Od autorki: Zazwyczaj nie robię tego typu przerywników, ale dzisiaj postanowiłam zrobić wyjątek. A to dlatego, że dochodzimy do miejsca, w którym zakończył się pewien etap tego opowiadania. Gdyby był serialem, właśnie kończyłby się sezon.
I w związku z tym nadeszła mnie inspiracja na małe podsumowania. Chciałam podziękować wszystkim, którzy byli ze mną od początku, ale także tym, którzy dopiero niedawno się przyłączyli. Dzięki wam wszystkim po raz pierwszy w życiu jestem w stanie regularnie pisać i dodawać kolejne części. Może chociaż raz doprowadzę coś do końca. A to głównie wasza zasługa. Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa oraz za konstruktywną krytykę. Dzięki, że bawicie się w detektywa, próbując zgadnąć, co będzie w następnych odcinkach. Jesteście moją inspiracją.
Mam jeszcze trochę pomysłów na historię Oleandry, więc nie bójcie się, nie żegnam się jeszcze xd. Mam nadzieję, że wasze wakacje są udane i dobrze się bawicie.
Rozdział dedykuję wszystkim fanom niezawodnej Elisy ;>
*******************************************************************************
Błękitny jedwab peleryny przy sukni dumnej królewskiej matki powiewał z każdym jej krokiem. Elisa była kobietą niesamowitą. Była nie do zdarcia. Ile razy próbowano ją w życiu zniszczyć, tyle razy wracała i ze zdwojoną siłą niszczyła swoich przeciwników. Nie, nie działała jak lew. Nie atakowała wprost siłą burzy. Lady Elisa twierdziła, że zemsta smakuje najlepiej na zimno. Wolała się przyczaić. Poczekać. Powoli zatruwać jadem żyły swoich przeciwników. Spiskować i zawiązywać straszliwe sojusze przeciwko wrogom. Była niczym modliszka.
Lecz teraz nie musiała już trzymać gardy tak wysoko. Dumna z siebie, po powrocie do Ravell, przechadzała się po korytarzach zamczyska z głową uniesioną wysoko. Oczywiście, zawsze nosiła ją wysoko. Nawet gdy czasy były straszliwie ciężkie. Pamiętała doskonale, jak ostatkami sił zachowywała godność, gdy wytykano ją palcami. Panna z dzieckiem. Średnia szlachta. Nie mówiła wiele, nie uskarżała się. wychowywała małego Hala i z uśmiechem na ustach patrzyła parę lat później na niedowierzające spojrzenia sąsiadów. Przecierali oczy ze zdumienia, gdy wszystkie knowania Elisy się spełniły, a ona sama stała się kobietą niesamowicie bogatą. Kobietą o wpływach i możliwościach, których żadna z jej dwulicowych koleżanek nie miała i nigdy mieć nie będzie.
Wtedy zaczęły się lepsze czasy. Każdy w okolicy chciał zostać przyjacielem Elisy. Słyszała plotki o swoim bohaterstwie: jak to zaszła w ciążę z nieznanym mężczyzną, który się jej oświadczył, jednak nie doczekał ślubu, ginąc na wojnie. Opowiadano niestworzone historie by samym sobie mogli tłumaczyć, że jest kobietą szlachetną. Zaczęto ją wielbić. Miała tłumy adoratorów i przyjaciółek.
Pewnie małostkowa dama by się oburzyła, obraziła i nie chciałaby rozmawiać z tymi, którzy wcześniej ją opluwali. A jednak nie Elisa. Ona była uprzejma i zawsze wszystkich przyjmowała w swoje progi. Po to tylko, by później wykorzystać zawarte przyjaźnie. By wydusić z nich ostatnie soki korzyści dla siebie i porzucić. Tak samo było z kochankami. Każdy jeden myślał, że jest wyjątkowy – jedyny. Taką to miała zdolność piękna królewska matka. Ale tak naprawdę w życiu Lady Elisy był tylko jeden istotny mężczyzna: jej syn. Od narodzin Hala obiecała sobie, że zrobi wszystko, by zapewnić mu dobrobyt i bezpieczeństwo.
Teraz, mogąc bez najmniejszego uczucia wstydu, paradować po zamku jako Królowa Matka i rugać pracujących przy renowacji ludzi, przyglądała się synowi z rosnącym sercem. Wkrótce zostanie koronowany. Dlatego Elisa wzięła sobie za punkt honoru, by zamek wyglądał jak najlepiej. Co nie było takie proste, ponieważ Wishmore zdewastował to miejsce w sposób karygodny.
- Cóż to ma być? – spytała z oburzeniem, pokazując na odnawiany fresk na ścianach.
– To malowidło przeżyło trzy wojny i cztery plagi. Nie skazujcie go na byciem takim szkaradztwem. – syknęła do artystów renowatorów, którzy pomimo przewagi liczebnej nad Elisą i swojej płci niemal połknęli pędzle ze strachu przed Królową Matką. Ta zaś z rozbawieniem unosząc brew odeszła dalej.
Pamiętała ten zamek, na który widok miała z okna swojej willi. Dzień w dzień patrzyła na te mury i obiecywała sobie, że choćby miała być to ostatnia rzecz w jej życiu, posadzi Hala na tronie. Wieczór w wieczór opowiadała mu o jego dziedzictwie. Opowiadała mu do snu historie o dzielnych królach i rycerzach. O pięknych księżniczkach i magikach.
Mówiła mu o tym wszystkim, co kiedyś będzie jego. Chciała by wiedział skąd się wywodzi i dlaczego. Nigdy nie chowała przed synem prawdy. I chyba wyszło mu to na dobre z perspektywy czasu. Był dwudziestoczterolatkiem z ogromną dojrzałością i mądrością jak na osobę w tym wieku. Każda matka będzie dumna, widząc… o nie. Stanęła za rogiem, wyglądając na korytarz, w którym Hal czule obejmował Oleandrę.
- Nadal nie mogę wyjść z podziwu dla tego, co zrobiłaś, żeby dobrać się do Wishmora.
- Tu nie ma co podziwiać. Zrobiłam to, co zrobione zostać musiało.
- Obawiam się tylko ceny, jaką mogłaś za to zapłacić. – głos Księcia Bastarda brzmiał bardzo wymownie i zatroskanie. No tak, oczywistym było, że podejrzewał, że Wishmore wydarł cnotę swojej chwilowej narzeczonej.
- Nie była aż tak wysoka, jak może się wydawać. – odparła beztrosko Lea. A więc nikt nie zabrał jej cnoty siłą. A szkoda. Byłaby zdeklasowana w oczach młodego króla.
- Wciąż nie mogę przestać o tym myśleć. O tych upokorzeniach i cierpieniach, które musiałaś przeżyć, żeby tego dokonać. Musiałaś ranić i odsuwać od siebie najbliższych.
- Wiedziałam, że to przejściowe. Poza tym, zamknięcie twojej matki w wieży nieomal sprawiło mi to wynagrodziło. – para wybuchła śmiechem. Żart był niewinny w ich mniemaniu, ale twarz Elisy przypominała kolorem rozgrzane żelazo. Tego już za wiele. Ta mała jędza. Och, jakże Lady Elisa jej nienawidziła. Klęła się w myślach, zaciskając dłonie w pięści. Nakazała sobie spokój kilkoma wdechami. Cierpliwości, Eliso. Wkrótce ona przybędzie i twoje problemy się skończą.
Hal, w natłoku nowych obowiązków nie zapominał o starych przyjaciołach. Edam nie odstępował boku świeżo upieczonego króla, a Oleandra dotrzymywała im kroku w kolejnych wygłupach i zabawach. Cała trójka mogła świętować zwycięstwo aż do samej koronacji. Lea nie mogła zostać dłużej w państwie. Musiała wracać do swojego królestwa. Dlatego Książę Bastard starał się wykorzystać każdą chwilkę, by móc być blisko królowej.
Kuligi w styczniowych mrozach były jedną z ulubionych rozrywek młodego pokolenia dworzan. Tej sylwestrowej nocy Książę zorganizował taki właśnie kulig. Sanie sunęły po zamarzniętych polach, pokrytych puchem. Było ich około dwunastu. W każdym przynajmniej czterech dworzan. Tylko on siedział sam z Oleandrą po swojej prawej stronie. W sukni z ciasnym gorsetem w kolorze miedzi i w ciężkim, atłasowym płaszczu w podobnym kolorze lśniła blaskiem miliona pochodni. Zamyślony przyszły król, patrzył na towarzyszkę.
Miał wiele kobiet przez całe życie. Nigdy nie narzekał na problemy w kontaktach z płcią piękną. Ale nigdy nie poznał kobiety takiej jak Lea. Była nie tylko piękna, ale i niesamowicie mądra.
Pamiętał tą dziewczynkę, którą za namową matki posadził na tronie. I widział tą prawie dwudziestoletnią kobietę, która rządziła sprawiedliwie i była zdolna do wszystkiego, by osiągnąć cel, który uznała za słuszny. Tak szybko nauczyła się jak być władczynią sprawiedliwą.
Nie zważała na zagrożenia i odważnie darła w przód. Po raz pierwszy poznał kobietę, która nie potrzebowała męskiego oparcia, by wiedzieć czego chce. Po raz pierwszy miał przy sobie kobietę, która nie traktowała go tylko jak bożka na piedestale. Byli partnerami i czasem oponentami, gdy jakiś spór słowny przybierał na sile.
- O czym tak myślisz, jaśnie panie? – Lea od dłuższego czasu dostrzegała nieobecny uśmiech króla. Hal potrząsnął głową, oblizując spierzchnięte z zimna usta i objął królową, osłaniając ją od zimna.
- O tym, ile jeszcze możemy osiągnąć pracując ramię w ramię. – sanie sunęły prędko, a skrzypiący pod płozami śnieg dodawał uroku tej ciemnej nocy. Pośród ciszy rozlegały się śpiewy orszaku Księcia, mieszające się z dźwiękiem dzwonków, którymi ozdobione były sanie.
Powitanie nowej dwórki Elisa przygotowała najlepiej jak potrafiła. Osobiście wyszła przed zamek, by uściskać kobietę jak własną córkę.
- Moje dziecko, tak długo na ciebie czekałam. Mam nadzieję, że podróż nie sprawiła ci trudności. Chodź, chodź, nie stójmy na mrozie. – ponagliła dziewczynę, prowadząc w stronę wejścia. Ściskała jej dłoń, trajkocząc jak najęta. – Och. A to Oleandra. Królowa Vertigè i księstw zjednoczonych.
- Wasza wysokość. – przybyła dwórka, ukłoniła się nisko królowej. Lea starała się nie zwracać uwagi na ton, w jakim przedstawiła ją Lady Elisa. Uśmiechnęła się serdecznie na widok przybyłej dziewczyny i skinęła jej głową. Złożyła dłonie na materiale spódnicy, białej jak śnieg pod stopami i przyjrzała jej się z ciekawością. Królowa odczuwała chłód panujący w styczniowej aurze.
- Witaj na dworze. Mam nadzieję, że ci się tu spodoba. Jak się nazywasz? Skąd jesteś? – spytała Lea wciąż uśmiechając się w ten irytujący Elisę sposób. Naciągała niespostrzeżenie rękawy żółtego kaftana z koronki takiej jak samej z jakiej była uszyta jej spódnica. Zupełnie niekrólewskie zachowanie.
- Jestem Sarabella. Pochodzę z rodu Dockery. Mieszkałam z rodziną za Zielonymi Górami. Przybyłam na zaproszenie Lady Elisy. – odpowiedziała posłusznie dziewczyna, nie ważąc się podnieść wzroku na królową. Lea, choć przez ułamek sekundy straciła swój rezon i pogodne nastawienie, szybko się zreflektowała. Uścisnęła dłonie Sarabelli, posłusznie złożone na podołku.
- Jestem pewna, Sarabello, że zostaniemy przyjaciółkami. Gdybyś potrzebowała towarzystwa, zawsze wołaj. Wiem, jak to jest być intruzem – spojrzenie Oleandry na chwile zawisło na twarzy Elisy. Królowa postanowiła odejść wraz ze swoimi damami, gdy i te przywitały się z nowoprzybyłą. - Witaj jeszcze raz na dworze w Ravell.
- Oleandro? – Elisa zatrzymała królową. Ta obróciła się przez ramię, sprawiając, że spięte w luźny warkocz kosmyki włosów zatańczyły przy jej twarzy. – Dlaczego mój syn nie wyszedł powitać gościa?
- Hal pojechał na polowanie z Edamem.
- Cóż, zawsze dobrze wiedzieć, że robi coś męskiego w odpowiednim towarzystwie.
- Przynajmniej w lesie prędzej trafi go zagubiona strzała niż knucie intrygantek. – królowa i Lady nie szczędziły sobie złośliwości. Wbijały sobie szpile z taką wprawą, że żaden z mieszkańców dworu nie chciałby wejść pod ich obstrzał. Królowa weszła do zamku wraz z truchtającą za nią drobnym krokiem świtą, a Elisa zabrała Sarabellę do komnaty, którą od dziś dziewczyna miała zajmować. Ulokowała ją i zaprosiła na wieczerzę. Z tej okazji kazała przygotować najlepsze dania, najwykwintniej podane i otworzyć najwspanialsze wina.
- Doprawdy, nie rozumiem, pani, skąd ten zamęt związany z moim przyjazdem. – ośmieliła się odezwać Sarabella, ze zdumieniem przyglądając się zastawionemu po brzegi stołowi z najlepszą zastawą jaką widziała w życiu. Tą akurat Elisa kazała przenieść ze swojego starego domostwa.
- Jesteś gościem honorowym. Jedz, jedz. – objaśniła gospodyni, zachęcając dziewczynę, by częstowała się tymi wszystkimi pysznościami. W tym czasie, Lady Elisa kontynuowała:
- ... i chciałabym, żebyś się do tego przyzwyczaiła. Sprowadziłam cię tutaj nie tylko z mojej własnej gościnności, chociaż, oczywiście to również. Widzisz, rola matki nie jest taka prosta. Nie kończy się w momencie, gdy dziecko przestaje potrzebować ciągłej opieki. Jak mówią plebejusze: gdy jest odchowane. Rola matki to pełny etat. A rola królowej matki jest jeszcze bardziej odpowiedzialna. Kiedy urodzisz swoje dzieci zrozumiesz, że rodzina jest najważniejszą rzeczą w życiu każdej kobiety. Twoje dzieci będą dla ciebie wszystkim. I będziesz chciała zapewnić im wszystko. Tylko dzieci mają to do siebie, że nie chcą się słuchać nas, matek. Sądzą, że wiedzą wszystko najlepiej. Och, pewnie sama to znasz, na pewno nie jeden raz rodzice doprowadzali cię do szału jakąś decyzją. – Elisa uśmiechnął się pobłażliwie, popijając wino w złotym kielichu. Zdawała się nie zauważać, że nieszczęsna Sarabella patrzyła na nią jak ciele w malowane wrota. Kontynuowała niezrażona:
- Matka musi wiedzieć, że dziecko będzie się buntować. Może będzie nawet odrobinę cierpiało. Ale to my, matki, wiemy, że z perspektywy czasu nasi synowie i nasze córki nam podziękują za decyzje podjęte za nich w tak trudnym i przewrotnym czasie, przez jaki teraz przechodzicie.
- Nie rozumiem, co ja mam z tym ws…?
- Nie skończyłam. – uniesiona dłoń Lady Elisy pokazała Sarabelli jak bardzo szanowna pani nie lubi, by jej przerywano. – otóż, mój syn, przyszły król Ravell jest w takim wieku, w którym będzie potrzebna mu żona. Jednak on żyje wciąż złudzeniem, że małżeństwo może być romantycznym uniesieniem. Wydaje się, że zakochuje się w całkowicie nieodpowiedniej kobiecie. Dlatego postanowiłam zająć się tą niecierpiącą zwłoki sprawą. Szukałam długo i ze wszystkich dam w naszym królestwie, tylko ty, kochanie, wydałaś mi się odpowiednią kandydatką na królową.
- Mogę wiedzieć dlaczego? – pytanie Sarabelli wprawiło Lady Elisę w osłupienie. Dama spodziewała się wybuchów radości, okrzyków i łez wzruszenia. Niemniej jednak, zachowując rezon, królowa matka założyła nogę na nogę i objaśniła swój punkt widzenia:
- Jesteś wysoko urodzona, a to oczywiście konieczność. Twoja rodzina nie ma w historii żadnych skandali, ani oburzających sekretów. W dodatku, pochodzisz z bogatego domu, więc pozycja królowej nie będzie dla ciebie gratką, żeby się dorobić. Sprawdzisz się więc na tym stanowisku. Jesteś w idealnym wieku. Jesteś piękną kobietą, taką, której pożądają wszyscy mężczyźni. No i jesteś ideałem żony: cicha, ułożona, znająca etykietę i znasz swoje miejsce u boku męża.
- A więc szukasz kogoś kto wesprze Hala w rządzeniu, a nie będzie osobnym królem. Jak Oleandra?
- Tak. – Lady Elisa uśmiechnęła się z aprobatą. Może nie doceniła tej małej. Bystrej małej. Oczywiście, nie zamierzała się z tym zdradzać. – Oczekuję, że będziesz dobrą żoną. Że nie będziesz zmartwieniem tylko ucieczką dla mojego syna.
Na ten dzień Książę Bastard czekał całe swoje życie. odkąd pamiętał myślał o tym momencie wciąż i wciąż. Teraz, stojąc w pierwszych promieniach wschodzącego słońca nie mógł przestać się martwić. Nie był do końca pewien czym, ale coś budziło się w jego wnętrzu, co sprawiało, że nie mógł się zebrać w sobie.
Obrócił się do drzwi, gdy strażnik zapowiedział nadejście Edama i Oleandry. Oboje weszli do środka na paluszkach z koszem smakołyków.
- Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę i cię obudzić, wasza wysokość, ale nas uprzedziłeś. Witaj. – Edam odłożył kosz na stół i uścisnął przyjaciela. Prezentował się bardzo odświętnie. Za to Lea, która odsuwała teraz zasłony i wynosiła ich mały piknik na ogromny taras królewskiej komnaty wciąż była ubrana nocnie. Kremowa suknia miała bardzo ładny według gustu Hala krój. Spływała z ramion dziewczyny, odsłaniając jasną skórę i cała była jakby z falban, które wyglądały jak…chmurka. Tak. Podobało mu się to określenie.
- Moja suknia jeszcze nie jest gotowa. A Edam mnie obudził. Ta niespodzianka to jego pomysł. – wyjaśniła królowa, widząc kątem oka jak Hal wpatruje się w nią uporczywie. Cała trójka wkrótce zasiadła do śniadania, które smakowało wyjątkowo uroczyście, jedzone w brzasku.
- Jak się czujesz? – spytał Edam, dolewając gorącej kawy do wszystkich trzech filiżanek.
- Nie wiem. Zmartwiony. Chyba…
- Zmartwiony? Przyjacielu, czekałeś na to od tak dawna, że na twoim miejscu skakałbym z radości.
- Właśnie tym się martwisz. Że coś na co czekałeś tak długo okaże się rozczarowujące. Że nie podołasz, a oczy całego świata są na ciebie zwrócone. Czyż nie? – Lea odgadła myśli przyszłego króla i sformułowała je lepiej niż on sam potrafił.
Drugi raz Oleandra odwiedziła króla przed samą ceremonią. Nie przypominała ani trochę tej rozwichrzonej dziewczyny z rana. Włosy ujarzmione i zaczesane w kok tkwiły pod małą, złotą koroną z rubinami. W uszach miała długie, złote kolczyki, a suknię czarną. Nie była to jednak czerń żałobna, bo cały materiał, od długich rękawów aż po szyję, szczelnie zasłoniętą był ozdobiony krwistoczerwonym haftem, typowym dla folkloru jej rodzinnych stron.
Wchodząc, minęła królową matkę, puszącą się jak paw. Lea stanęła w komnacie, wędrując rozbawionym wzrokiem za Elisą, wyjątkowo całą w królewskiej purpurze. Miała suknię o kroju największej bombki jaką widziano w tym zamku, długi płaszcz i niebotycznie wielką kryzę. Całości dopełniał dekolt kolią. Cała Elisa. Gdy wyszła królowa podeszła do Hala, poprawiając tkwiące na jego piersi złote łańcuchy przekazywane każdemu królowi. Starał się ułożyć je symetrycznie na bordowo-złotym płaszczu zapiętym pod szyją perłami, ale zdenerwowane palce nie potrafiły otrzymać zamierzonego efektu.
- Przyszłaś życzyć mi szczęścia? – spojrzał w dół na królową, która niczym żona wyprawiająca męża do pracy, upewniała się, że wygląda dobrze.
- Nie. Nie potrzebujesz mojego winszowania. Przyszłam ci powiedzieć, że jesteś odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. I, że będę niedaleko, jakbyś chciał uciec. – uśmiechnęła się i stając na palcach ucałowała gładko ogolony policzek Hala.
W pierwszych rzędach w sali koronacyjnej siedziała Elisa w swojej wielkiej sukni, pociągając nosem i wycierając oczy. Po jej prawicy siedziała Oleandra, a po lewicy dama Sarabella ku oburzeniu dygnitarzy. Obok usadzeni zostali władcy, którzy zebrali się na tą okazję. Wciąż patrzyli na Leę podejrzliwie, jednak ta nie odrywała wzroku od Bastarda, maszerującego z natchnionym spojrzeniem środkiem nawy. Jego płaszcz ciągnął się długim trenem. Był naprawdę elegancki i nieziemsko przystojny. Edam, siedzący w tylnych rzędach nie mógł przestać się uśmiechać. Nawet jeśli jego pozycja, wciśnięta pomiędzy grubego barona i jego gruźliczego kolegę, skrybę nie była zbyt atrakcyjna.
Proces koronacji był bardzo podniosły, a kapłan mówił wyjątkowo długo. Przeciągając każdą sylabę jakby testował cierpliwość zebranych. Hal nie był tym poruszony. Wpatrywał się w koronę, której pragnął tak długo. W jego słowach słychać było to pożądanie, gdy składał królewską przysięgę. A gdy odwrócił się do zebranych, już z koroną na głowie i berłem w ręce, wyglądał naprawdę jak odpowiedni człowiek w odpowiednim miejscu. Wszystkie jego rozterki i obawy odeszły w niepamięć. Poranna niepewność ustąpiła rozważnej pewności. Chociaż Bastard miał wiele do udowodnienia wszystkim, którzy wątpliwi w jego zdolności, wiedział, że podoła.
- Niech żyje król! – podniósł się chór głosów na cześć Hala, a dzwony w całym królestwie rozbiły się, głosząc radosną nowinę. Był królem.
Niestety długiego komentarza nie będzie, bo aktualnie jestem na wakacjach.
OdpowiedzUsuńElisa knuje *buhahaha*. Czekałam na to. Zobaczymy jak długo Hal będzie się opierał. Liczę na jego silną wolę.
Pierwszy sezon mówisz? Tak szybko to leci o jeju!
Pozdrawiam, całusy
Riv
Faceci to wciąż faceci ;>
UsuńZbyt często myślą nie tą głową co trzeba xd.
Baw się przednio na wakacjach i wracaj wypoczęta i pełna pomysłów ;*
Elisa zaczyna mi działać na nerwy. POwiem tak: jeśli zacznie tak mącić, że Haleandra będzie o krok od krachu, to Ci oświadczam wszem i wobec, że wypuszczę Jokera z Sorcasu i jej taki Szkarłat urządzę, że mnie popamięta na wieki XD
OdpowiedzUsuńZ jednej strony nadal szkoda mi Wishmore'a. Lubiłam gościa. Ale król Hal jest jak miód na moje serce. Jestem bardzo ciekawa, jak sobie poradzi. W końcu to dla niego zupełnie nowa sytuacja. Ale ja w niego wierzę :D
Edam to taka cicha woda trochę. Jestem ciekawa, czy on się kiedyś wybije na "bardziej pierwszy" plan i co może wtedy odmalować.
Sarabella… Ta z kolei mi nie pasuje na mąciwodę i mam nadzieję, że stanie się coś, co jej nakaże zeswatać Hala z Oleandrą, a nie przeciwnie. Chociaż bycie świadkiem w sytuacji, w której Halowi zaczyna na niej zależeć i jej również także, też byłoby ciekawe.
Pisz jak najwięcej! :)
Pozdrawiam
Hagiri z Rozmów Międzymiastowych
To "POwiem" wygląda, jakbym była za Platformą -.-
UsuńHahaha, cichą agitacje mi tu wprowadzasz? XD. Nie, nie, blog jest absolutnie apolityczny. Chyba, że chodzi o sprawy polityki Ravell lub Vertige.
UsuńKochana moja, Elisa to się dopiero rozkręca, ale coś czuję, że powściągnę ją na smyczy, jeśli przedstawiasz mi takie groźby ; O
Wiedziałam, że będziesz tęskniła za stukniętym królem. Ale jednak ktoś musiał oddać życie, żeby Haleandra mogła się rozwijać. Troje to już tłum, jak to powiadają.
Nie znalazłabym lepszego określenia na Edama. Obserwuj go uważnie ;p.
O Sarabelli nie powiem ani jednego słowa. Wszystko okaże się w następnych rozdziałach.
Piszę, piszę. I uwierz, już trochę tego mam. Skończy się to pewnie przydługawym "dziełem" o pojemności całej Sienkiewiczowskiej trylogii, ale robię, co mogę, żeby pozbywać się niepotrzebnych kawałków xd.
Pozdrawiam <3.
Nie wiem dlaczego, ale chyba każdy mój komentarz u Ciebie zaczyna się od słów "Przepraszam, że tak długo nie pisałam". W każdym razie przepraszam! Ostatnio miałam jedynie pracowałam nad szablonami i grafiką, a opowiadanie całkowicie, że tak powiem, olałam. A szkoda, bo chyba za Twoim blogiem najbardziej tęskniłam!
OdpowiedzUsuńChyba będzie lepiej, jeśli skomentuję tylko ten rozdział, bo gdybym chciała nadrabiać każdy z osobna, z pewnością nie starczyłoby mi miejsca. Pochwalę Cię tylko za całą intrygę z królem Wishmorem. Co jak co, ale tego naprawdę się nie spodziewałam! Muszę się przyznać, że po drugim rozdziale opisującym wyniosłość i obojętność Lei na szalone fanaberie jej narzeczonego, zaczęłam ją skrycie nienawidzić. Niestety, moje uczucie do niej w jakiś sposób zostało nadszarpnięte, gdyż wciąż nie pałam do niej tak samą sympatią co wcześniej.
Uwierzyć się nie chce, że już jesteśmy tutaj ;) Mam nadzieję, że kolejne "sezony" również będą tak ciekawe i wciągające co ten. I przede wszystkim - masz mi tu nie odchodzić nigdzie, bo naprawdę kocham Twoje opowiadanie!
Muszę przyznać, że ostatni szablon o dużo bardziej mi się podobał. Jeśli kiedyś będziesz chciała szablon, daj znać ;*
Pozdrawiam, przepraszająca wciąż, Native
http://martwi-przed-switem.blogspot.com
Ja boleję nad tym, że nie piszesz za wiele, bo robisz to naprawdę dobrze ;< mam nadzieję, że w końcu się coś pojawi na Martwych. Stęskniłam się za tym.
UsuńDziękuję za pochwały i miłe słowa. Bardzo zależało mi na elemencie zaskoczenia, więc jestem mega podbudowana. Dzięki raz jeszcze. I tak, wiem, Oleandra może stracić na uroku, ale to też jest poniekąd mój cel: nie chciałam zrobić Disneyowskiej księżniczki. Chciałam pokazać ją jako człowieka - kobietę popełniającą błędy i podejmującą kontrowersyjne decyzje. Może w końcu się królowa odkuje i wróci w Twoje łaski.
Nie odchodzę nigdzie. Kiedy zakończę Crownsa to mam jeszcze głowę pełną pomysłów. Ostatnio korci mnie mały fanfic, ale obiecałam sobie nie skakać na głęboką głowę.
Co do szablonu: jestem niespokojną duszą, muszę zmieniać dużo i często xD. Ale jeśli Ty robisz, moja droga, szablony to hmm...
Nie przepraszaj mnie za nic!
Pozdrawiam ;*
Postaram się niedługo dodać coś nowego ;) Ostatnio po prostu za bardzo nie mam weny na pisanie i boję się, że pozbędę się całych zapasów (AŻ 3 ROZDZIAŁY) i wtedy zostanę z niczym. Ale strasznie mi miło, że ktoś czeka ;)
UsuńI to z pewnością wyszło ci bardzo dobrze ;) Jestem ciekawa, co tam jeszcze planujesz ;)
Bardzo mnie to cieszy! Chcę czytać Twoje opowiadania jeszcze bardzo długo. O, a mogę wiedzieć na podstawie czego?
Gdybyś tylko się zdecydowała, pisz do mnie na gg: 36018825 lub na e-mail: wellesie1999@gmail.com
Dobrze, już nie będę ;)
Pozdrawiam!
Rozumiem. Czasem tak jest, że brakuje weny i wtedy bardziej prawdopodobne, że Ci kaktus na dłoni wyrośnie niż coś napiszesz. Ale cieszę się, że masz coś w zanadrzu chociaż. Mój sposób na brak weny to obejrzenie czegoś w danym klimacie. Takiego nastrajającego do pisania. I tak, czekam niecierpliwie ;)
UsuńNa podstawie Czystej Krwi. Nie wiem jeszcze jak miałabym to ugryźć (hehe), ale ciągle mi to chodzi po głowie.
Napiszę, zaraz napiszę ;>
całusy
Nie bardzo rozumiem, dlaczego skomentowałam całość zanim jeszcze przeczytałam rozdział 11... To chyba te emocje po brawurowym (tak, powtarzam się, wiem) zabójstwie króla Wishmore'a.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać, aż intrygi Elisy zagęszczą się jeszcze bardziej. Podoba mi się, że pojawia się taka postać - czysta mąciwoda, której motywy można łatwo zrozumieć. Naprawdę, to nie jest spiskowanie "a bo tak, żeby się smarkateria nie nudziła". Z głową, z sercem, z motywem. Super.
Ciekawi mnie też Sarabelle. Zastanawiam się, jaka będzie? Ten wątek może rozwinąć się w różne strony. Nowa bohaterka może ślepo podążać za rozkazami Elisy, może nieświadomie dać się wmanipulować w pewną grę (ale chyba jest na to za bystra), może całkowicie porzucić knowania królewskiej matki, albo... podjąć ryzykowną grę podwójnego szpiega. A może ma własny plan, który chytrze kryje? Ciekawe, ciekawe.
Jak już mówiłam - czekam na kolejną część. :D
V.
PS: Nie działa spis treści. :(
Oj, oj, jak mi miło, że aż tak Ci się spodobał plan Oleandry. Masz co do niej racje - to nie jest postać mimozowatej królowej, która zrobi, co jej się powie. Ona ma swoją wizję. W końcu... uczy się od Elisy ;>
UsuńA sama Elisa, tak, będzie mącić dalej. Mam przygotowaną małą bombę, ale na to będzie trzeba jeszcze poczekać (napisałam już jakieś 50 stron do przodu. Niech żyją przypływy weny). Póki co, skupiam się na nowej dwórce. Będzie miała ważną rolę w życiu całego Ravell, a może i nie tylko. Starałam się nakreślić sytuację polityczną i pomysły na sterowanie nią zanim zaczęłam pisać. Chciałam, żeby to miało ręce i nogi stąd zaręczam, że żadne działanie bohaterów nie jest przypadkowe.
Kolejna część jak zwykle we wtorek. Mam nadzieję, że spełni Twoje oczekiwania.
I tak, wiem, że to cholerstwo nie działa, muszę pogrzebać w ustawieniach, bo od nowego szablonu praktycznie żaden link nie działa ;x
pozdrawiam ;)
Hej :). Wybacz, że dopiero teraz, ale jestem ma wakacjach i troszkę brakuje mi czasu. Rozdział bardzo fajny, umilił mi czas przy kawie. Królowa Matka knuje i interesuje mnie, co z tego wyniknie. Mam nadzieje, że nie uda jej się podsunać Sarabelli synowi, ale jeśli tak się stanie, to oby nie trwało to dlugo ;)). Żeby Hal nie dal się omamić xD. W ogole mysle, że będzie dobrym królem. Pięknie opisałaś koronację ;)). I Oleandra jak zwykle niezastapiona :). Nie daje się Królowej Matce. To dobrze. :). Życzę Ci dalszej weny i pozdrawiam ciepło ;*.
OdpowiedzUsuńCześć, kochana ;*
UsuńMam nadzieję, że dobrze się bawisz na wakacjach. Co ja bym dała za posmażenie się na plaży *.*
Dziękuję. Cieszę się, że Ci się podobał rozdział. Masz rację, Elisa będzie dalej knuć i mącić. W końcu od tego jest ;>.
Pozdrawiam, miłego wypoczynku ;*
Witam :)
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twoje opowiadanie już jakiś czas temu, ale oczywiście musiałam nadrobić wszystkie rozdziały, zanim mogłabym skomentować cokolwiek ;)
Tak więc przeczytałam już całość i naprawdę przypadło mi do gustu. Średniowiecze, królowe, książęta, intrygi i knowania to moje klimaty w 100%, więc od tej chwili będę wpadać regularnie, możesz być pewna :D
A teraz jeśli chodzi o fabułę... Na razie tylko ogółem, bardziej szczegółowo wypowiem się przy następnym rozdziale ;) No więc, na początek Oleandra... Uważam, że cudownie wykreowałaś jej postać i byłam zrozpaczona, gdy jeszcze kilka rozdziałów temu pozwalała się poniżać Wishmore'owi. Na szczęście zaradziłaś temu i powiem Ci szczerze, że nie spodziewałam się czegoś takiego. Naprawdę myślałam, że jakoś inaczej będzie to wyglądać, a tu okazuje się, że Lea od początku miała plan. Super! Brawo dla niej! :D
Jeśli chodzi o Elisę, to mnie wkurza. Panoszy się, jakby była nie wiadomo kim. Najpierw sadza Leę na tronie, a potem się z nią żre. No ale przecież nie może być zbyt pięknie.
Hal - boski xD Aczkolwiek przyznam się, że w pewnym momencie trochę przypominał mi taką trochę ofiarę losu ;) No ale już się poprawił i teraz jako król zacznie szaleć :D
No i na koniec Sarabella... Coś czuję (albo raczej mam nadzieję), że nie jest taką do końca posłuszną i ułożoną dziewczynką. Mam nadzieję, że pokaże różki i to już wkrótce :p
Także ogółem czekam na następny rozdział i pod nim wypowiem się już konkretnie :)
Pozdrawiam,
Naiada
PS. W wolnej chwili zapraszam do mnie http://cage-of-life.blogspot.com/
Cześć ;)
UsuńBardzo mi miło, że nadrobiłaś całość. Fajnie wiedzieć, że ktoś sięgnął aż tak daleko. No i cieszę się, że trafiłam w Twoje gusta swoją miłością. Bo sama uwielbiam tego typu klimaty <3.
Zauważyłaś coś czego sama się obawiałam wobec Hala - że zrobiła się z niego sierota. Ale musiałam go trochę przepchnąć przez pewne momenty, by potem móc narysować jego postać grubą kreską. Obiecuję, że jego charakterek jeszcze się pojawi. Tak jak i Sarabelli. Masz dobrego nosa ;>
Z pewnością wpadnę do Ciebie jutro, jak tylko wrócę do domu ;)
pozdrawiam
Dzięki za podziękowania. Tak, doprowadź do końca. Wkurwiłabym się, gdybym teraz nie poznała zakończenia. Jak coś czytam, to chcę znać zakończenie - pamiętaj o tym, ze lepiej zakończyć coś szybko i byle jak niż porzucić - przynajmniej ja tak uważam.
OdpowiedzUsuń"nieomal sprawiło mi to wynagrodziło" - coś nie tak jest z tym zdaniem.
"Nowy sezon" (umownie tak to nazwijmy) jest znacznie lepszy od poprzedniego. Są lepsze opisy i już jest mniej dopowiedzeń. Mam nadzieję, że tak zostanie już do końca.
Ale Królowej Lodu to dokopali, no, jak oni tak mogli, co? Ona na to nie zasługuję. Cudownie wychowała syna, powinien ją w końcu ktoś za to docenić ;-)
Kulig - aż się rozmarzyłam, uwielbiam kulig, choć nienawidzę zimy. Właściwie sanki i bitwy śnieżne to jedyne co w zimie lubię, a obecne zimy, te od kilku lat to tylko zimno i błoto, a nie biel i zabawy śnieżne.
Z tymi dziećmi to trochę prawda, zgadzam się z nią. Trzeba jednak wiedzieć, że dzieci nie są od tego by spełniać nasze oczekiwania. Dzieci muszą popełniać swoje błędy, wybierać własne drogi i żyć po prostu po swojemu - mieć własne zdanie.
Czy ja dobrze rozumiem, że Hall został królem po tym SK (Szalonym Królu)? Jakim cudem udowodnił swoje pochodzenie? Jakim cudem mógł objąć tron? - Tutaj znowu zachwiała się logika fabularna opowiadania.
Przepraszam, że się tak czepiam tej logiki, bo w sumie nic dziwnego, że takie niedopowiedzenia i błędy się zdarzają, bo na opowiadanie wybrałaś sobie trudny temat, trudny czas akcji i całą tą otoczkę. Poległaś trochę na zasadach, polityce, prawach danego księstwa czy też królestwa. Z tych właśnie powodów, moim zdaniem powinnaś się mniej skupić na ubraniach, klejnotach, biżuterii, a na polityce, na przybliżeniu nam tych królestw i ich granic także.
Nie wydaje mi się by w tamtych czasach wyprawiano mężów do pracy tak jak dzisiaj u nas, czyli, że patrzyło się na to by się dobrze prezentowali, wszakże wtedy większość pracowała fizycznie, prawda?
No to NIECH ŻYJE KRÓL! choć ciągle nie rozumiem jakim cudem go koronowano, jakim prawem skoro był z nieprawego łoża i nie został wspomniany w żadnym testamencie.- na takich drobnostkach własnie zawodzisz czytelnika, za to ze wszystkim innym radzisz sobie świetnie
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com