Miecz, przeszywający serce przeciwnika zagłębiał się coraz bardziej w jego ciele. W końcu zwycięzca uniósł wzrok na przyglądających się żołnierzy:
- To koniec. Nie macie już dla kogo walczyć. Rebelia została stłumiona. – Clandestine zawołał donośnym głosem, chociaż jego dłonie, wsparte z całą siłą na rękojeści miecza, drżały z wysiłku.
Oleandra wystąpiła z tłumu i ogarnęła wzrokiem wszystkich dookoła. Chciała, by każdy tu obecny zobaczył jej potęgę. Jej peleryna powiewała na wietrze, odsłaniając stalowy napierśnik, którym obdarował ją Edam. Początkowo Oleandra uznała ten pomysł za niedorzeczny, ale czując ból, który sprawiło jej to draśnięcie, nie chciała sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby nie była zabezpieczona. Krew sączyła się leniwie z królewskiego boku, jednak rana była bardziej irytująca niż niebezpieczna. Mimo to, w momencie ataku Oleandra zdała sobie sprawę jak bardzo boi sie śmierci. Była młoda, miała władzę i całe życie przed sobą. Ze śmiercią nie było jej po drodze, więc tym bardziej czuła jej smród, gdy ta przeszła tuż obok niej. Bezczelna kostucha.
Edam, widząc, co się dzieje, pierwszy zakłócił pełną napięcia ciszę i bezruch. Zdawało się, że nawet pękający pod stopami dziesiątek mężczyzn lód zamilkł, obserwując tę scenę. Królowa nie pozwoliła się dotknąć. Ruch jej dłoni wystarczył, by przyjaciel zrozumiał, że nie pora na oględziny rany. Chociaż trema na widok tylu mężczyzn stojących przed nią, a także myśl o rannych i martwych paraliżowała władczynię, wiedziała, że to ona musi przerwać ciężką ciszę, gęstniejącą z każdą minutą:
- Za wszystkich mężnych, którzy oddali życie w tej walce będę się modlić do końca życia. Chociaż nie wynagrodzę utraty przyjaciół, mężów i ojców, postaram się wynagrodzić każdej rodzinie jej stratę. A moją dozgonną wdzięczność będzie miał każdy z was do końca swych dni. Dopilnuję, by pamięć o poległych, jak i żywych bohaterach tej walki nigdy nie zaginęła. Każdy kto brał udział w tym spisku zostanie poddany sądowi i będzie osądzony sprawiedliwie. W moim królestwie nie ma miejsca na spiski i truciznę sączącą się w żyłach tego pięknego kraju. Położę kres każdemu powstaniu, które będzie miało na celu bratobójczą walkę. Nieważne w imię czego! Nigdy nie przestałam być królową Vertigè. Jestem nią teraz i będę nią na zawsze. – słowa Oleandry płynęły na wietrze, niesione przez pierwsze w tym roku cieplejsze promienie słońca. Chociaż rebelianci powinni uciekać, by uniknąć sądu, stali ramię w ramię ze swoimi dotychczasowymi wrogami i wpatrywali się w królową. Tylko kilku wyjątkowo obawiających się o swoje życie zaczynało oddalać się ku lasom. Z tej niewielkiej grupy ucieczka udała się garstce. Resztę uciekinierów złapała królewska straż powoli zaczynająca otaczać przegraną armię. Słowa Oleandry, głośne i wyraźne niosły się na chłodnym wietrze przedwiośnia:
- Nie pozwolę, by kraj cierpiał niedostatek i sromotę przez ambicję garstki ludzi. Kładę koniec korupcji, samowoli i rozpasaniu tego królestwa. Od dziś każdy będzie wiedział, że żyje w państwie prawa. I ja również jestem pod tym prawem. Ale to ja, królowa, jestem egzekutorem przepisów. I to w moich rękach są losy państwa. Koniec z frywolnością skutkującą rozlewem krwi moich braci i sióstr. Jeśli poddacie się w ręce hrabiego Clandestine, kara będzie łagodna, ponieważ wszyscy jesteśmy dziećmi tej ziemi. Nie będę odpowiadać bratobójstwem na bratobójstwo. Ale nie pozwolę nikomu zagrozić bezpieczeństwu i stabilności Vertigè. To koniec.
Krocząc powolnym krokiem w stronę zamku, pomiędzy rozchodzącymi się przed nią mężczyznami, czuła wodę pod stopami. Odwilż przyniosła kres wojnie domowej w Vertigè.
Do Ravell zawitały już cieplejsze dni. Natura zaczynała się budzić do życia, podnosząc się jak Feniks z popiołów. Ten krąg życia zawsze fascynował Elisę. Teraz, gdy przez okno wyczekiwała powrotu syna i uratowanej z opresji damy, rozmyślała o tym, jak Bóg to wszystko sprytnie rozplanował.
Co roku przyroda obumiera, by później odrodzić się jeszcze silniejsza. Zmartwychwstawała niepokonana armia. Jedyna armia, której nic nie jest w stanie zatrzymać. Jeśli człowiek ją zdepcze lub wypali, ona znajdzie sposobność i miejsce, by znów powstać. Taką samą zależność widziała w królewskich rodzinach. Tak powinny funkcjonować: król, wstępując na tron, winien robić wszystko, by zapewnić przyszłemu synowi jak najwspanialsze dziedzictwo. Oczywiste, że popełni przy tym masę błędów, zwłaszcza przy schyłku swego panowania, gdy będzie już stary i słaby. Dlatego Elisa nie widziała niczego złego w królowych, które truły mężów, by posadzić na tronach synów. Wszak to nowe pokolenie ma siłę i energię, by naprawiać błędy ojców, dziadów i pradziadów. Takie działanie sprawi, że kiedyś kraj będzie u swego szczytu zaś nigdy nie będzie słaby jak jego stary, toczony chorobami ciała i umysłu król tuż przed śmiercią. Słabość. Tego Elisa nie była w stanie znieść. Hartowała ducha swojego syna od małego. Chciała, by jego ciało i duch były równie silne i nieugięte. W świecie Królowej Matki wszystkie środki, mające na celu osiągnięcie tego były jak najbardziej uzasadnione. Patrząc na Hala teraz, gdy wyłaniał się z zieleniącego się z powolna lasu na czele swojego oddziału, z lady Sarabellą na przedzie, była dumna. I z niego i z siebie. To uczucie dobrze wykonanego zadania miało jej nie opuszczać do wieczora.
Oczywiście, Elisa zadbała o to, by powitanie Sarabelli było należne. Wyprawiła wykwintną kolację z najlepszymi smakołykami, jakie tylko mieli na zamku. Zaprosiła również kilku gości. Kilku w jej mniemaniu nie równało się z oczekiwaniami Hala. Dwudziestu chłopa z partnerkami, to nie jest „kilku”, jak nie omieszkał zauważyć. Oczywiście, całe to zamieszanie wyraźnie wprawiało skromną Sarabellę w zakłopotanie. Wydawała się zapadać w sobie i ledwie skubała wszystkie przysmaki.
- Źle się czujesz, kochanie? – dłoń Elisy ścisnęła bladą dłoń lady. Ta pokręciła jasnymi włosami, uśmiechając się nieśmiało, tak jakby czuła się zażenowana, że ktoś zauważył jej obecność.
- Nie, pani. Wszystko jest dobrze.
- Może ci nie smakuje?
- Ależ skądże, wszystko jest przepyszne. Ja tylko...
- Co tylko? Powiedz, mi możesz powiedzieć wszystko, moja kochana.
- Matko, myślę, że po takich przeżyciach lady może być odrobinę apatyczna. To były bardzo emocjonujące wydarzenia. – do rozmowy wtrącił się król, który nie odrywał oczu od dwórki, ku uciesze jego matki.
- Więc weźże damę na spoczynek! – odezwał się sumiasty baron, puszczając przy tym oczko tak wyraźnie, że dostrzegł to chyba nawet stajenny, dokładający owsa zwierzętom w stajniach.
- Nie powinna zostawać sama. – dodała dwórka, towarzysząca kolejnemu, nieznanemu Sarabelli arystokracie.
- Ależ oczywiście. Mogę iść z nią. – wtrącił się inny głos.
- Nie, to nie o to chodzi. Jego Wysokość uratowała damę, więc to pisklątko bezpiecznie będzie czuło się jedynie w jego ramionach.
- Powinien postawić straż przy drzwiach.
- Ba, pani kochana, straż powinna zostać wzmocniona.
- Święte słowa, panie, dzień i noc.
- Szczególnie noc, bo wszystkie czorty przecie wtedy szarżują.
- A, gadka-szmatka, żadna straż czarnych mocy nie powstrzyma!
- Cisza. – zarządził znienacka Hal, przerywając te jarmarczne dyskusje. Miał dosyć znajomych matki, którzy coraz tłumniej gościli na dworze, mając nadzieję na rychłe wzmocnienie swoich pozycji poprzez znajomość z nim. Dzisiaj nie miał ochoty na te gierki. Dzisiaj zależało mu na bezpieczeństwie i komforcie Sarabelli. Podniósł się ze swojego miejca, opróżniwszy kielich i podszedł do jej fotela, podając damie dłoń:
- Macie rację, szanowni goście. Te wydarzenia były okropne i osobiście dopilnuję, by nigdy żadna dama nie musiała przeżywać tego samego. Ale pozwolicie, że tego wieczoru najważniejszym dla mnie będzie dobro tejże damy. A po bladości jej lica sądzę, że spoczynek jest dla niej konieczny.
Gdy tylko wydostali się z jadalni, gdzie biesiada trwała w najlepsze, Sarabella uchwyciła mocniej ramię króla i wyszeptała mu coś do ucha. Hal na to nachylił się do jej jasnych włosów, na których złożył czuły pocałunek. To zaś przywołało na twarz Elisy, milczącej od dłuższej chwili, uśmiech. Zawołała do siebie sługę, wyciągając spomiędzy fałd sukni sakwę. Korzystając z momentu przybierającej na sile kłótni, wsadziła sakwę w jego dłoń i wyszeptała, gdzie powinien ją dostarczyć wraz z listem, zalakowanym bez pieczęci.
Tak, to właśnie powinna robić królewska matka, ale i każda inna matka świata: dbać, by jej syn wybrał najlepszą dla niego możliwą drogę. Nawet wtedy, gdy drogę tą trzeba wskazać mu podstępem.
Przed świtem kilku postawnych mężczyzn pośród gęstwiny zamkowych lasów, przeliczało ze zdumieniem złote monety z sakwy. Było ich więcej niż się umawiali.
„Ravell jest Wam wdzięczne. Przybliżyliście ojczyznę ku chwale. Cieszcie się dodatkowymi wyrazami mojej wdzięczności za dobrze wykonaną robotę. Niech żyje Ravell. Niech żyje król Hal.”
Oleandra udowodniła, że potrafi zatroszczyć się o swój lud i mimo tego że jest kobietą, zna się na dowodzeniu. Bardzo podobało mi się to, co powiedziała. Ta mowa nie przekonałaby mnie co prawda przed walką, ale po - owszem. Bo widać, że nie rzuca słów na wiatr i potrafiła zwyciężyć. I myślę, że ludzie też dostrzegli ile siły i odwagi mieści się w tej małej osóbce i będą jej oddanie służyć. Ciekawa tylko jestem co dalej... Walki niby się skończyły, ale czy to koniec problemów? Zastanawiam się czym nas teraz zaskoczysz! ;) Pozdrawiam! ;**
OdpowiedzUsuńBo kobieta też może mieć jaja ;) mowa przed walką wydawała mi się bardzo Braveheartowa, dlatego zostawiłam sobie monolog na "po wszystkim". Cieszę się, że uznałaś to za udany zabieg.
UsuńNa pewno nie będzie teraz tylko miodnie, ale czarne chmury kiedyś muszą się rozbiec, prawda?
Wszystko wkrótce się wyjaśni.
Pozdrawiam ;*
Świetny! :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńWszelki duch pana Stefcia chwali, on żyje! :D Moja radość jest ogromna!
OdpowiedzUsuńOleandra baaaardzoo dojrzała. Już to kiedyś pisałam (i to pewnie nie raz i nie dwa). Mam nadzieję, że ta sprawiedliwość nie wyjdzie jej bokiem. Póki co, jest zwyciężczynią i ma się z czego cieszyć. Bo to, że powstanie spacyfikowano, to jedno, a to, że ma u boku ludzi, którzy pędzą jej na ratunek – drugie.
Pytanie tylko, jak długo potrwa pokój i co on tak naprawdę oznacza. Demony bitewne jak na razie zażegnane, ale osobiste rozterki… Cóż, chyba nie do końca :D
Cholerna Elisa! I niedobry Hal. Chłopak jest zafascynowany, nie ma co. Sarabella w końcu jest piękna i urocza. Ale nie jest Oleandrą, co tylko podsyca moją żądzę szipowania ich xD Jestem bardzo ciekawa, co z nimi będzie dalej.
Czekam na kolejny rozdział i nadal się cieszę, że Clandestine wyszedł z walki zwycięzko.
Pozdrawiam,
Hagiri
Rozmowy Międzymiastowe
Ulicznice
Haha, nie mogłabym go zabić. Bałabym się, że przyjdziesz i mnie ukatrupisz ;P
UsuńStaram się, żeby nie była dzieciakiem. Nie każdy, kto jest młody musi przecież być kompletnym idiotą, prawda? Na pewno rozterki prywatne jeszcze trochę potrwają. Tego możesz być pewna ;>
No cóż, robię, co mogę, ale to nie jest łatwa para. Jakoś tak im nie po drodze, nie wiem czemu.
Clandestina jeszcze na pewno Ci trochę dopiszę, nie martw się.
Pozdrawiam
No ładnie, wszystko powoli wraca do porządku... zastanawiam się tylko, na jak długo. W końcu młoda królowa może mieć wiele różnych przygód. Wyczuwam, że wkrótce będzie miała miejsce konfrontacja Oleandra - Hal, gdy Lea odkryje, że nie jest już jedyna w jego sercu... to może być przykre. Ciekawi mnie co jeszcze przygotowałaś dla swoich bohaterów... i jakie kłody rzucisz im pod nogi tym razem. :D
OdpowiedzUsuńPodobały mi się rozważania Elisy. Są bardzo... władcze, to znaczy pasujące do członkini rodu królewskiego, która dba tylko o utrzymanie władzy. Za wszelką cenę, nawet kosztem zdrowia psychicznego swoich dzieci. Znasz może książki Philippy Gregory? U niej bardzo często pojawiają się takie wątki... no i wiele innych, a wszystko to pięknie opisane i cudownie wydane. Polecam, nie tylko jako inspirację :3
A oprócz tego w zachwycie Elisy nad naturą wyczułam wątki wiccańskie. Koło roku, podziw dla odradzającej się każdego roku przyrody, w stałym, niezmiennym cyklu śmierci i odrodzenia...
... tak, wiem, mam zboczenie zawodowe. Przepraszam, postaram się pilnować. :D
Od strony technicznej też mi się podobało, szczególnie w drugiej części. W oko wpadła mi tylko trucizna sącząca się w żyłach (bo sączyć się może coś z czegoś - na przykład krew z rany), poddanie się w ręce ("oddacie się w ręce") i feniks bez powodu pisany wielką literą. Aha, i jeszcze kręcenie jasnymi włosami, które w mojej wyobraźni wygląda jak headbanging. Wizja Sarabelli odstawiającej pogo na zamku królewskim jest cudowna i bliska memu zbuntowanemu sercu. :D No future!
Pozdrawiam ciepło i czekam na kolejny rozdział,
Valakiria
Legendy Verionu: Iskra
Jak zwykle, Twoje celne uwagi sprawiły, że się zdrowo uśmiałam. Zwrócę na to wszystko uwagę. Ale wizja Sarabelli w pogo na zawsze utkwi w moim sercu.
UsuńKsiążek Philippy Gregory, ale dobrze się składa, bo szukałam czegoś do poczytania, więc na pewno się udam w tą stronę, gdy będę zwiększała swój księgozbiór.
Właściwie, nie do końca miałam na myśli filozofię wiccańską, ale cóż, tak, czytając to po raz kolejny stwierdzam, że rzeczywiście coś w tym wszystkim jest. Cieszę się, że to Ci się spodobało. Na pewno na moich bohaterów czeka jeszcze kilka zakrętów zanim obiorę kurs na szerokie wody szczęścia. O ile w ogóle to zrobię xd.
Pozdrawiam
Mroczne oblicze Sarabelli - idealny temat na fanfick!
Usuń... ale zaraz, moment. To ma sens! Sarabella... SaraBELLA -> Bella. "Zmierzch". To wprawdzie mierne popłuczyny po wampirach, ale temat się wkręca. Dalej: od sparklących "meyerowców" przechodzimy do prawdziwych wampirów... czyli krew, śmierć i mrok. Zło. Metal i sam Szatan. Przypadek? :D
Z twórczości pani Gregory szczególnie polecam "Czerwoną królową", "Kochanice króla" (chyba najsłynniejsza!) ale przede wszystkim - "Wieczną księżniczkę". Piękna powieść. Jak zazwyczaj nie płaczę przy czytaniu, tak tutaj upłakałam się jak bóbr w jednym miejscu. Coś cudownego!
Trzymam kciuki za szerokie wody szczęścia! :D
V.
Cholera, teraz to już Twoja przenikliwość mnie zabiła. Tego bym w życiu się nie spodziewała. Jesteś lepsza w te klocki niż ja. Sherlock przy Tobie wysiada ;D. Przypadek? NIE SONDZEEEEEE!!!!!!!
UsuńO, to zaraz sobie zapiszę i jak będę miała okazję to sobie kupię. Uwielbiam sobie czasem popłakać. Czasem nawet częściej niż czasem. Dobry płacz oczyszcza.
Haha, dzięki!
Dopiero co trafiłam na twój blog na jakimś katalogu opowiadań i gdy zobaczyłam szablon ze zdjęciami z Reign, wiedziałam, że spodoba mi się opowiadanie :D Takie miałam przeczucie i sie sprawdziło. Przeczytałam dopiero dwa pierwsze rozdziały, ale na pewno tu wrócę. Historia jest bardzo ciekawa. Robisz też mało błędów, ja zauważyłam tylko źle zapisane dialogi. Polecam ci ten poradnik, bo mi bardzo pomógł www.artefakty.pl/zapis-dialogow
OdpowiedzUsuńDafne
Cześć. Miło mi, że wpadłaś. Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Zaraz zerknę do poradnika. Zawsze trzeba się poprawiać ;) pozdrawiam
UsuńOkoło 40, to naprawdę ładne kilku xD
OdpowiedzUsuńTrucie mężów i usprawiedliwianie tego tym, że to młode pokolenie ma siłę naprawiać błędy ojców, dziadów i pradziadów.
"podniósł się ze swojego miejca" - miejsca
Nie dziwię się tym, że ona jest taka przytłoczona obecnością tych wszystkich ludzi, a on zmęczony i chcący odpocząć. No, ale matka wie lepiej xD Czy już mówiłam, że kocham tę kobietę? Ach, tak na pewno mówiłam, że Królowa Lodu czyli Królowa Matka tutaj rządzi <3
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com