieklił się król, szalejąc pomiędzy ukochanymi kwiatami Oleandry. Deszcz, padający nieprzerwanie od kilku dni zmoczył go doszczętnie. Królowa, widząc to zachowanie postanowiła interweniować. Nie chciała, by przyszły mąż umarł na zapalenie płuc jeszcze zanim staną na ślubnym kobiercu.
- Wishmore, wystarczy tego. Co się dzieje?
- Ktoś niszczy całą moją zabawę! – wrzasnął król histerycznym tonem, rozwścieczonego pięciolatka.
- Jaką zabawę?
- Ktoś naprawia wioski, dokarmia wieśniaków i niszczy cały mój wizerunek. – poskarżył się narzeczonej, która powoli zaczynała być równie mokra jak on.
- Ależ to dobrze.
- Dobrze!?
- Oczywiście. Spójrz, mój drogi. Podczas kiedy ktoś jest tym dobrym, niby bohaterem, ty zaczynasz wyglądać na jeszcze surowszego władcę. – zaciekawiony Wishmore słuchał Oleandry i nawet nie zauważył, że ta z każdym słowem ciągnęła go coraz bardziej w stronę zamku.
- Potrzebujesz swojego antagonisty. To ci wyjdzie na dobre. – uśmiechnęła się promiennie, ściągając  kaptur płaszcza, gdy udało jej się wprowadzić króla w mury zamku. Chociaż Wishmore szczękał zębami, przyznał jej rację. Mogła mieć rację. Uspokoiła go tak bardzo, że szalony król pozwolił się nawet obmyć gorącą wodą i zapakować do łóżka. Zażądał jednak obecności narzeczonej. Oleandra więc siedziała przy królewskim łożu aż Wishmore zasnął. Gdy spał wyglądał tak niewinnie. Był przystojny. Równo przystrzyżona broda, długie włosy, delikatne rysy. Och, gdybyś tylko nie był takim szaleńcem…

- To wszystko wydaje się być jakimś złym snem. Koszmarem, z którego nie mogę się obudzić. – Hal spojrzał zrozpaczony na przyjaciela. Edam przybył do niego tak szybko, jak tylko mógł. Nie wytrzymałby ani jednego dnia dłużej w towarzystwie Oleandry i jej obrzydliwego narzeczonego.
- Przyjacielu, jej obłuda napawa mnie odrazą. Wszystkie uczucia, które do niej miałem… do których teraz przyznaję się ze wstydem wyparowały w momencie, gdy zobaczyłem, co zrobiła. Sprzedała się za bezpieczeństwo. Cóż, iście pragmatyczne podejście. – zaciśnięte coraz mocniej palce sir Bringthorna na glinianym kubku z piwem niebezpiecznie bielały. Gardził sobą za to, że kiedyś wydawało mu się, że Oleandra była godna czegokolwiek. Jak mógł być takim głupcem?!
- Nie twoją winą są uczucia do kobiety. A Oleandra nie jest złą kobietą. Jednak przeliczyliśmy się. Sądziliśmy, że dorosła do bycia mądrą władczynią i lojalną przyjaciółką Ravell. Okazało się, że jest niedojrzała do tego, a jednocześnie, że jest tchórzem. Ale nie nazwę jej złą.
- Podziwiam twoją wyrozumiałość, przyjacielu. – Edam pokręcił głową, wprawiając lokatą czuprynę w ruch. Wkrótce mieli wyjechać. Czekali tylko aż nastanie świt, a oddziały Wishmora oddalą się wystarczająco, by im nie zagrażać.

Tak kończyła się bajka o odzyskiwaniu dziedzictwa. Z goryczą przemknęło przez myśl Bastardowi. Już na zawsze nim pozostanie. Bastardem bez tronu. Człowiekiem bez nazwiska i bez praw. Wyjęty spod testamentu ojca. Zawsze będzie bękartem. Bratem Szalonego Króla z nieprawego łoża.  
             Wspaniałe tytuły, czyż nie? Nie było już o co walczyć. Nie było też jak. Hal nie był na tyle zakochany we własnych ambicjach, by poświęcać ludzi, wiedząc, że nie przyniesie to skutku. Dlatego też, gdy armia Oleandry odeszła, on również rozkazał, by jego ludzie się wstrzymali.                      
Wkrótce i siły Wishmora zaczynały topnieć. Znikali za granicę Vertigè. Mógłby zdobyć zamek podstępem, skoro król siedział u narzeczonej. Ale co by to dało? Jak powstrzymałby odbicie zamku? To byłoby samobójstwo. Samotny wilk przeciwko szarańczy Oleandry i Wishmora.
             Przypomniał sobie pewną noc na polu walki. Zmęczenie dawało się Halowi już we znaki.                  
            Ręce mdlały, a nogi ledwo niosły dzielnego Bastarda przez kolejne linie wrogów. A mimo to, czuł, że nie może przestać. Wkrótce zostało mu to wynagrodzone. Zobaczył Wishmora. Siedział w bieli na równie białym koniu. Jasna korona lśniła na głowie króla. A Hal wiedział, że powinna należeć do niego. Nie zważając na kolejne rany, które odnosił, parł do przodu. Chciał go dostać. Był już tak blisko. Widział, że brat go dostrzegł. Spojrzał na niego z konia z błyskiem w oku. Nie przypominał Mortimera, ich ojca. Nie tak pamiętał go Hal. Przypominał jakąś szaloną istotę, która nie rozpoznawała prawidłowo rzeczywistości. Ich spojrzenia spotkały się na dłuższą chwilę. Jednak Wishmore nie wytrzymał długo. Uśmiechnął się z szaleństwem, wypisanym na twarzy, uniósł w górę proporzec Ravell z nadzianą na jego koniec i zawrócił konia. Nie miał nawet odwagi, by stanąć z bratem do walki.
             To wspomnienie przypomniało mu Oleandrę i jej tchórzowski ruch. Jednak pasowali do siebie z Wishmorem. Królewska para tchórzy. Taka była ostatnia myśl Bastarda, gdy wsiadał na koń, by wyruszyć w kolejną drogę. Drogę wstydu, zaalarmowany wezwaniem starego przyjaciela. Jeśli nie mógł odzyskać tronu, postanowił chociaż odzyskać matkę. Wszak to przez niego była w tym okropnym położeniu. Z pomocą Clandestina nadzieja znów zaiskrzyła w sercu Hala.

            Tydzień później, w pierwszą sobotę października, odbywał się bal zaręczynowy na cześć Króla, Królowej i ich przyszłej unii. Zjechali się goście z całego kontynentu, tak jak na koronację Oleandry. Jednak nie było to szczęśliwe święto jak wtedy. Tym razem wszyscy goście byli zmieszani. Nie wiedzieli jak reagować. Bali się, czuła to doskonale. Wszak pod bramami zamku czekała w gotowości prawie cała armia Wishmora gotowa na każde jego skinienie.
            Królowa siedziała po lewicy męża i z posągową twarzą przyglądała się zabawie. Wszyscy goście, rozweselani przez Wishmora nie wylewali za kołnierz. Sama Oleandra trzymała w dłoni mosiężny kielich lecz nie była zbyt chętna do ucztowania. Po zamku krążyły plotki, jakoby Lea miała być brzemienną. Stroniła od jedzenia, wymizerniała, wymiotowała często w samotności.
            Teraz, siedząc w perłowej bufiastej sukni z koronkowym dekoltem i włosami spływającymi niemal już do pasa, misternie splecionymi po bokach w warkocze wyglądała rzeczywiście odmiennie niż zazwyczaj. Bladość jej skóry była podobna do odcienia sukni, a oczy podkrążone bardziej niż w przeszłości.
- Źle się czujesz? – spytał Wishmore, nachylając się do narzeczonej.
- Tak. Jestem zmęczona – odpowiedź nie przypadła do gustu Królowi, jednak Lea odezwała się na tyle głośno, że słyszała to część biesiadników. Oczywistym było, że przyszły mąż powinien zająć się żoną. Z niezadowoleniem, którego nie mógł ukryć, przeprosił gości i pomógł królowej wstać od stołu, gdy ta w swej słabości zrzuciła kielich ze stołu.
            Doprowadził ją do komnaty, gdzie zdjął maskę czułego narzeczonego. Uznał, że skoro już wywabiła go z uczty, a cały świat już wie o ich zaręczynach, należy mu się konsumpcja związku. Tylko cień przemknął po twarzy Oleandry, gdy Król złapał ją w objęcia, przyciskając jej ciało do ściany. Młoda władczyni przywarła plecami do zimnego kamienia i oparła dłoń w fałdach sukni. Jej ruch był szybszy niż mrugnięcie, a ręka Oleandry nie zadrżała.

             Stała pośrodku pokoju w jasnej sukni splamionej krwią. W ręce trzymała sztylet i z szeroko otwartymi oczami, łapała oddech, zgięta jakby chciała się przewrócić. Do komnaty wbiegł hrabia Clandestine. I ujrzawszy scenę, uśmiechnął się.
- Nie sądziłem, że masz wystarczająco duże jaja, by to zrobić, pani.
- Nie sądziłam, że je w ogóle mam. – odparła Lea wciąż wpatrując się w martwe ciało Wishmora. Nigdy wcześniej nikogo nie zabiła. Nigdy wcześniej nie czuła tego dziwnego, obezwładniającego wrażenia. Była panią czyjegoś życia i śmierci. Sztylet tak gładko wszedł w serce Szalonego Króla. Och, wiedziała, że plan jaki uknuła nie będzie łatwy, jednak najbardziej przeraziło ją z jaką łatwością i niemal przyjemnością pozbawiła tyrana życia. Po tylu tygodniach upokorzeń, strachu i smutku mogła w końcu odetchnąć. Te wszystkie razy, kiedy musiała zachować kamienną twarz na pewno odcisną na niej piętno, a pamięć o postępowaniu króla, które doprowadziło ją do mdłości nie jeden raz będzie prześladować ją w koszmarach.
- Udało ci się? – spytała Stephana, próbując otrząsnąć się z szoku. Z włosów królowej kapały maleńkie kropelki krwi. Gdy wbiła sztylet w ciało Wishmora ten zaczął się wyrywać. Zrobiła więc to raz jeszcze. I jeszcze raz. Gdy wola walki uciekła z Szalonego Króla, przygwoździł ją swoim ciałem, niemal dusząc, gdy upadał.
- Tak. Armia wzięła żołnierzy Szalonego Króla z zaskoczenia. Książę, a właściwie król Hal również tu jest. Jak i sir Bringthorn.
- Dobrze. Ogłoś, że Wishmore nie żyje. Żołnierze się poddadzą. – wciąż czuła na sobie ciepłe ciało żywego przez chwilę króla. Jego martwe oczy wpatrywały się teraz w sufit. Jego nieruchome spojrzenie wyrażało bezbrzeżne zdziwienie. Do komnaty ciągle osłupiałej królowej wbiegł Książę Bastard, mijając się w drzwiach z hrabią Clandestine. Złapał jej przedramiona, patrząc na dłonie umazane krwią. Na jej splamioną suknię, dekolt, a nawet twarz i włosy. Nie rozumiał nic. Poszedł za wezwaniem Stephana, który przyjechał w zeszłym tygodniu, opowiadając o tajnym planie odbicia jego matki z rąk zdradzieckiej królowej i jej szalonego narzeczonego.
- Oleandro, co to wszystko ma znaczyć?
- Kazałam części moich ludzi jechać do zamku Wishmora. Prawdopodobnie ta delegacja już dotarła do Ravell z roszczeniami Księcia do tronu. Jesteś królem. – odpowiedź Oleandry zupełnie nie pasowała do tego, co chciał w tej chwili usłyszeć Hal. Oczy królowej patrzyły na niego jakby nie rozeznawały się w sytuacji.
- Co ty zrobiłaś? – spytał Bastard, wpatrując się w oczy pięknej królowej. Powtórzył to pytanie z
zatroskaniem jeszcze kilka razy, przytulając ją do siebie. Wtedy w Lei coś pękło. Rozpłakała się i wyznała Halowi całą prawdę.
- Wishmore mnie porwał. I zaproponował małżeństwo. Uznałam, że to nasza szansa. Że to jedyny sposób, by więcej żołnierzy nie traciło życia jak tej Czarnej Nocy. Zgodziłam się i wstrzymałam armię. Jednocześnie posłałam wieść do Stephana. Żyłam tu tak długo z tym szaleńcem jak długo zajęło mu sprowadzenie swoich oddziałów tu. Chciałam, by Ravell pozostało bezbronne. Chciałam, żeby moja armia zdążyła tu wrócić i, by Clandestine zdążył cię sprowadzić. Ale przez te tygodnie… o Boże… - słowa uwięzły królowej w gardle, gdy próbowała opisać, co działo się przez ten czas w zamku Vertigè. Książę tulił do siebie ciało królowej, próbując ją uspokoić.
- Robiłam, co mogłam, by naprawić po cichu skutki jego działań. Rozsyłałam żywność do wiosek, które podpalał, kazałam naprawiać szkody, które wyrządził, wypłacałam odszkodowania i wysyłałam przeprosiny. Sprzątałam i próbowałam nie doprowadzić do ruiny mojego domu. Ale to, co on robił. To był prawdziwy szaleniec.
- Już. Wystarczy. – Bastard nie chciał tego słuchać. Także dlatego, że do komnaty właśnie wkroczyli strażnicy. Rozkazał posprzątać ciało Wishmora, zasłaniając ramieniem twarz Oleandry, by nie patrzyła na truchło.
            Na zewnątrz armia Hala i Oleandry rozprawiała się z pojedynczymi żołnierzami, którzy nie chcieli oddać się w ręce zwycięzców. Wojna zakończyła się trzy godziny przed świtem. Ogłosiły ją dzwony, zwiastujące pokój.
            Hal został sam. Królowa, której doglądał, spała w łóżku, zwinięta w kłębek. Nawet nie zdjęła zakrwawionej sukni. A on siedział na szezlongu przy oknie, wpatrując się w zniżający się księżyc. A więc został Królem. Królem Ravell. Wojna się skończyła. Już nikomu nie będzie musiał udowadniać swoich racji. Już wszystko, co było jego dziedzictwem będzie w jego własnych rękach. Koniec lat bycia pośmiewiskiem i czyjąś hańbą. Już nigdy więcej. Teraz zbuduje przyszłość o jakiej marzył.
            Świeżo okrzyknięty królem Bastard popatrzył na niespokojnie przewracającą się w łożu królową.
             Wydarzenia minionej nocy najwyraźniej wciąż były świeże w jej psychice. Usiadł przy kobiecie, odgarniając jej włosy. Dotyk Hala sprawił, że uspokoiła się.
- Spokojnie. To koniec. Już nigdy nie będziesz musiała cierpieć takich katuszy. Osobiście tego dopilnuję. Ślubuję ci lojalność do końca moich dni – szepnął tak cicho, że nie był do końca pewien, czy ta myśl została rzeczywiście wypowiedziana na głos. Uświadomił sobie właśnie, że to Oleandrze zawdzięcza swój nowo zdobyty tron. Nawet jeśli postąpiła w bardzo ryzykowny sposób. Nadstawiła za niego karku.


- Jak to zabronił!? – przy wejściu do sektora królewskich komnat piekliła się pewna dama. Rozczochrana i w zabrudzonej kurzem i sadzą na białej sukni. – żądam zobaczenia się z moim synem!
- Lady Eliso, Król Hal wyraźnie zabronił, by ktokolwiek mu teraz przeszkadzał. Szczególnie wymienił panią, Lady – odpowiedział po raz kolejny strażnik, wyglądając na znużonego tą bezsensowną wymianą zdań.
- Tygodniami byłam przetrzymywana w wieży jak ostatni szczur. Jestem królewską matką, do stu diabłów!
- I jako taka, nie powinnaś się tak wyrażać, droga Lady. – hrabia Clandestine ujął Elisę pod ramiona.
- Chcę wiedzieć co tu się stało.
- I z chęcią ci to objaśnię. Ale za tymi drzwiami jest korytarz, w którym jest komnata, w której śpi królowa i prawdopodobnie król. A twoje wrzaski są w stanie obudzić nawet zmarłego. Więc przebicie się przez kilka mahoniowych wrót nie byłoby problemem. Zapraszam na drinka. Czuję, że ci się przyda.
- Podwójnego mi zrób, hrabio.

20 komentarzy:

  1. No tego to Ci nie wybaczę, candlestick. Ja tu się zaczęłam delektować cudownym "Pledge" The Gazette, a Ty mi wyskakujesz z perfidnym, zimnokrwistym mordem dokonanym na cudownym, wspaniałym, niezastąpionym Wishmorze?! I co ja mam teraz zrobić? Przerzucić się na to, żeby do sytuacji pasowało? No nie, no po prostu nie! XD

    A tak serio, to niezła cwaniara z tej Lei. Nie tylko zabiła króla, ale i zmusiła Hala do cofnięcia swojej pochopnej oceny sytuacji. No i pomagała mieszkańcom. Zagrała wszystkim na nosie, nie ma co! Zastanawiam się tylko, czy aby nie znajdzie się ktoś, komu się to bardzo nie spodoba. Bo wtedy zrobiłoby się naprawdę gorąco.

    Zaraz, zaraz, chwileczkę… Oleandra kszszktnęła Wishmore'a, i to tak na śmierć. A Hal żyje i jest królem… Tak więc… Niech żyje Haleandra? :D

    Pozdrawiam ciepło i z niecierpliwością czekam na następny rozdział. :D
    Hagiri z Rozmów Międzymiastowych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrząc na Twoją reakcję, mogę spać spokojnie. Cel osiągnięty ;D. Wybacz, ale Wishmore niestety musiał umrzeć. Dla dobra sprawy. Wiesz, równowaga we wszechświecie i te sprawy.

      Lea jest szczwaną lisicą i to właśnie miało na celu pokazanie tego, że nie jest już głupią gąską i nawywija nie raz i nie dwa w polityce Vertige i Ravell. Zobaczysz ;>

      Hola, hola, nie tak szybko z tą Haleandrą xd. Wszystko w swoim czasie ;P

      pozdrawiam mocno <3.

      Usuń
  2. Dobra teraz to mnie cholernie zaskoczyłaś. Nie lubiłam Wishmora, więc nie było mi go w żadnym stopniu żal. Hal królem O TAK C: Jeszcze jak by był z Oleandrą to wszystko było by piękne, ale chyba za piękne. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę mnóstwa weny :3
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o ten efekt chodziło mi najbardziej ;>
      Wena jest, więc i rozdziały powinny pojawiać się cały czas regularnie!
      pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. Przepraszam, że dopiero teraz, ale pisałam u siebie następny rozdział. Po jego publikacji wydaję na wakacje. Tak więc nie wiem czy przeczytam następny twój rozdział.
    Hal królem o tak! Na bank będzie lepszy od Wishmore'a. Posądzał biedną Leę o wszystko co najgorsze to niech mu teraz będzie choć trochę przykro. Cieszę się z braku tego głównego jak do tej pory antagonisty. Wszystko jest cudowne, znowu. Zaraz, zaraz myśl Kubusiu myśl. Jest za idealnie! Za kilka rozdziałów znów z pewnością zaskoczysz nas czymś nowym prawda? Niech żyje Haleandra!
    Pozdrawiam i ślę buziaki
    Riv

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro pisałaś u siebie to przeprosiny przyjęte w pełni. Zresztą, nie ma o czym mówić. Nie przejmuj się niczym, tylko dobrze wypoczywaj i przyjedź bezpiecznie z mnóstwem energii i weny. No i jakiś ploteczek dla mnie ;>
      Twój radar Cię nie zwiódł. Cóż to by było za opowiadanie, gdyby wszystko było idealnie? Postaram się, żeby kolejne zaskoczenia również wypadły w miarę dobrze.
      Całusy <3.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny Hiddlestoner? <3. Witam serdecznie ;D

      Miło mi to słyszeć. Gify są częścią pisania opowiadania przeze mnie. Trochę dobieram je do sytuacji, dają mi jakąś "inspirację". Więc fajnie, że komuś też się podobają.

      Dziękuję bardzo. Pozdrawiam i zapraszam ;)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  5. Kochana Candlestick,

    Bardzo, ale to bardzo dziękuję za ten ciepły komentarz pod moim pierwszym postem! Dopiero rozkręcam swoją opowieść i nawet nie wiesz, ile znaczy dla mnie tak wspaniały dowód na to, że ktokolwiek czyta i docenia moją (rzadko pojawiającą się) wenę.

    Również kocham kreację Thranduila w interpretacji Jaksona. Lee Pace wykonał kawał solidnej roboty, no i... cóż. Trzeba przyznać, że wygląda "niczego sobie" :) (If you know what I mean!)

    Ów komentarz przeczytałam dosłownie pięć minut temu. Właśnie dzięki niemu mam okazję podziwiać Twojego bloga. Od razu dodaję go do linków i, przysięgam na wszystko, iż nadrobię zaległości i przeczytam całą zawartość, gdyż już sam szablon oraz wydźwięk pojedynczych zdań mnie zachęcił :)

    Kolejny rozdział historii Valli już się pisze. Sądzę, że na blogu pojawi się najpóźniej w sobotę. Dlatego zapraszam do lektury i życzę miłego wieczoru!

    Meredith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz absolutnie za co dziękować. Czytanie tak dobrze zapowiadających się blogów to sama przyjemność.

      Och, wierz mi. I know what you mean, honey. Jak to mówią "...jak reksio szynkę" xD.

      Cieszę się, że masz chęć przeczytać to, co do tej pory udało mi się natworzyć, ale bardziej cieszę się, że wkrótce pojawi się nowa część Twojego dzieła! Będę oczekiwała z niecierpliwością.

      Pozdrawiam Cię mocno

      Usuń
  6. O tak! Niech żyję król Hal! To cudowne, nie spodziewałam się tego i ciągle się uśmiecham do monitora jak wariatka xD.
    Ciągle mnie zaskakujesz. Śmierć Szalonego Króla przyszła tak niespodziewanie. Myślałam nad tym, że to Oleandra zdecyduje się na ten krok, ale nie byłam do końca pewna. Myślałam nawet, że jeszcze to potrwa, ale po co tak męczyć królową? :).Ciekawi mnie, co tam dalej dla nas szykujesz. Jestem pewna, że wciąż będzie się działo ^^. Czekam więc na kolejny rozdział.
    Ah, Hal... Nie mogę się napatrzeć na ten gif... Piękny ^^.
    Dużo weny, pozdrawiam ciepło! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, jestem dumna, że udało mi się wkleić uśmiech na Twoją twarz xd.
      Czyli jednak miałaś dobrego nosa. Chciałam to podzielić i trochę jeszcze potorturować Oleandrę, ale uznałam, że wtedy rozdział byłby bezsensownie krótki. Więc ujęłam całość ;)
      Mam już przygotowane co nieco i na pewno postaram się dalej wymyślać coś nowego.
      Cieszę się, że nie tylko ja się uśmiecham na widok mojego pięknego króla <3.
      Pozdrawiam Cię ;*

      Usuń
  7. Jestem, wreszcie jestem. Od razu przepraszam, że tak późno, ale ta praca mnie wykańcza. Niby 6 godzin i tylko trzy dni w tygodniu, ale to zlecenie jest tak tragiczne, że nie mogę wytrzymać. Oby przeżyć piątek i będzie z górki...
    Co do opowiadania to raczej nie czytam tego typu rzeczy, bo są osadzone w danych czasach a historia to raczej nie moja działka. Piszesz jednak fajnie, nie nużysz, a i te obrazki skracają rozdziały, więc na spokojnie można to przeczytać.
    Nie za bardzo wiem, o co chodzi, bo przeczytałam tylko ten rozdział, ale ta królowa zachowała się naprawdę w porządku. Na samym początku posta myślałam, że ona faktycznie poznawala królowi robić te straszne rzeczy, a tutaj się okazuję, że jednak nie. Że za każdym razem pomagała tym biednym ludziom, których skrzywdził ich własny król. Zdecydowanie zaskarbiła sobie tym moją sympatię.
    Bastard (cóż za imię:D) wydaję się być uprzejmym człowiekiem, któremu zależy na władzy, ale jednak czuję, że byłby lepszym królem jak ten obecny (ten, który zmarł). Myślę, że nie stać go na takie zachowanie jak poniżanie biednych ludzi, znęcanie się nad nimi. To gość całkiem porządny, który po prostu wie, że tron należał się jemu. Ja mu kibicuję, mam nadzieję, że będzie dobrym człowiekiem.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepraszaj i witam Cię serdecznie.
      Rozumiem sytuację. Praca potrafi wykończyć nawet, jeśli nie jest to typowy wymiar godzin. Naprawdę. Znam to doskonale.
      Miło mi, że przeczytałaś, chociaż to nie Twoja bajka. Ja zazwyczaj też nie piszę tego typu rzeczy. Bardziej osadzam się w czasach teraźniejszych, jeśli już.
      Fajnie, że moja królowa okazała się w Twoich oczach pozytywną postacią. Jako osoba, która zazwyczaj nie lubi postaci kobiecych czuję się dumna, że ta przypadła Ci do gustu.
      A Bastard to nie imię, bo imię to Hal. Ale jest Bastardem, bo jest nieślubnym synem króla. Zamienne określenie po prostu na niego. Masz jednak co do niego dobrze przeczucia. Na pewno nie jest tak ześwirowany jak poprzednia koronowana głowa.
      Miło mi, że wpadłaś.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  8. Hmmm, dopiero dzisiaj znalazłam chwilę na odświeżenie starej znajomości. Jest mi tak strasznie wstyd, że Ty zawsze jesteś u mnie jednym z pierwszych gości (jeżeli nie pierwszym - a komentatorem na pewno), a ja na wszystko potrzebuję tyle czasu... Jestem jak stary komputer, potrzebuję czasu na rozruch. ^^'

    Od razu mówię, że jeszcze nowości nie przeczytałam, na razie komentarz jest ogólny. Zaraz pojawi się drugi, odnośnie rozdziału.
    Teraz chcę powiedzieć, że przychodzę, a tu wow, wow, zmiany takie wielkie! W oczy rzuca się nowy szablon. Hmmm, ma coś w sobie, ale stary bardziej mi się podobał. Może to dlatego, że jestem fanką zieleni. :)
    Gratuluję Ci przebrnięcia przez pewien etap i końca sezonu! Oby było ich jak najwięcej! :*
    Twardo stoję na stanowisku, że cały wysiłek wkładany w pisanie wynagradzają (i to z nawiązką!) dwa uczucia: dumna, gdy patrzysz na te strony zapisane TWOIM tekstem oraz wierni czytelnicy. Życzę Ci - ponownie - by i jednych i drugich stale przybywało!

    A teraz zabieram się do lektury :)

    Valakiria
    Legendy Verionu: Iskra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam Cię w obserwowanych, dlatego od razu widzę, kiedy coś dodasz. Poza tym, nie mogę nic poradzić na to, że tak mi się podoba jak piszesz. Masz naprawdę talent. I tak unikalny pomysł, dlatego Twoje opowiadanie jest wyjątkowe ;>

      Jesteś którąś już osobą, która mi to mówi. Myślę nad zmianą jakąś znów. Bo wiesz jak to jest, prawdziwa kobieta jest zmienna. I ja tak samo.

      Dziękuję bardzo za miłe słowa ;* i tak, masz rację, za każdym razem, kiedy dopisuję kolejne strony to odczuwam jakąś taką dumę. No i nie mówiąc o tym jak dużą przyjemność i motywację dają mi czytelnicy.

      Miłej lektury ;)

      Usuń
    2. Oh stop it, you ^^=

      Dobrze, przeczytałam nowość. Wrażenia?
      Tak! Tak! TAK! WIEDZIAŁAM, wiedziałam, że to właśnie do tego zmierza! Chociaż historycznie takie małżeństwa były zawierane bardzo często (i nikt nie przejmował się, że jedno z małżonków jest niespełna rozumu) to coś czułam, że Oleandra nie podda się tak łatwo. To silna kobieta, sprytna jak lis i na pewno nie podporządkowałaby się ot tak, po prostu. No cóż, władanie ma we krwi. Zuch dziewczyna! :D

      Rzeczywiście, widać, że kończy się tutaj jakiś etap. Zastanawia mnie, co będzie dalej.W końcu, najbliższy wielki wróg został wyeliminowany (i to w jaki brawurowy sposób! Tak, będę się zachwycać), ale na pewno to nie koniec kłopotów... z pewnością pojawią się rozterki miłosne, już wyczuwam pewne napięcie, chociaż czyniąc Hala królem trochę ułatwiłaś sprawę. 8)
      Gdyby to były realia europejskie no to cóż - Oleandra zostałaby wydana (albo sama by się wydała :D) za młodego króla Ravell (piękna nazwa) i historia mogłaby się zakończyć. Jestem jednak pewna, że jeszcze wiele przed nami, dlatego czekam na kolejny rozdział. :)
      Pozdrawiam i życzę wiele, wiele weny!

      V.

      PS: Chyba wyłapałam drobny błąd. Najpierw napisałaś, że uczta była dopiero zaręczynowa, a potem już określamy Wishmore'a jako męża Lei... no i mowa jest o konsumpcji związku. Ceremonia ślubna zlała się z uroczystością zaręczynową, czy ja czegoś nie doczytałam? Myślę, że wstawienie jednego słówka "przyszły mąż" wyjaśniłoby nieścisłość. Bo z dochowaniem czystości do ślubu bywało przecież różnie. 8)

      Usuń
  9. Dokładnie to samo myślę o Oleandrze co Hall - sprzedała się.
    Wiesz, że dopiero zorientowałam się, że to są bracia? W sensie Hall i SK (Szalony Król). To właśnie dlatego, by nie było takich niedopowiedzeń, powinno być więcej opisów.
    Królewska para tchórzy - no okay, ja się z tym zgadzam, ale jakim cudem tych dwoje ma taką władzę? Jakim cudem ten SK ma taką siłę i tylu ludzi gotowych ruszyć na jego skinienie? Ludzie powinni się zbuntować, zwłaszcza, że SK o lud nieszczególnie dba, właściwie wcale nie dba, a wioski niszczy, swoje własne i wioski Oleandry.
    Konsumpcja związku bez ślubu? W ogóle jakim cudem sypiają z sobą przed ślubem?
    SK ledwie się pojawił, a już go zabiłaś, znaczy Królowa go zabiła, ale... na twoje życzenie. Mogłaś go bardziej rozpisać, jakoś przedstawić, a nie tylko jako takiego typowego, nic niewartego szaleńca. Mając tyle ludzi na swoje zlecenie, to jednak powinien być też inteligentny - tak na logikę i zdrowy rozum patrzeć, to coś jest tutaj z logiką fabuły nie tak.
    Muszę jednak przyznać, że strategię Królowa miała dobrą, ale... w logice fabularnej opowiadania coś mi nie gra.
    Aż mnie wzięła ochota na drinka, chyba też sobie zrobię, ale ja pojedynczego xD Kocham Królową Lodu <3 Dobrze, że wróciła do tego opowiadania <3

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy