Spis treści

wtorek, 18 sierpnia 2015

14.

Dni w podróży mijały Oleandrze jednocześnie bardzo szybko, jak i dłużyły się niemiłosiernie. Chciała już być na swojej ziemi. Chciała już dołączyć do obrońców swojej korony. Wraz ze swoim niewielkim oddziałem w niecały tydzień dotarli do obozu Edama i Clandestine.
- O co znów chodzi? Nie mogę przybiegać na każde twoje zawołanie, Hanson. Mam wojnę na głowie. – Edam, w zabrudzonej zbroi, z wielodniowym zarostem i w postrzępionej pelerynie z emblematem Ravell, wyszedł ze swojego namiotu.
Widząc Oleandrę, która zdjęła kaptur swojej ciemnej peleryny, ukazując twarz, na chwilę przystanął, wybałuszając oczy. Po chwilowym szoku bez słowa podszedł do królowej, ściągając ją z konia, ujmując pod boki:
- Postradałaś zmysły, pani. – szepnął, stawiając ją na ziemi. Oleandra uśmiechnęła się szeroko, skinąwszy głową.
Dowódca zabrał królową do swego namiotu i tam dopiero dał upust swoim emocjom:
- To twój najgłupszy i najbardziej niebezpieczny pomysł, Oleandro. To nie jest plac zabaw. To wojna. Tu giną ludzie. Po drugiej stronie tej barykady jest przynajmniej tysiąc osób, których pasją i życiowym celem jest uśmiercenie cię. Jesteś królową, na Boga. – przemywając zabrudzoną od kurzu i krwi twarz, musiał również ochłonąć.
- Właśnie. Jestem królową. Ci ludzie są tu, żeby dla mnie walczyć. Nie mogę siedzieć bezczynnie w Ravell i czekać na to czy będę miała do czego wracać czy nie. Tu się przydam.
- Czyżby to w istocie chęć podniesienia morale? Czy może bardziej niechęć do obserwowania kwitnącego między królem, a dwórką romansu?
- Clandestine. Jak miło cię widzieć. – Lea obróciła się do wkraczającego do namiotu hrabiego i uścisnęła jego dłoń. Naprawdę cieszyła się, że ten cyniczny, ironiczny i złośliwy szowinista jest cały i zdrowy. Był jej najlepszym doradcą i polegała na nim całkowicie. Dlatego też królowa nie wyobrażała sobie utraty tak cennej osoby.
Edam, który stanął za jej plecami, kładąc dłonie na jej barkach patrzył rozgniewanym wzrokiem na hrabiego. Tym razem gniew nie był jednak skierowany przeciwko samemu Stephanowi, jak zwykle.
- Powiedz jej, Clandestine, żeby natychmiast stąd wyjechała. Ciebie posłucha.
- Nie będziemy zastanawiać się jak wysyłać królową z powrotem w tak niebezpieczną podróż. I tak cud, że dostała się tu w jednym kawałku. Ale wszystkie rozmyślania musimy odłożyć na później. Rebelianci szykują się do ataku. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, dzisiaj zdobędziemy zamek. – to powiedziawszy hrabia skłonił się Oleandrze, opuszczając namiot.
Tymczasem Edam niczym w amoku szukał idealnego rozwiązania sytuacji. Nie mógł zostawić królowej nigdzie indziej niż pod własnym okiem. W dodatku Oleandra uparła się, że chce być na polu bitwy. Nie zamierzała się już chować. Chciała wypiąć dumnie pierś i pokazać kim jest. Była silną władczynią.



Tymczasem w zamku Ravell panowała ponura, pełna napięcia atmosfera. Oczekiwanie na posłańca z pola walki stawało się przerażająco rutynowe.
Przez pierwsze kilka dni Sarabella, inna dama Oleandry lub sam Hal krokiem przypominającym nerwowy trucht podążali do sali tronowej, by odczytać raport wszystkim możnym obu krajów. Wraz z upływem czasu wydawało się, że cały dwór przywykł do ciągłego napięcia. Nikt nie śmiał się w głos, nikt nie trzaskał pucharami z winem, jednak poza tą ciężką ciszą wszystko biegło swoim zwykłym trybem.
Kucharze gotowali wytrawne potrawy, hodowcy zajmowali się bydłem, piastunki goniły niesforne dzieci, politycy zawzięcie dyskutowali nad mapami, a król przyglądał się temu wszystkiemu. Po raz pierwszy odczuł ciężar swojej korony.
Właściwie, odczuwał jej ciężar bardziej w czasach, gdy był starającym się o tron Bastardem niż teraz, gdy pełnoprawnie zasiadał na nim. Odkąd stał się królem niewiele tragedii go napotkało. Lecz w obliczu sytuacji w królestwie Oleandry, Hal czuł się bezradny. Przecież był urodzonym do walki. Zjadł zęby w wojsku. Chciał wraz z Edamem rzucić się w wir walki. Czuł na twarzy powiew wiatru, pierwszych wiosennych zapachów, wpadających przez otwarte okno na lewo od jego tronu. W wiosennym wietrze było coś dzikiego. Coś, co zwiastowało rychłą zmianę. Nigdy nie wiedział, czy zmiana ta miała być dobra, czy zła, ale i to było w niej tak kuszące. Mając wrażenie, że tron niemal parzy go w siedzenie król był bliski zerwania się do walki.
Z marzeń o cięciu i szatkowaniu przeciwników wyrwało go pojawienie się Elisy i Sarabelli. Będąc bardziej ciałem niż duchem na swoim tronie Hala uderzyło jakieś zdumiewające podobieństwo pomiędzy dwórką i jego matką.


Obie ubrane w jasne jedwabie, obie z równie błękitnymi oczami i anielsko jasnymi włosami. Chociaż upięta w wysoki kok bujna czupryna Elisy przetykana była kilkoma całkowicie siwymi pasmami, zaś luźno rozpuszczone loki Sarabelli spływały łagodnie po jej ramionach, wydały się Halowi niemal bliźniaczkami. Ta myśl całkiem rozbawiła króla, jednak wkrótce opanował wykwitający na jego ustach uśmiech, zauważywszy, że jego matka rusza ustami. Niechybnie coś mówiła. Przeprosiwszy obie kobiety, Hal poprosił o powtórzenie.
- Zaczęłyśmy w mieście zbiórkę żywności dla naszych żołnierzy. – Elisa wyraźnie poirytowana nieuwagą syna, powtórzyła dobitnie każde słowo. Co najmniej jakby był upośledzony.
- Walczą dzielnie nie za swoją sprawę... 
- To jest nasza sprawa. Ravell jest w ścisłej unii z Vertigè. – odgryzł się król, patrząc na matkę surowym spojrzeniem.
- Nie. Unia to małżeństwo. Nie urojone przyjaźnie.
- Wiosna wciąż nie nadeszła. Chociaż tyle możemy zrobić. – odezwała się lady Sarabella, uśmiechając się w ten nieśmiały sposób, który topił królewskie serce. Jednocześnie położyła kres kłótni Elisy i Hala.
- W każdym razie – ciągnęła Elisa, strząsając z siebie resztki złości. Nie przyszła tu, by strzępić język. O nie. Miała ukryty cel w swojej wizycie. – gdy Sarabella przyszła do mnie z tym pomysłem, nie mogłam jej odmówić. Dawno nie słyszałam o równie szlachetnej inicjatywie.
- W rzeczy samej. – król zwrócił zadziwione spojrzenie na damę dworu, która spuściła wzrok, jakby nieprzywykła do komplementów.
- To, co zrobiłaś jest bardzo szlachetne, Sarabello. Dziękuję ci za to.
- Jestem dwórką Oleandry. Ale jestem również jej przyjaciółką. Wiem, że chciałaby, by ktoś się tym zajął.
- Masz takie dobre serce, moja droga. – Hal z zachwytem ujął dłoń Sarabelli, nachylając się do niej  i ucałowując ją z szacunkiem. Para nawet nie zauważyła, że Elisa opuściła tą scenę już jakiś czas temu. Teraz byli tylko oni dwoje. Piękna dwórka i urzeczony nią król.
- Chciałbym, żebyś dotrzymała mi towarzystwa podczas dzisiejszej kolacji.
- Będę zaszczycona. – kolacja tego wieczoru była jedynie początkiem pięknej znajomości. Kolejne wieczory, jak i dni Sarabella spędzała w towarzystwie króla, który dbał o jej rozrywki, jakby była to sprawa wagi państwowej.




O zachodzie słońca oddziały znów ruszyły. Siedząc na niespokojnym koniu, Lea czuła w powiewach wiatru ten sam zryw co swój rumak. Miała ochotę pojechać i walczyć razem z wszystkimi. Chciała stłumić rebelię i położyć kres niepotrzebnemu rozlewowi krwi. Chciała mieć w tym udział. Jednak Edam, milcząco obserwując sytuację, trzymał lejce swojego i jej wierzchowca. Przez chwilę przyglądała się młodemu arystokracie. Nigdy nie pchał się na pierwszy plan, zawsze był w cieniu swojego przyjaciela. 
Był jednocześnie osobą, której przyjaźń była zaszczytem. W jego oczach była stałość, ale teraz i błysk chęci do walki. Walki za to co tak niespodziewanie stało się nie tylko rozkazem króla, ale i jego własną sprawą. A walcząc za taką sprawę, Edam walczył całym sercem.
Zaginiona królowa nie zasłaniała już głowy. W ciemnym stroju jeździeckim z trenem nie wyglądała całkiem królewsko, chociaż posągowa mina i diadem w spiętych po bokach włosach dawał niesamowite odczucie siły i stabilności.
Przyglądała się walce, dając z siebie to, czego potrzebowali jej ludzie. Była to już kolejna taka walka, w której brała udział. Nigdy nie dosięgnęła miecza, jednak zwisał on przy jej pasie, dumnie prezentując powagę pozycji królowej.




Wkróte jednak Oleandra w pośpiechu opuściła pole walki. Dostrzegła Edama, który nie miał najmniejszych szans w pojedynku z większym od niego przeciwnikiem. Chociaż słaniał się na nogach, co chwilę wypluwając krew z poranionych ust, nie poddawał się. Lea, niewiele myśląc zagwizdała, pokazując najbliższym oficerom, by ruszyli na pomoc sir Bringthornowi. Gdy do niego dotarli, nie było już innej możliwości – dzielnego wojownika trzeba było znieść do obozu, by lekarz zajął się jego ranami.
Lea nie zamierzała odstępować przyjaciela nawet na krok, dlatego oddawszy konia chorążemu, popędziła do namiotu medyka.
- Co mogę zrobić? – spytała królowa, ściągając pelerynę i skórzane rękawiczki. Odwiązała pas z mieczem, odrzucając wszystko w kąt.
- Potrzebuję, byś wyparzyła moje narzędzia, Wasza Wysokość. Tam gotuje się woda, a narzędzia leżą obok. – medyk wskazał na miskę, w której leżały zakrwawione instrumenty chirurgiczne. Bez wahania, Lea przystąpiła do działania. Chociaż zapach krwi i lekarstw sprawiał, że żołądek zwijał się królowej w węzeł, znów nie straciła zimnej krwi. Lea miała wrażenie, że jest skonstruowana do sytuacji kryzysowych. Im gorsza tragedia, tym lepiej sobie radziła.
Podając wyparzone narzędzia medykowi, dłonie królowej nawet nie drgnęły. W kolejnych minutach dalej podążała za jego poleceniami. Uciskała rany Edama, by zatamować krwotok i bez słowa zmieniała szmaty na czyste.
Sam Edam był nieprzytomny. Na jego szczęście. Nie czuł bólu. A przynajmniej taką miała nadzieję Oleandra, czuwająca przy nim, gdy przeniesiony do namiotu dla rannych, spał niespokojnie. Toczony gorączką w środku nocy budził się, by za chwilę znów stracić przytmność.
Królowa była przy nim, gdy tylko mogła, jednak rannych przybywało i każda para rąk do pomocy była potrzebna. Jednocześnie królowa kierowała walką aż do samego końca. Wszystko uspokoiło się następnego dnia o świcie.
Blada jak ściana, ubrudzona krwią i śmierdząca alkoholem do odkażania ran, Oleandra ujrzała u wejścia do namiotu dla chorych Clandestina. Uśmiechnęła się na widok hrabiego. Nie sposób było opisać ulgę, jaką odczuła, widząc, że jest cały i zdrowy.
- Pani, słyszałem, że byłaś niezastąpiona. – powiedział hrabia, ciężko siadając na jedynym wolnym krześle w całym namiocie. Za nic nie przyznałby się do tego, że pojawienie się Oleandry na polu bitwy było najlepszym, co mogło się przytrafić.
- Tak jak i ty. – Oleandra nie ukrywała wdzięczności. Obmyła ręce, dostrzegając ranę na twarzy Clandestina. Bez słowa ujęła czystą szmatę i butlę alkoholu. Robiła to już dziś tyle razy, że stała się profesjonalistką w leczeniu drobnych ran.
Hrabia nie zaprotestował, chociaż płyn, obmywający jego wpół zaschniętą ranę boleśnie wgryzał się w skórę mężczyzny. Widząc wokół jednak tylu cierpiących mężczyzn, nie śmiał choćby syknąć. W rogu namiotu dostrzegł Edama. Wyglądał tak samo żałośnie jak reszta podopiecznych Oleandry. Jęki, przeplatały się z płaczem i agonalnymi westchnieniami. Pomimo to, Clandestine czuł się jak w najbezpieczniejszym miejscu świata, gdy delikatne dłonie królowej, opatrywały jego ranę.
- Jak się ma nasz bohater? – chociaż w głosie Clandestina pobrzmiewała kpina, jednocześnie zdradzał się z niezwykłym zdenerwowaniem zaistniałą sytuacją i stanem zdrowia druha w walce.
- Raz lepiej, raz gorzej. Jest zmęczony i mocno pokiereszowany. Ale powinien szybko dojść do siebie. Nie odpuściłby kolejnych starć.
- Jak żaden z nas.






- Panie, nie możesz wciąż myśleć o losach innego państwa.
- Mówisz jak moja matka, droga Sarabello. – król ujął ciepłą, drobną dłoń damy, spoczywającą na swoim ramieniu. Nie mógł przestać się zamartwiać wojną w Vertigè.
- Dołożyłeś wszelkich starań, żeby dotrzymać lojalności królowej Oleandrze. Teraz musisz zająć się własną polityką. - Sarabella miała ten wyjątkowy dar przekonywania, który sprawiał, że Hal potrafił zgodzić się niemal ze wszystkim, co mówiła. Jej delikatność była dla niego ostoją. Potrzebował kogoś takiego w świecie, w którym brutalność była codziennością. On sam musiał być momentami brutalny. A Sarabella zdejmowała ten ciężar z jego barków.
Obrócił twarz w stronę damy i podniósł się, chwytając jej podbródek palcami. Była piękna. Wysoka, smukła, w idealnie dopasowanej karmazynowej sukni tak konserwatywnej i zwiewnej jak można oczekiwać od najdelikatniejszej istoty na świecie. Król przez chwilę wpatrywał się w bezchmurnie niebieskie oczy kobiety, a później pocałował ją w sposób zupełnie nie konserwatywny. Pragnął Sarabelli i tego wszystkiego, co potrafiła z nim zrobić.

20 komentarzy:

  1. Pierwsza! Ale frajda :D

    Wrr, zgrzytam zębami za każdym razem , gdy Hal zachwyca się Sarabellą. Wiem, że takie jest życie, ale... no nie potrafię przetrawić. A dopiero co zachwycał się Oleandrą. Co za podłość!

    Dzielna królowa ruszyła na pole bitwy! Brawo. Obecność władcy na pewno podniesie morale. Nie jestem tylko pewna, czy nawet w tak kryzysowej sytuacji władczyni powinna robić za sanitariuszkę. Wojna wojną, ale królewski majestat rodzi pewne wymagania.
    Odnosze też wrażenie, że Lea jest dużo dojrzalsza niż wskazywałaby na to metryka. Bardzo się zmieniła odkąd została królową. Ale cóż, korona jest ciężka - dokładnie tak, jak pomyślał Hal. Bardzo podobał mi się ten akapit, niezwykle celny. Spodobało mi się też to: "miał wrażenie że tron pali go w siedzenie". Bardzo dobrze ujęte.

    Nie wiem, czy zauważyłaś, ale ostatni fragment tekstu się zdublował... Jakiś chochlik się wkradł. ;)

    Pozdrawiam cieplutko,
    Valakiria
    Legendy Verionu: Iskra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, co ja bym zrobiła bez Twojego uważnego oka! Dziękuję Ci bardzo za wskazanie dubelka. Czasem mnie jednak nadal blogger przerasta. No cóż ;<

      Wahałam się, szczerze mówiąc przy scenie z zabawą w pielęgniarkę, ale uznałam, że właściwie w momencie chaosu bitewnego mogła nawet nie zauważyć upływającego czasu. Niemniej jednak, na pewno będzie to kolejna kontrowersyjna decyzja Oleandry.
      Bardzo ważnym aspektem dla mnie było dojrzewanie Oleandry i przykładam do tego dużą wagę. Właściwie, osadzone w takich czy innych realiach, to opowiadanie jest opowiadaniem o dorastaniu. Dawno chciałam coś takiego napisać, bo sama chyba przeszłam w ostatnim czasie ten bolesny proces (chociaż oczywiście, wiadomo, nie mam na głowie korony).
      Miło mi, że przemyślenia Hala do Ciebie trafiają. Chociaż tak, jego romans z Sarabellą zachwiał w moim mniemaniu jego wizerunkiem idealnego króla. A cóż, kto jest idealny?

      Pozdrawiam <3.

      Usuń
    2. Nie ma za co ^^
      Ty przynajmniej jakoś radzisz sobie z tworzeniem akapitów. Gdy ja zaglądam do kodu, dostaję białej gorączki i nie mam pojęcia, co zrobić, żeby to działało jak powinno. Ten szósty odcinek jest jakiś dziwny.

      A co do Hala... myślę, że tutaj nie chodzi o zachwianie jego obrazu króla idealnego. Romans z Sarabellą robi z niego króla PRAWDZIWEGO. Wszyscy wiemy, jakie bezeceństwa działy się niekiedy na dworach królewskich... dlatego sądzę, że Hal bez romansów byłby jak rycerz bez miecza. ^^
      Pozdrawiam,
      V.

      Usuń
    3. Powiedzmy, że sobie teraz radzę, bo mój szablon jest wyjątkowo dobrze do tego przystosowany i robi mi je automatycznie. Wcześniej klepałam jak głupia spację. Ale nie jest źle w Twoim wypadku. Radzisz sobie ;)

      W sumie... tak, masz jak najbardziej rację. Niestety, królewskie dwory to była wylęgarnia niemoralności i czasem jak o tym pomyśleć, to człowieka mogą przejść ciarki. Okropność.

      Usuń
  2. Hal poległ z kretesem na całej linii przez babskie sztuczki! Chyba się nie może zdecydować co do swojej ,,wielkiej" miłości. Wydaje mi się, że dla niego każda taka właśnie jest. W sumie to może lepiej, bo ona jest delikatna, anielska, zawsze mogło być gorzej. Na przykład jakieś wredne babsko, które działałoby na jego szkodę.
    Świetna z Lei pielęgniarka. Jak byłam mała też się bawiłam w doktora ;p Tylko ja nie chodziła między misiami z alkoholem do odkażania ran.
    Dobra mama Elisa do rany przyłóż nadal prowadzi swoje gierki. Non stop Halowi myśli zatruwa. A on się niby nie zgadza, ale jednak coś z tego do niego dociera.
    Nie tracąca wiary w Haleandrę ;*
    Riv

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, mężczyźni myślą nie tą głową, co trzeba, więc może się im wydawać, że każda taka miłostka jest "wielka".
      Haha, tak, lepsza delikatna Sarabella niż wielka ogrzyca Helga ;D tu masz rację.
      Oooooj, ja wolałam być księżniczką. Ewentualnie psychologiem. Ale jestem pewna, że Twoje misie szybko zdrowiały po Twoich kuracjach, jakie im serwowałaś. To urocze.
      Niestety, silne kobiety nie są łatwe do usunięcia z piedestału. Tak też będzie z Elisą. Wywiera wpływ na wszystkich. W szczególności na syna.
      Nigdy nie trać wiary. Pozdrawiam ;*

      Usuń
  3. Hej ;). Jak zwykle bardzo miło spędziłam czas, czytając Twój rozdział. Zawsze potrafisz oderwać mnie od codzienności i przenoszę się w miejsca, które opisujesz. Dzięki Ci xD :*.

    Bardzo pochłonęła mnie obecność królowej na polu walki. Miałam wrażenie, że widziałam jej oczami to, co tam się działo. Świetnie to wszystko opisałaś. Lekko, a jednak szczegółowo, że mogę sobie wyobrazić każdą scenę.

    Jestem też pod miłym wrażeniem tego, jak Oleandra troszczy się o swego przyjaciela i jak zależy jej na przebywaniu pośród ludzi, którzy za nią walczą :). To prawdziwa królowa.

    Tymczasem uczucie między Halem i Sarabellą kwitnie. Eh, sama nie wiem, co sądzić... Z jednej strony wydają się tacy uroczy, a z drugiej wolałabym widzieć u boku króla Oleandrę. Wciąż na to liczę xD.

    Życzę Ci dużo weny, oby Cię nie opuszczała :).Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć ;*

      Och, jak mi miło. Dziękuję Ci bardzo. Czuję się spełniona jako autorka, jeśli dostarczam Ci tak pozytywnych odczuć ;*

      Uf, kamień z serca. Scena z królową i walką została napisana w ostatniej chwili. To znaczy, natchnęło mnie coś i postanowiłam napisać scenę, której nigdy wcześniej nie wdziałam. Żadna tam z Oleandry Joanna D'Arc, ale chciałam zaprzeczyć etosowi typowej księżniczki/królowej. Dlatego cieszę się, że jej zachowanie Ci przypadło do gustu.

      Nigdy nie wiesz, co się wydarzy w przyszłości. Zawsze trzeba trzymać kciuki za swój ulubiony parring ;>

      Dziękuję Ci za miłe słowa.
      Pozdrawiam <3.

      Usuń
  4. O, kurczę. Mam tyle rozdziałów do nadrobienia! Jednakże całkiem dobrze się składa - mam świetną lekturę na cały dzisiejszy wieczór.
    Obiecuję niebawem podzielić się z Tobą moją wyczerpującą opinią :)

    Pozdrawiam Cię i całuję mocno!
    Meredith z mirkwood-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się. Miłej lektury Ci życzę i niecierpliwie czekam na opinię, a tymczasem biegnę czytać Twoje autorstwo ;*

      Usuń
  5. Sarabella jest zła! To znaczy nie tyle zła, co podstępna. Knuje coś, jestem tego niemal pewna. Mistrzowsko omamiła Hala, wiedziała, czego potrzebuje i dała mu to. A on myśli, że jest taka bezinteresowna... Nie zrozum mnie źle, uwielbiam postać Sarabelli, serio. I nie mogę się doczekać, by dowiedzieć się, po co to wszystko. Dla korony? Majątku? Samego Hala? Ojojoj...
    Oleandra w pełnej krasie. Pewna i odważna. Widzę, że jej obecność mimo wszystko podniosła morale żołnierzy. Tylko nie wyłapałam, czy udało im się zwyciężyć i zdobyć zamek...
    Clandenstine jest trochę stary, nie? Tak się zastanawiam... Skoro jak na razie Hala połączyłaś z Sarabellą, to na kogo zwróci swoje oczka piękna Lea? Ale Clandenstine nie pasuje. Bardziej Edam. Chociaż mam cichą nadzieję, że Hal pozna się na sztuczkach Sarabelli i wróci do Lei z podkulonym ogonem :P
    Rozdział bardzo fajny, a dodatkowo jeszcze czyta się go szybciutko i leciutko :)
    Pozdrawiam ciepło,
    Naiada

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! Jestem na razie po lekturze 6 rozdziałów. Podoba mi się fabuła, fajnie to wymyśliłaś, chociaż ja czekam na jakiegoś przystojniaka wiekiem zbliżonym do naszej drogiej królowej, bo wszyscy panowie z wizerunków wyglądają na dużo od niej starszych, imho :P No i nie wiem, czy to tyczy się jedynie mnie, ale nie działają mi linki w podstronach :(

    Mam jednak dwie sugestie:
    1) czy mogłabyś ustawić widok 1 notki na strone? To strasznie męczące, kiedy czyta się kilka publikacji...zjechać najpierw mniej-więcej do połowy, przeczytać, czyli dość do samego dołu, znów do samej góry i do połowy... strasznie dużo przesuwania się, co jest wyjątkowo męczące i irytujące momentami.
    2) obrazki w notkach są super, bo faktycznie pomagają czytelnikowi sobie to wszystko wyobrazić, jednak moim zdaniem powinny być mniejsze. A jeśli już takie duże, to dopilnuj, proszę, aby tekst je ładnie okalał, albo po prostu przechodził niżej, bo czasami jedno słowo zostaje gdzieś na górze i też się robi niepotrzebny bałagan.

    To wszystko, wyrażę bardziej szczegółową opinię jak przeczytam resztę rozdziałów :D

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie [ja akurat piszę ff "serialu o Marii S." pozwolę sobie zacytować]

    www.another-battle.blogspot.com

    Jednak ostrzegam, że Mary nie lubię, więc jest postacią drugoplanową, żeby nie rzec - epizodyczną.

    Rój Pszczół

    PS. Jak nazywa się pani, która użyczyła wizerunku Elisie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Pragnę powiedzieć Halowi, że padalec z niego. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak poważnie, to Joker na razie z Sorcasu nie wyjdzie XD

      Rozdział bardzo mi się podobał. Chociaż pomysł Oleandry jest cholernie ryzykowny i jak dla mnie całkowicie niewykonalny, naiwny, podziwiam królową za zaangażowanie.

      Lubię tego Clandestine'a. Mnie też by się taki przydał do doradzania :D

      Cierpię razem z Edamem. Jego zaangażowanie w walkę w imię Oleandry jest niebywałe. Jak na razie świetny z niego przyjaciel, jestem tylko ciekawa, co z nim będzie dalej. Tak jak już kiedyś pisałam, on by chyba mógł sporo nawywijać.

      Pozdrawiam,
      Hagiri z Rozmów Międzymiastowych

      Usuń
    2. Na bogów, znów mi się udało uciec przed zemstą Jokera. Mam chyba więcej szczęścia niż rozumu ;D

      Wiedziałam, że mój pomysł na Oleandrę może być, ładnie ujmijmy, kontrowersyjny. Ale lubię łamać utarte konwenanse. To znaczy, że lubię wsadzić królową w zbroję i wysłać ją na pole bitwy. A to dopiero początek ;>

      Candestine ewoluował w moim słowniczku postaci i z czasem staje się coraz ważniejszy. No, ale jak wiadomo, nikt nie może utrzymać się za długo na piedestale.

      Co do Edama masz, jak zwykle, rację. On jeszcze nawywija i to sporo. Uzbrój się w cierpliwość i czekaj na ten moment, kiedy będę pokazywała, że nadchodzi happy end xd.

      pozdrawiam

      Usuń
  8. Nie działa "spis treści" i jest tam problem z dodawaniem komentarzy, a przed zostawieniem spamu chciałam się zapoznać z rozdziałem pierwszym.

    Usuń potem mój komentarz, bo to jednak spam, ale nigdzie indziej nie chce się dodać. Gdy naprawisz spis treści, albo dasz mi link odsyłający do początku, to proszę o informację.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na zwiastun (+ kilka informacji) i prolog. Ona - nastolatka z dorosłymi problemami i on - dorosły mężczyzna z nastoletnią córką. Między nimi nic nie miało prawa się wydarzyć:
    sie-nie-zdarza.blogspot.com

    Albo na mojego drugiego bloga o zupełnie innej tematyce niż ten pierwszy. Zapraszam na legendę o wojnie, bólu, miłości i nadziei w niemożliwe... w to, że można obudzić serce, które już dawno skamieniało:
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie mi głupio, ale nie mam pojęcia jak to naprawić.W najbliższym czasie postaram się zmienić szablon, bo to od czasu zmiany nie działa mi to jak trzeba. I bardzo mi miło, że chcesz się zapoznać z tym, co piszę. Ja ze swojej strony obiecuję, że za chwil kilka wpadnę do Ciebie.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Jak widzisz jestem już tutaj. Dziękuję za ten spis treści, znaczy za archiwum - ważne, że cokolwiek jest co ułatwia cofanie się, bo to tamtejsze klikanie "starszy post" "starszy post" aż mi bokiem wychodziło.

      Edam rzekomo ucierpiał w poprzednich rozdziałach. Gdzie? Jakoś nie wygląda na "ucierpiącego". Znaczy wyglądał, gdy znowu ucierpiał, tym razem w tym rozdziale. Dziwne, że ból go nie zbudził, gdy go "operowali".
      Dlaczego mi się wydaje, że Edam i Olea będą razem? Może dlatego, ze Hall jest z Sanabellą.
      Jednak Oleandra się przydała na polu walki. Nagle zaczęła robić za pomocnika chirurga.

      sie-nie-zdarza.blogspot.com
      prawdziwa-legenda.blogspot.com

      Usuń
  9. Myślnikiem rozpoczynającym dialog nie powinien być dywiz (-) tylko półpauza, którą masz później (–)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy