Spis treści

wtorek, 14 lipca 2015

9.

Książę Bastard stał na wzgórzu. Zupełnie jak tamtego strasznego dnia, gdy ponieśli największą w tej wojnie klęskę. Milcząco patrzył przed siebie, widząc jak kolejni ludzie padają na ziemię. Wtem Hal
dostrzegł coś na horyzoncie. Zmrużył oczy, by lepiej przyjrzeć się temu zjawisku.
      Coś na kształt fali zbierało się i kroczyło w jego stronę. Hal zacisnął mocniej dłoń na mieczu i zorientował się, że nie może wykonać nawet pół kroku. Stał bez ruchu i patrzył jak fala zalewa pole bitwy. Jak i tak zroszona krwią murawa zaczyna pływać w morzu krwi. I ta krew dotarła aż do niego. Zmoczyła książęce czubki butów. Chciał krzyknąć, albo uciec. Ruszyć na pomoc tonącym w oceanie krwi przyjaciołom, ale nie potrafił.
      Obudził się z tak głośnym okrzykiem, że w namiocie Hala zebrali się stróże. Odesłał ich niedbałym machnięciem ręki, siadając na sienniku. Bastard oparł ciężkie, zroszone potem czoło na dłoni i z całych sił skupił się na uspokojeniu oddechu. Ten sen był okropny. Nie wiedział, co może oznaczać, ale jego matka zawsze przestrzegała go przed siłą snów. 
        Uwierzyłby kto, że pragmatyczna Elisa była taką wrażliwą na magię snów kobietą. Ale tak, była. Wierzyła święcie w to, że sny mogą przynieść odpowiedzi co do przyszłości. Trzeba było jedynie umiejętnie je odczytać. Nie wszyscy to potrafili. Gdyby tylko on to potrafił, byłoby zdecydowanie łatwiej. Być może byłby przygotowany na to, co miało nadejść wraz z zachodem słońca. Wiadomości od Oleandry. Właściwie tylko krótka notatka. A jednak zmroziła serce Hala i ścisnęła je lodowata pięść strachu i zwątpienia.

Wstrzymała swoją armię. Bez słowa wyjaśnienia, Oleandra wróciła do swojego zamku wraz z nowym narzeczonym. Czuła na sobie wzrok wszystkich dworzan i słyszała szepty za swoimi plecami. Jedynie Stephan wydawał się popierać decyzję Oleandry. Uważał ją za wyjątkowo męską. Wszak w obecnej sytuacji nie było nic lepszego niż małżeństwo z kimś, kto zapewni królowej silną władzę i solidną obronę. Poza tym, ta wojna trwała już za długo. Zbyt wielu mieszkańców Vertigè skropiło krwią ziemię za granicą. Za to Edam wyjechał, stwierdzając, że nie może patrzeć na zdradę Lei. Ta nadal pozostawała niewzruszona. Siedząc na tronie z rękami wspartymi na oparciach, patrzyła za odchodzącym przyjacielem. W jej oczach nie błysnął żal nawet przez chwilę.
- Judaszu. Posadziłam cię na tym tronie rękami mojego syna. – syknęła jadowicie Elisa, gdy żołnierze, na rozkaz Szalonego Króla zamykali ją w wieży. Lea nie drgnęła, chociaż przez jej twarz przebiegło coś na kształt stłumionego uśmiechu. Jednak jedyną odpowiedzią królowej był surowy zakaz skrzywdzenia Elisy. Rozkazała ściąć każdego, kto spowoduje choć najmniejszy uszczerbek na zdrowiu Lady. W końcu, jeśli pod bramy zamku przybędzie Hal, by się kajać, muszą mieć kartę przetargową.
         Wishmore najwyraźniej był fanem myślenia królowej. Coraz częściej łapał się na tym, że uśmiecha się z zadowoleniem, widząc jej decyzje. Chociaż irytował go nieco stoicyzm Oleandry, bawił się przednio na jej dworze. Niemal co wieczór urządzał huczne zabawy. Królowa przypatrywała się wyczynom narzeczonego i z kamiennym wyrazem twarzy pozwalała na największe szaleństwa.

Sen na polu bitwy powinien przynosić ulgę. Dla niektórych był jedyną ucieczką od brutalnej rzeczywistości przepełnionej krwią, odorem śmierci i cierpieniem. Jednak nie w przypadku Hala.  Od ostatniego koszmaru nie sypiał dobrze. A właściwie nie sypiał wcale. 
         Wciąż widział przed oczami ocean krwi i przypomniał sobie to uczucie, gdy nie mógł zrobić kompletnie nic. Najwyraźniej to uczucie miało go nie opuszczać już nigdy. W końcu zrozumiał ten sen. Decyzja Oleandry skazywała jego misję na niepowodzenie. Ale sama decyzja królowej wciąż pozostawała zagadką.
         Gdy trzy doby temu żołnierze Oleandry dostali rozkaz wycofania się, nikt nie rozumiał zbyt wiele. Sami wojowie byli zdezorientowani. Dowódca armii osobiście odwiedził namiot Księcia tej samej nocy, tuż przed świtem:
- Panie, decyzja królowej jest dla mnie niejasna. - wyznał mężczyzna bez przedłużania. Dowódca był typowym żołnierzem. Silnie zbudowany, wysoki, stał pewnie, wyprostowany, wpatrując się w Bastarda ciemnym spojrzeniem. Hal nie mógł mu jednak nic powiedzieć. Wzruszył ramionami, rozpościerając bezradnie ramiona.
- Dla mnie również, przyjacielu.
- Poza rozkazem nie dostaliśmy żadnego wyjaśnienia i sądziłem, że może ty, panie...
- Nie, nie dostałem od niej żadnej wiadomości. - Hal rozwiał wątpliwości dowódcy. Potargał i tak rozczochrane włosy, próbując nadać ostatnim wydarzeniom jakiegokolwiek sensu. Ten jakby uparcie pozostawał w cieniu. Dowódca, widząc, że nic więcej nie ugra, skinął głową, zamierzając się odmeldować. Nim jednak to zrobił, zatrzymał się, jakby coś sobie przypominając:
- Jestem dowódcą armii królowej Oleandry. Nie rozumiem jej decyzji, ale muszę być posłuszny. Chcę jednak, panie, żebyś wiedział, że moi ludzie zostaliby u twojego boku, gdyby istniała chociaż maleńka furtka możliwości.
- Oleandra wyraziła się jednak wyjątkowo jasno. Nie musicie rozumieć jej rozkazów. Macie je wykonywać. Ale cieszę się, że zostawiasz mnie ze świadomością, że mam wśród was przyjaciół.
- Gdyby tylko było to zależne...
- Ale nie jest. Idź już, przyjacielu. Zaczyna świtać. - Hal przegonił mężczyznę i jeszcze przez chwilę przysłuchiwał się jego pobrzękującej coraz ciszej zbroi. Za chwile powinno zbudzić się wojsko. A on będzie musiał stawić czoła rzeczywistości.
       Póki co nie potrafił. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Jedyne wyjaśnienie, jakie wyłaniało się z ciemności nocy wcale nie nabierało przyjemniejszego kształtu wraz z nadejściem dnia. Przeciwnie. Wyjaśnienie to stawało się jeszcze bardziej szpetne. A Hal nie zamierzał zgadzać się na to, co podpowiadał mu rozum. Nie mógł uwierzyć w to, że Oleandra, jego kochana Oleandra, zdradziła.
- Ludzie Wishmora się wycofują! - do uszu Bastarda doszedł podniecony krzyk jednego z żołnierzy. A więc zdradziła...

Szalony Król postanowił używać gościnności Oleandry do ostatka. Bawił się, pił niebotyczne ilości wina, bił swoich gości aż straż królowej odwlekała ich do medyków i rozbijał się po zamku, doprowadzając go do doszczętnej ruiny.
Dni zlewały się w tygodnie i już wkrótce Wishmore miał zostać królem nie tylko Ravell, ale także Vertigè. Chciał spłodzić z Oleandrą tak wielu potomków jak tylko mógł. Oczywiście, obiecywał jej, że jeśli  nie będzie chciała, ich unia będzie czysto prozaiczna, aczkolwiek królowa szybko przekonała się, że Wishmore tamtego wieczoru, gdy składał jej propozycję, kłamał.
Widziała jego obrzydliwe zachowanie. Widziała wszystkie jego wybryki. Niemal ślizgała się na wymiocinach gości na hucznych balach. Słyszała obelgi wobec innych. Widziała traktowanie służby jak psów. Dostrzegała jego straszne w skutkach decyzje. I znosiła to z dumą. Tak jak obelgi wobec samej siebie. Tak jak razy, które jej wymierzał w pijanym amoku.
- Złamię cię, dziwko! – krzyczał szalony król, opluwając Oleandrę. Próbowała podnieść się z podłogi, masując policzek. Wishmore ubzdurał sobie, że nie była wystarczająco promienna na uczcie, którą przygotował.
- Przecież wystarczyło się uśmiechać. Bawić się! Całe życie zamierzasz spędzić z tym kijem w dupie. Masz być wesoła! Jesteśmy młodzi, Oleandro. – król złapał ją w pozie, którą można by uznać za taneczną i ściskając ciało królowej, pląsał po sypialni. – Bawmy się więc! Bawmy się, moja mała dziwko!

Królowa znała swoje miejsce, co bardzo podobało się Wishmorowi. Była cicha i dumna. Był pewien, że uda mu się złamać królewską butę tuż po nocy poślubnej. Jednak Oleandra była inteligentną kobietą. Wiedziała, by zachować swój tron i koronę, na której zależało jej najbardziej na świecie, musiała wybrać tego kto ochroni ją przed rebeliantami. I tak się też stało. Z lubością, Szalony Król pozbywał się przeciwników Lei w iście szkaradny sposób. Płonęli na stosach, byli rozszarpywani przez konie, albo nabijani na pal. Królowa stała przy każdej z tych egzekucji i nie mówiła ani słowa. Wydawała się być o wiele starsza niż w rzeczywistości była. Z dojrzałością przyjmowała los, który musiał spotkać każdego rebelianta.
- Czy tego chciałaś, droga Oleandro? – pytał z ekscytacją Wishmore. Ścisnął dłoń narzeczonej, gdy palony na stosie mężczyzna błagał o litość.
- Tak. Dziękuję, Wishmore. Jestem bezpieczna.
- Przy mnie zawsze będziesz bezpieczna, najdroższa. – tego dnia Wishmore nie wydawał się okrutnikiem, którym był. Nie dla niej, przynajmniej. Pomimo swoich paskudnych zwyczajów dotrzymał obietnicy. Nie zaatakowano jej ani razu. A jak było, gdy to Edam i Hal sprawowali nad nią pieczę? Niemal straciła życie we własnej komnacie. Wszystkie cierpienia były warte poczucia bezpieczeństwa. Bezpieczeństwo jest na wagę złota, kiedy na głowie masz koronę. Uśmiechnęła się do narzeczonego, ucałowawszy jego policzek. Wishmore zaśmiał się histerycznie, wprawiając Oleandrę w dziwny humor.
Przez te tygodnie Oleandra bardzo się zmieniła. Dworzanie szeptali, że zachorowała. Schudła drastycznie, ponieważ często przez opuchnięte po bijatyce usta nie była w stanie jeść. Była blada i drżała z zimna. Odsunęli się od niej wszyscy. Ale musiała zdawać sobie z tego sprawę, przecież
zdradziła wszystkie ideały, o których mówiła podczas swojej koronacji. Oleandra dowiodła, że przyjaźń nie ma dla niej najmniejszego znaczenia.
I tylko hrabia Clandestine wydawał się być wciąż lojalny swej pani. Reszta szlachty postanowiła, że skoro królowa złamała swe przysięgi, oni również są zwolnieni z jej utrzymywania. Tak więc został tylko Stephane. Do czasu. Pod koniec września i on wyjechał, zostawiają Zaginioną Królową samą sobie. Stan Wishmore wydawał się pogorszać. Coraz częściej wybuchał i zachowywał się coraz bardziej absurdalnie.
- Wszyscy mnie zawodzicie! – krzyczał na oficerów, którzy zaczęli wracać z Ravell. Powoli nie było już wroga, z którym mogli walczyć. Przy zjednoczeniu Oleandry i Wishmora Bastard nie miał szans. Jednak szalony król wydawał się nie być zadowolony. Oleandra nawet nie próbowała go uspokajać przy atakach. Ostatnim razem, gdy to zrobiła, kazał ją zamknąć w ciemnicy na trzy dni i trzy noce.
- Jesteście bandą nieudaczników. Jak mam opanować choć skrawek więcej niż swoje granice, jeśli pracują dla mnie tak niewydarzone świnie! Jesteście świniami. I jako takie będziecie się tarzać w błocie. Rozbierać się, parobki!  - wrzeszczał król i przez następne pół godziny ganiał swoich biednych oficerów jak stado świni. Tarzali się w błocie na dziedzińcu, poganiani królewskim berłem. Oleandra, stojąca na galerii, westchnęła z boleścią. To szaleństwo miało być jej przyszłością.

8 komentarzy:

  1. Nie! *krzyk rozpaczy*
    Coś ty mi tu narobiła? Gęsto się tłumacz. Hal siedzi załamany w tym swoim namiociku. Wierzy w sny, bo mu coś matula nagadała. Nie śpi biedak po nocach, wykonuje rozkazy Lei bez słowa.
    Oleandra (love do grobu za to imię♡) znosi tego palanta, szaleńca. Pozwala mu na wszystko i to dosłownie. Nie ma tak. Albo mi ją jakoś wyratujesz w najbliższych rozdziałach, albo nie wiem co ci zrobię. On stosuje wobec niej przemoc. Z jednej strony to pięknie, że się tak poświęca kobieta dla poddanych, a z drugiej...
    Wspominałaś kilka rozdziałów temu o tym jak się przejadę stwierdzając, że Lea jest idealna.
    Masz mi to zacząć odkręcać moja droga.
    Ślę mnóstwo weny (i nie jeszcze ci nie wybaczyłam)
    Riv

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podsumowałaś sytuacje w sposób mistrzowski xD.
      Każdy ma jakieś swoje zboczenie. Jedni biją narzeczone, inni są odrobinę mistyczni, wierząc w sny.
      Nie powiem Ci absolutnie nic, bo zepsułabym cały swój zamysł. Męcz się i dręcz jeszcze trochę.
      Piszę to opowiadanie trochę jakby serialowo. Odcinkami, ale samo podzieliło mi się na sezony. Patrząc więc na to w ten sposób, właśnie dochodzimy do punktu kulminacyjnego sezonu pierwszego.
      Nie obrażaj się na mnie ;*
      pozdrawiam

      Usuń
  2. Niahahahaha, a mnie to szaleństwo raduje, cieszy, rozwesela. I wszystkie inne synonimy mogę tu podać :D Jak dla mnie Wishmore ma coś w sobie, uwielbiam gościa. Chociaż w rzeczywistości pewnie by mnie spalił na stosie albo diabli wiedzą, co jeszcze.

    Mimo to Haleandra tkwi w moim serduchu tak głęboko, że nie mogę się jej pozbyć. Poza tym, wydaje mi się, że Lea kombinuje bardziej zawzięcie, niż się wszystkim może wydawać, a bezpieczeństwo to jedna milionowa z możliwości, jakie dostrzega. O ile Wishmore'a można nazwać bezpieczeństwem :D

    Ale ja też nie mogę Ci czegoś wybaczyć – dlaczego tak szybko się skończył ten rozdział? Ledwie się wczułam, a już muszę odczuwać mękę oczekiwania. :D

    Pozdrawiam,
    Hagiri z Rozmów Międzymiastowych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I próbuj tu człowieku stworzyć negatywną postać. To się znajdzie Hagiri, która go pokocha xD. Cała moja praca na marne! Chociaż... nie, nie ma ludzi idealnie dobrych, ani doszczętnie złych. Więc uznam to za sukces, że i moje postacie takie nie są ;P.

      Lea jest kombinatorką i nie jest już dzieckiem. Myślę, że ma w rękawie kilka asów. Opcje trzeba rozważać bardzo dokładnie, kiedy się ma na łbie koronę. Ciężkie cholerstwo i czasem pisząc czuje jakie to niewygodne, blaszane świecidełko.

      Haha, bardzo mi przykro, że za krótki był ;< postaram się poprawić następnym razem! ;D

      pozdrawiam

      Usuń
  3. Ten rozdział mnie przygnębił. Najpierw scena z Halem i snem, później Oleandra znosząca swego szalonego partnera.
    Mimo wszystko podoba mi się, jak to wszystko opisałaś. Zawarłaś wiele istotnych sytuacji w tekście i płynęłaś nim swobodnie, tak jak w opowiadaniu płynęły kolejne dni Oleandry przy królu. Szkoda mi jej i ciekawi mnie, jak to wszystko rozegrasz. Mam nadzieję, że Oleandra nie będzie musiała długo tego znosić... Sama już nie wiem, czego się spodziewać. Ta historia ma taki duży potencjał. Ciągle mnie czymś zaskakujesz :).
    Oby tak dalej. Życzę dużo weny i pozdrawiam :*.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa ;*
      Cieszę się, że opowiadanie jest w Twoim odczuciu płynne tak jak i cieszę się, że wczuwasz się w nastroje bohaterów. Chciałabym, żeby każdy czytelnik nawiązał z nimi jakąś więź stąd bardzo się cieszę, że tak, a nie inaczej to odczuwasz.
      Mam nadzieję, że będę Cię zaskakiwała cały czas!
      pozdrawiam mocno ;*

      Usuń
  4. NIE, NIE, NIE ;-; Biedna Oleandra no, ale tak robi to wszystko do bezpieczeństwa więc nie ma się co dziwić ._. Z każdym rozdziałem zaskakujesz mnie coraz bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Współczuje mu koszmarów, ale może ten sen jest jakimś znakiem, w końcu śniło mu się to w chwili, gdy Oleanra zgodziła się wyjść za mąż za Szalonego Króla. Z drugiej strony decyzja iście męska, taka mocna, nie spodziewałam się takiej decyzji po niej.
    zamknęli Elisę w wieży? Naprawdę? Biedna Królowa Lodu ;-(
    "wzruszył ramionami, rozpościerając bezradnie ramiona" - zbyt bliskie powtórzenie (mnie też się takie zdarzają, ale skoro zauważyłam, to postanowiłam wytknąć i mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe).
    Ten Szalony Król mógłby mieć jakieś powody, jego zachowanie powinno wynikać z czegoś.
    Stworzyłaś super opowieść, ale trochę za bardzo popłynęłaś z podziałami na dobrych i złych, z góry wiadomo komu trzeba kibicować, a kogo "hejtować", a ja chyba wolę jak to jest takie wymieszane i gdy bohaterowie nie są jednoznaczni. Ty dzielisz świat swojej powieści i postacie na biel i czerń.
    Królowa woli żyć byle jak, niż umierać szlachetnie. Ja chyba wolałabym śmierć, niż życie u boku takiego człowieka. Od razu ten król skojarzył mi się z damskimi bokserami pod krawatem, co mają piękne domy, nowe samochody i zadbane żony, które zbierają razy w zamian za wygodne i bogate życie. Nie mam szacunku do takich kobiet, i to bardziej nie darzę szacunkiem ich niż ich mężów, bo mężowie chociaż są inteligentni i działają z rozmysłem - czynią to na co im pozwoliły głupie i sprzedajne dziwki, bo te żony w moich oczach są takimi dziwkami co dały się kupić, bo nawet nie szukają pomocy, znoszą to, bo mają za to tę wygodę i luksusy. Do Oleandry teraz żywię takie samo uczucie jak do tych żon i mnie nie przekonuje nawet to, że działała po to by zapewnić bezpieczeństwo sobie i poddanym.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy