Od autorki: Witam! Po raz kolejny dochodzimy do końca pewnej epoki w tej historii. Oleandra obejmuje tron już bez przeszkód. Teraz będziemy mogli zobaczyć ją w roli samodzielnej władczyni. Samotnej i samodzielnej, w dodatku. Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze pod poprzednimi rozdziałami. Dziękuję za wnikliwe analizy i słowa motywacji. Jesteście wszyscy naprawdę wspaniali i bardzo się z wami zżyłam, kochani.
W tym tygodniu mogę mieć dużą obsuwę z odpisywaniem na komentarze i byciem na bieżąco na waszych blogach. Wyjeżdżam na zasłużony urlop i wracam w niedzielę, tak więc wtedy nadrobię wszystkie zaległości. A tymczasem zapraszam na rozdział 19 i oczywiście, zapraszam również na mojego drugiego bloga, na którym ukazała się dwójeczka: buzzingblood.blogspot.com
Pozdrawiam, enjoy!
******************************************************************************
Wieczorem, gdy Oleandra kładła się do łóżka, została pilnie wezwana do sali tronowej. Zarzucając na koszulę nocną długi, jasnofioletowy płaszcz i przewiązując go w pasie, w towarzystwie strażnika weszła na salę. Ku jej zaskoczeniu, świece wciąż płonęły jasnym ogniem, straż więzienna stała milcząco w cieniu, a na środku pokoju stał Clandestine, podtrzymując pod ramię kobietę.
Była bardzo blada i nosiła wyraźne ślady tortur. Jej twarz była poobijana i porozcinana. Początkowo królowej wydawało się, że kobieta jest podtrzymywana przez hrabiego, by nie upadła. Bardziej jednak chodziło o to, by się nie wyrwała. Kobieta była pełna wściekłości.
Pomimo, że jej niemal hebanowe, długie do ud włosy były potargane, a futrzana suknia cała w strzępach po wielotygodniowym pobycie w więzieniu, z twarzy więźniarki nie schodziła wyraz ogromnej dumy i buty. W ciemnych oczach, spod mocno zarysowanych brwi, błyszczała złość i siła.
Królowa podeszła do nich, gestem zażądawszy wyjaśnień.
- Od rana domagała się spotkania z tobą, Wasza Wysokość. W końcu cierpliwość strażników się wykończyła. Straż uniemożliwiła jej samobójstwo. Wybacz, że wzywamy cię o takiej porze.
- Więzień chciał ze mną mówić, a wy nie reagowaliście? – Lea przetoczyła wzrokiem po swoich ludziach. I w jej oczach błysnęła iskierka wściekłości. – każdy osadzony ma prawo do posłuchania przez władcę! Taka sytuacja ma się nigdy nie powtórzyć. Clandestine, puść tą kobietę. A ty – tu Oleandra zwróciła się do damy, która wyzwolona z uścisku hrabiego niemal opadła na kolana. Lea z całą swoją siłą powstrzymała odruch złapania jej. Wciąż przecież był to jej wróg. – mów.
- Nazywam się lady Sherine Coupè. Mój mąż był przywódcą rebelii.
- Wiem kim był lord Coupè. – królowa, chociaż w jej tonie brzmiał lód, była teraz bardziej zaciekawiona. Złożyła dłonie ze sobą, pokazując skinieniem głowy, by lady kontynuowała.
- Nie przyszłam błagać cię o łaskę, ani o odwołanie egzekucji. Wiem, że jako żona głównego rebelianta nawet nie mogłabym o niej myśleć. Ale przychodzę do ciebie jako matka. Twierdzisz, pani, że wszyscy mieszkańcy Vertigè są twoją rodziną.
- Bo to prawda.
- Więc uratuj moje dzieci. – tu twarz lady Sherine po raz pierwszy stała się mniej nienawistna. Wzmianka o dzieciach, sprawiła, że Clandestine, przewracając oczami, zamierzał zabrać bez słowa lady Coupè z powrotem do jej celi. Lea przerwała mu, unosząc ostrzegawczo dłoń i nakazując spokój:
- W czasie rebelii nasze dzieci. Dwie małe córeczki i synek zostały ukryte przez naszą rodzinę. Wszyscy jednak są martwi, a moje dzieci zniknęły bez śladu. Pani, one nie są niczemu winne. Nie rozumiały przewrotu. Chyba nawet nie były go świadome. Moje córki mają tylko pięć lat. A syn siedem. Proszę, pani. Nie pozwól, żebym zginęła wiedząc, że nic nie zrobiono, by przyjść im na ratunek… - głos Sherine przeszedł w szept, a ona sama, kładąc dłonie na brzuchu, wpatrywała się w królową. Oleandra z twarzą o nieodgadnionej minie podeszła do okna, splatając ze sobą ręce na plecach.
- Wasza Wysokość chyba nie zamierza wysyłać choćby jednego człowieka, by znaleźć sieroty rebeliantów? – Clandestine zmarszczył srogo brwi, patrząc to na władczynię, to na Coupè z odrazą.
- Pani, błagam…
Królowa odwróciła się po dłuższej chwili milczenia. Po jednym rzucie oka można było stwierdzić, że podjęła decyzję. Ten specyficzny, twardy wyraz twarzy znaczył, że nie warto było z nią nawet dyskutować. Jej słowa wywołały błogi wydech Lady Sherine oraz marsowe niezadowolenie hrabiego:
- O świcie moi ludzie wyruszą w poszukiwania twoich dzieci. Dołożę wszelkich starań, by odnaleźć twoje dzieci. Porozmawiasz z porucznikiem DeCruze i opowiesz mu o dzieciach, by wiedział od czego zacząć. Powiedz, wdowo Coupè, od jak dawna jesteś przy nadziei? – to pytanie ponownie wywołało szok na twarzach wszystkich zebranych. Sherine odwróciła twarz, jakby Oleandra ją spoliczkowała. Ta wciąż tkwiła spokojnie w miejscu.
- Od tygodni. Przynajmniej piętnastu. – przyznała się jakby ze wstydem.
- Twoja ciąża nie jest hańbą. Dziecko zostało poczęte w związku małżeńskim. – Oleandra podała lady kielich z rozgrzewającym napojem, który Teddy przysłała dla samej królowej, by się nie przeziębiła. Według dwórki, takie postępowanie było bezczelne. Żeby wzywać królową nawet w środku nocy. Nieważne, że ta majowa noc nawet w chłodnych murach zamku była bardzo przyjemna. Sherine niepewnie dzierżyła kielich w dłoniach, nie wiedząc jak zareagować. – Pij. Nie otruję cię. Nie mogę zabić kobiety przy nadziei. To byłby występek przeciwko Bogu. – wyjaśniła Lea, zwracając się po chwili do naczelnika straży więziennej:
- Zadbaj, by lady Sherine odbywała swoją karę w warunkach nie zagrażających życiu matki, ani dziecka. Egzekucja jest wstrzymana do odwołania. – zarządziła, po czym kazała się rozejść. Jedynie hrabia Clandestine został przy królewskim boku, próbując wydobyć z Oleandry jakieś wyjaśnienie:
- Sama jestem sierotą, hrabio. Zawsze będę się zastanawiała, co straciłam nie poznając rodziców. Była odważna, przychodząc do mnie. Kobieta zrobi wszystko, dla tych których kocha.
„Moja piękna Sarabello,
Bardzo ucieszyłam się, mogąc czytać Twój list. To taki powiew wiosennego powietrza w duszącej atmosferze panowania. Chociaż pokój jest dla mnie wyzwoleniem i radością, zaprowadzenie go dużo mnie kosztowało. Ale pozostaje mi jedynie każdą swoją decyzją kierować się dobrem moich poddanych i ufać Bogu, że pokieruje mnie tak, bym mogła rządzić sprawiedliwie i dawać szczęście innym.
Nie możesz wyobrazić sobie jak uradowało się moje serce, czytając o Twoim szczęściu. Ravell to dobre miejsce. Pełne szczodrych, kochających ludzi. Mam nadzieję, że odnajdziesz tam to, co każdemu człowiekowi pozwala być spędzonych. Życie u boku króla, któremu oddałaś serce, a on Tobie – widziałam to od początku – nie będzie łatwe. Ale dla miłości warto zrobić wiele. Stąd oczywiście, zgadzam się, byś została przy Halu. Na moim dworze również będziesz zawsze mile widziana i będę oczekiwać Twoich odwiedzin jak pojawienia się najważniejszego na świecie gościa. Mam nadzieję wkrótce zjawić się na Waszym weselu i ująć w objęcia Waszego pierworodnego.
Z najszczerszymi wyrazami miłości,
Oleandra.”
Ale króciutki ten rozdział.
OdpowiedzUsuńŁaskawa ta Oleandra. Nie wiem, co bym na jej miejscu zrobiła, tak naprawdę. Z jednej strony rozumiem, że to kobieta przy nadziei, z drugiej – nadal żona rebelianta. Pewnie litość by jednak wzięła górę... Ale czy by się opłaciła?
Napisanie listu musiało wiele królową kosztować. Próbowałam sobie wyobrazić okoliczności, w jakich on powstawał, i jakoś blisko mi było do wizji pomieszczenia pełnego świec i łez Lei. Może to przekoloryzowałam i wyolbrzymiłam, ale jakoś mi to pasuje. :]
Udanego urlopu Ci życzę i pozdrawiam, kochana :*
Hagiri
Rozmowy Międzymiastowe
Ulicznice
Rozdział specjalnie krótszy, bo wprowadziłam nową postać. A, że dalej dużo jest z nią związane, nie chciałam za dużo namieszać ;) myślę, że dzieci są słabością Oleandry, dlatego nie mogłaby zabić kobiety przy nadziei. Weźmy pod uwagę, że jeszcze niedawno patrzyła, jak wielu mężczyzn, czy nawet chłopców umiera w jej imieniu. Więc myślę, że to zadziałało na korzyść Lady Sherine. Och, i czuję, że ją polubisz ;P
UsuńNie wiem, czy Lea jest typem płaczki, chociaż w pewnych okolicznościach każda kobieta uroni łezkę, albo dwie. Nawet Iron Lady z Vertige.
Dziękuję bardzo. Całusy ;*
Hej :).
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział, acz rzeczywiście króciutki i troszkę było mi szkoda, że nie poznaliśmy uczuć Oleandry, kiedy pisała list do Sarabelli. Wyobrażam sobie, co mogła czuć i że było jej bardzo ciężko. Mimo wszystko rozparła mnie pewna duma z królowej, że podjęła się napisania listu w tak miłym, przyjacielskim tonie. To świadczy o sile i zaakceptowaniu tej sytuacji taką, jaka jest...
Co do sprawy z żoną rebelianta, to, szczerze, za bardzo nie wiem, co powiedzieć. Przyznam, że spodziewałam się łaski ze strony Oleandry. Kobieta jest przy nadziei, w dodatku wstawia się w obronie własnych dzieci... To porusza i daje do myślenia, zawsze... :) Ciekawi mnie, jak to się dalej potoczy :*
Udanego urlopu :*. Pozdrawiam ciepło.
Witaj ;*
UsuńJak pisałam powyżej. Nie chciałam namieszać wam w głowie, wprowadzając nową postać. Wszystko na spokojnie. Po kolei. Na pewno było to bardzo trudne. Pisząc to długo się głowiłam jak postąpiłaby moja królowa. Ale uznałam, że po wojnie będzie miała inną perspektywę. Sądzę, że ostatnie wydarzenia zmieniły Leę i sprawiły, że przestała myśleć o własnym szczęściu. A to akurat może być bardzo zgubne.
Owszem, Sherine będzie na pewno bardzo rozwojową postacią. Sama ją polubiłam, pisząc opowiadanie i mam nadzieję, że i Tobie się spodoba. Mam jeszcze kilka asów w rękawie.
Dziękuję bardzo ;* pozdrawiam
Więcej, więcej! Co to ma być? Wprowadzasz nową postać, nowe wątki, nowe przemyślenia, a potem jedziesz sobie na wakacje. No naprawdę. :D
OdpowiedzUsuńOszczędzenie (przynajmniej tymczasowe) brzemiennej kobiety bardzo mi pasuje do Oleandry. Totalnie w jej stylu - czyli mamy tutaj konsekwentne budowanie postaci. Chwali się. Mam tylko jedną wątpliwość. Trochę to brutalne, ale czy przypadkiem tortury nie powinny spowodować poronienia? Rozumiem, że tortury torturom nierówne, ale skoro lady nosiła na sobie wyraźne ich ślady, to znaczy, że musiało być okrutnie. Biorąc pod uwagę to, praz kilka innych czynników (stres, strach o dzieci, rozpacz po stracie męża, złe warunki panujące w więzieniu i tak dalej...) nie jestem pewna, czy ciąża miałaby szansę się utrzymać. Z drugiej strony lekarzem nie jestem, a w ciąży nie byłam, więc nie upieram się przy tym. :D
Ze spraw technicznych:
- W czasie rebelii nasze dzieci. Dwie małe córeczki i synek zostały ukryte przez naszą rodzinę, - niepotrzebnie rozdzieliłaś to zdanie na dwa. Łącząc je będziesz mogła wyeliminować powtórzenie. :)
- O świcie moi ludzie wyruszą w poszukiwania twoich dzieci. Dołożę wszelkich starań, by odnaleźć twoje dzieci. Porozmawiasz z porucznikiem DeCruze i opowiesz mu o dzieciach, by wiedział od czego zacząć. - taaaak wiele potomstwa! Wszystkie dzieci nasze są... *nuci*.
Pozdrawiam cieplutko i życzę udanego wypoczynku,
Valakiria
Legendy Verionu: Iskra
Nie krzyczaj na mnie ;< naprawię moje wszystkie zaniedbania. Ale to naprawdę nie tak. Zawsze sama się gubię, gdy za dużo się dzieje, poza tym, ktoś w komentarzach wcześniej sugerował, bym robiła krótsze rozdziały, więc spróbowałam. Już wiem, że powoduje to bunt, moich najkochańszych czytelników. Nie popełnię tego błędu więcej! ;D
UsuńMy dear Sherlock, znów masz rację. Tortury, stres, to na pewno odbije się na ciężarnej kobiecie. Jakkolwiek proponowałabym, żebyś nie zgadywała wszystkiego tak bardzo w lot. Przecież to się nie godzi. Ja nie wiem. Wszystkie moje intrygi mi przeglądasz. A tak naprawdę, punkt dla Ciebie. Ale to wkrótce. Potrzebne mi to do rozwoju sytuacji.
Taaaak, moje kochane powtórzenia. Powinnam się za każde z nich szczypać. Albo nie, bo byłabym cała fioletowa. WSZYSTKIE DZIECI NASZE SĄ <3. Uwielbiam Cię
Całuję ;*
PS. Czytam "Czerwoną królową". Zakochałam się!
Krótsze rozdziały? Bullshitus maximus i tyle w temacie. Przecież nie ma sensu publikować notek o takiej wielkości, że można je zasłonić dłonią. To śmieszne i niepoważne. Moim zdaniem ktoś, kto postuluje coś takiego, tak naprawdę nie lubi czytać, a jego komentarz to tylko forma autoreklamy... no a w takiej sytuacji nie chce tracić czasu na czytanie długich rozdziałów, wiadomo. Z drugiej strony ściana tekstu może zniechęcić, to fakt... ale nie przesadzajmy.
UsuńZnowu coś zgadłam? Przepraszam! Naprawdę nie robię tego celowo!
... to elementarne, drogi Watsonie.
Nie szczyp się, masochizm nie jest fajny... Lepiej czytaj książki pani Gregory. :D
Bardzo mnie cieszy, że spodobała Ci się "Czerwona królowa". Dobre książki... są dobre! Mam nadzieję, że reszta też przypadnie Ci do gustu. Ciekawe czy też się popłaczesz na "Wiecznej księżniczce"... :D
Uściski,
V.
Myślę, że po prostu muszę znaleźć tą długość idealną i jej się trzymać. Aczkolwiek nie da się też ustalić sobie limitu i kropka. Ja tak przynajmniej nie potrafię. Piszę tak długo aż uznam, że dany rozdział zawiera wszystko, co chciałam przekazać. A najlepiej, jeśli kończy się cliff hangerem xd.
UsuńHahaha, nie przepraszaj, podziwiam Twój bystry zmysł obserwacji. To mnie dodatkowo zmusza do wymyślania kolejnych intryg i robienia ich bardziej zawiłych.
A czytam, czytam. Na razie kończę "Czerwoną królową", a za "Wieczną księżniczkę" zabiorę się jak będę miała przypływ gotówki. Jestem jednak z tych staroświeckich, którzy wolą trzymać w ręce książkę, nie tablet.
Pozdrawiam
Oleandra cały czas mnie zaskakuje. Przede wszystkim jest dobrą osobą, a nie często można takich ludzi spotkać wśród szefów, władców i wszystkich osób stojących najwyżej. Władza nie uderzyła jej do głowy, nie zachłysnęła się nią (a mogła, przecież jest taka młoda!), a wręcz przeciwnie - z dnia na dzień wygląda na coraz odważniejszą i przede wszystkim mężną. Czemu o tym mówię? Bo tutaj po raz kolejny pokazała swoją łaskawość, dobre serce i dobroć duszy. Życzyła szczęścia Sarabelli, nie żywiła do niej żadnych pretensji, nie odczuwała złości... po prostu dała swoje szczęście i błogosławieńtwo, by była szczęśliwa z Halem. Musiało to ją wiele kosztować, a mimo to nie myślała o sobie, a o innych. Jak zwykle! Poza tym podobało mi się to jak potraktowała tą więźniarkę. Mimo iż była wrogiem, mimo iż każdy podpowiadał, by jej nie słuchać Oleandra zrobiła inaczej. Bardzo lubię tę postać, naprawdę! Brakuje mi tylko głębszego wątku miłosnego z nią;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na 20! ;**
Aż mi się zrobiło miło, jakbyś to o mnie pisała, nie o Oleandrze. Dobrze ją zanalizowałaś. Naprawdę wyciągnęłaś wszystko to, co chciałam zawrzeć w rozdziale, to, co chciałam pokazać wobec jej charakteru. Wyrzeczenie za wyrzeczeniem. To niestety cena tej korony, którą ma na głowie. Wątek miłosny... hm... szykuj się i na to ;>
UsuńPozdrawiam. 20 już jutro ;)
Te zaginione dzieci trochę wyskoczyły jak takie króliki z kapelusza. Na dodatek ja wcześniej nie zauważyłam żadnej dłuższej wzmianki o tym przywódcy rebeliantów, a chyba powinnaś wcześniej o nim tak obszerniej napomnieć, skoro miałaś w planach zaginięcie jego dzieci i pojawienie się jego brzemiennej żony.
OdpowiedzUsuńDziwne, że Olea wyraziła zgodę na ślub, że pobłogosławiła ten związek Halla i Sarabellę, ale może tak właśnie musiało być by ona sama mogła być z Edamem, bo ja cały czas kibicuje parze O&E.
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com