Oleandra przejęła się sytuacją zaginionych dzieci lady Sherine. Osobiście nadzorowała postępy w śledztwie. Także osobiście odwiedzała ciężarną lady, upewniając się, że kobieta ma się dobrze. Wszystko wyglądało na to, że nic złego jej nie dolega.
Cała świta królowej nie była zbyt zadowolona z tego powodu. Wszyscy uważali, że bez względu na wszystko, powinna ściąć Sherine. Gdyby sytuacja dotyczyła innej kobiety, może łaska byłaby mile widziana. Jednak w przypadku żony człowieka, który nieomal zrzucił ją z tronu, była to czysta głupota w mniemaniu prawie każdego możnego w Vertigè.
- Sprawiedliwość jest ślepa. – zwykła wtedy odpowiadać królowa. Nie chciała, by sytuacja czy poprzednie czyny tej kobiety miały wpływ na jej własny osąd. Bez dwóch zdań wpływu na działania matki nie miał mały człowieczek, rosnący w jej łonie.
Pod koniec maja do Vertigè doszły wieści z Ravell. Król zaręczył się z damą dworu Oleandry. Wywołało to mały skandal, ale reakcja zainteresowanej ucięła plotki równie szybko jak się pojawiły. Tego samego dnia wysłała do szczęśliwej pary list gratulacyjny i skrzynię z prezentami oraz z największą przyjemnością przyjęła ich zaproszenie na ślub. Zaproponowała również, by zatrzymali się na jej dworze, gdy wyruszą w podróż poślubną. Planowała wydać bal na cześć nowożeńców.
- Pani, muszę przyznać, że potrafisz zachować twarz nawet w tak paskudnej sytuacji. – zauważył Clandestine pomagając królowej w uporaniu się z robotą administracyjną. Było tak gorąco, że nawet mury zamku nie zatrzymywały żaru, wdzierającego się przez otwarte okna do środka. Wzdychając Clandestine zdjął kamizelkę w buraczanym odcieniu ze złotymi tłoczeniami, odwieszając ją na oparcie krzesła. Podwinął bufiaste rękawy koszuli, ponownie ujmując pióro w dłoń, wrócił do pracy.
- Ja naprawdę cieszę się ich szczęściem. – Lea nie oderwała wzroku znad czytanego dokumentu, gdy jednocześnie machała wachlarzem. Nawet suknia bez rękawów nie dawała ulgi.
Lubiła pracować z hrabią Clandestinem. Był bardzo dobrym towarzyszem. Oczywiście, na początku Oleandrę drażniły jego szowinistyczne przytyki, lecz po pewnym czasie do nich przywykła. Była nawet wdzięczna, że hrabia stanowił dla niej intelektualne wyzwanie. Z czasem nauczyła się mu odcinać. Takie przepychanki słowne często doprowadzały ich do najlepszych rozwiązań. Gdy nie potrafili znaleźć dobrego wyjścia z sytuacji, wystarczyło się pokłócić, a wyjście znajdywało się samo.
Co się tyczyło Hala i jego narzeczonej, Lea wiedziała z korespondencji z Sarabellą, że oboje są szczęśliwi, a dopóki byli, królowa mogła się radować z nimi. Żałowała jedynie, że jej kontakt z Halem się niemal całkiem urwał. Ograniczył się do kilku sporadycznych listów. Oleandra rozumiała i to. Mogłoby to być źle odebrane przez jego narzeczoną, że koresponduje z inną kobietą nie tylko w wyjątkowych sytuacjach. Och, jak gorąco. Przecież włożyła najcieńsza suknię jaką miała: ze spódnicą z zielonej bawełny w drobny, jasny wzór i z górą z prawie prześwitującego białego materiału z symetrycznymi żółtymi wzorami.
W Ravell mówiło się, że król Hal, napędzany miłością szybował niczym ptak pod same niebiosa królewskich osiągnięć. Królestwo wręcz kwitło pod rządami młodego władcy. Od czasów zakończenia wojny w Vertigè, sytuacja zewnętrzna i wewnętrzna była najbardziej stabilna od lat. Po ciągłych, ambicjonalnych podbojach za panowania Mortimera i szalonych wyczynach Wishmora cały kraj w końcu odetchnął z ulgą. Nikt nawet nie pamiętał, że Hal był bastardem. Chociaż ta łatka wcale mu nie przeszkadzała. Czasami sam się tak nazywał.
Mówiło się również, że najbardziej rządzącą postacią na zamku Hala była jego matka. Lady Elisa zachowywała się momentami jakby to ona w praktyce posiadała tron. Wszyscy widzieli jak niebezpieczne mogą być jej działania. Nikt kto dostał się na jej czarną listę nie kończył dobrze. Można zaryzykować stwierdzenie, że w praktyce to Elisa pociągała za sznurki w całym Ravell.
Król, pijany miłością, niemal nie zauważał działań matki. Często przymykał oko na jej wybryki, nie chcąc powodować niepotrzebnych spięć. Cieszył się, że Elisa tak doskonale dogaduje się z Sarabellą, czego nie można było powiedzieć o relacjach królewskiej matki z piękną Oleandrą.
Czy myślał o niej? Czasami. W dniach takich jak ten pierwszy dzień czerwca. Upalny, ale wietrzny. Gdy wiatr przynosił orzeźwiający zapach lasu z zachodu, król zawsze myślał o Oleandrze. Wkrótce minie czwarty rok odkąd porwali ją z domu państwa Artem. Hal nie mógł i nie chciał zapomnieć tych chwil, które razem przeżyli. Pamiętał swoją złość i poczucie zdrady, gdy Lea zgodziła się wyjść za Wishmora. Wiedział, że wtedy to również poczucie zazdrości w bardzo egoistyczny sposób pożerało wtedy duszę.
Także moment, w którym zobaczył ją z nożem, roztrzęsioną i bladą jak płótno, a jednocześnie tak silną, utkwił Halowi w pamięci bardzo głęboko. Gdy czuwał przy niej tamtej nocy powziął pewne postanowienie. Złożył królowej obietnicę. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie zaniedbał słowa danego tamtej nocy.
- Najdroższy? – do dnia dzisiejszego zawrócił świadomość króla głos Sarabelli. Nie wiedział od jak dawna stała w drzwiach jego komnaty, ale patrząc na jej niezadowoloną minę, musiało to już trwać chwilę. Wstał, czując przyjemny ruch powietrza na skórze na piersi, odsłoniętej przez niezawiązaną koszulę. Podszedł do narzeczonej, ucałowawszy jej dłonie.
- Wybacz, kochanie. Zamyśliłem się.
- Ostatnio często ci się to zdarza. Czy coś cię martwi?
- Ależ nie. Po prostu, widzisz, całe życie byłem przyzwyczajony do tego, że wszystko co robię, idzie pod górkę. A teraz, kiedy nie ma najmniejszego powodu do zgryzoty mam to dziwne uczucie…jakby było zbyt pięknie, żeby było prawdziwe. – król objął Sarabellę w talii, czując przez lniany materiał jej jasnej, odcinanej pod biustem różową wstążką sukni, szczupłe ciało kobiety. Uśmiechnęła się z rozczuleniem, patrząc na niego z dużym pobłażaniem:
- Panie, nie jesteś już Bastardem, który musi wspiąć się po pionowej ścianie, zdzierając do krwi wszystkie paznokcie, by osiągnąć sukces. Teraz jesteś oficjalnym, koronowanym królem. Wszystko będzie łatwiejsze. A z pewnością możesz porzucić ciągłe napięcie i odetchnąć pełną piersią.
Och, jakże mądra była ta jego przyszła żona. Nie omieszkał jej powiedzieć tych słów po raz setny tego dnia. Ale nie dbał o to. Chciał, by Sarabella czuła się doceniona. By wiedziała, jak jest dla niego ważna i piękna. Przyciągnął jej ciało do swojego, czując piersi damy na swojej piersi, a jej biodra miękko wbijające się w jego skórę. Pocałował ją, oddając się chwili samotnej namiętności.
Nim Hal się zorientował, leżeli na łóżku, a on chciał więcej i więcej. W porę jednak się opamiętał i dysząc wymamrotał przeprosiny. Przecież nie może zmuszać damy, by oddała mu cnotę przed ślubem. Nie chciał niczego przyspieszać i gotów był czekać tak długo, jak należało. Sarabella miała jednak inne spojrzenie na tą materię:
- Gdybym chciała, żebyś przestał, zatrzymałabym cię. – dłonie kobiety sprawnie poruszały się po ciele Hala. Ten, by nie rzucić się na nią tu i teraz przeżywał katusze.
- Jesteś tego pewna?
- Tak. Bo wiem, że co by się nie stało, miłość do ciebie nigdy nie będzie hańbą.
Przez pierwsze kilka dni czerwca Oleandra znajdowała się poza murami zamku. Miała zaplanowane kilka wizyt w okolicznych wioskach. Chciała spotkać się z poddanymi, a poza tym, wiele zabaw organizowane było z powodu nadchodzącego lata.
Stephan wyruszył jednocześnie z królową, jednak jemu nie w głowie były zabawy i tańce. Ruszył, by wziąć udział w odnalezieniu dzieci lady Sherine. Ta samowolna deklaracja mocno zaskoczyła królową, ale bez protestu, a wręcz z ogromnym zadowoleniem pożegnała przyjaciela.
Dzisiejszego wieczoru była w małej, rolniczej wiosce Perish. Z powodu przybycia królowej zorganizowano wystawną kolację, która odbywała się na pięknej polanie, pod gołym niebem. Jednocześnie miano celebrować pełnię lata.
Oleandra siedziała na samym szczycie długiej ławy, na której rozłożono najlepsze wiejskie przysmaki. Nachylając się do siedzącego po jej prawicy Edama wyjaśniła, że to ogromna przyjemność móc spróbować najbardziej regionalnych przysmaków, jakie rodzi jej ziemia. Edam chyba podzielał zdanie królowej, ale nie mógł się nim podzielić, bo zajadał się z zapałem daniami, serwowanymi przez piękne wieśniaczki. Jedna z nich wyjątkowo chętnie obsługiwała młodego przyjaciela królowej.
- Myślę, że takich względów jak ty nie ma u tej kobiety nikt. Nawet ja. – zauważyła z rozbawieniem, pogrążając się w rozmowie z jednym ze swoich gospodarzy.
Przy blasku księżyca i trzaskającym wesoło ogniu, drobnomieszczaństwo w akompaniamencie muzyki ruszyło do tańca. Oleandra, rytmicznie klaszcząc w dłonie, przyglądała się zabawie. Wtedy rezolutna, czarnowłosa trzylatka, wyciągnęła królową do tańca. Początkowo nieco skrępowana Oleandra, schyliła się, trzymając dłoń maleńkiej i szybko tracąc swoje skrępowanie, wmieszała się w tłum bawiących się. Czerwono-różowa suknia królowej z asymetrycznymi wzorami wirowała w tańcu, gdy Lea wzięła swoją taneczną partnerkę na ręce i podrygiwała w rytm muzyki.
Po chwili podszedł do nich Edam, pytając małą, czy może odbić jej tancerkę. Dziewczynka w momencie została zabrana przez matkę, która tysiąckroć przepraszała za zamieszanie jakie wywołała zguba. Lea zaś tysiąckroć zapewniała, że nic się nie stało i, że mała dostarczyła jej mnóstwo rozrywki.
Sir Bringthorn z kolei bez pytania ujął królową w pewnym uścisku do tańca i przez następne długie minuty wirowali pomiędzy innymi parami, bawiąc się jak młodzież, którą byli. Lea na powrót była szczęśliwa i beztroska.
To jednak szybko minęło. Już następnego dnia do królowej dołączył hrabia Clandestine. Znalazł dzieci lady Coupè i przywiózł je do wioski, w której przebywała Oleandra. Jak wyjaśnił, przeżyły tylko dwie dziewczynki. Ich brat zginął, kiedy rodzeństwo spało w lesie, a wygłodniały wilk chciał zrobić z nich kolację. Dzielny chłopczyk stanął w obronie maleńkich sióstr, ale siedmiolatek nie miał szans w starciu z dziką zwierzyną.
- Dziękuję ci, hrabio. – Oleandra z wdzięcznością uniosła brązowe oczy na mężczyznę, otulając dwa szkraby kołdrą. Postanowiła, że dla bezpieczeństwa zostaną w jej pokoju, a rano wrócą wszyscy do zamku.
Nie zdziwiłabym się jakby Lea zdecydowała się adoptować te dzieci. Swoją droga, ten mały chłopiec skradł moje serce. Taki młody, a taki odważny. To niespotykane, żeby siedmiolatek miał w sobie tyle odwagi i męstwa, by uchronić swoje siostry, samemu wystawiając się na śmierć. Bosko to wymyśliłaś, choć bardzo smutno. Ale mam nadzieję, że te siostry będą się miały dobrze i Lea o nie zadba. W sumie nie mam co do tego wątpliwości, bo ciągle pokazuje, że jest cudowną osobą. Nadal nie mogę się nadziwić, że ma w sobie tyle ciepła dla związku Hala i Sarabelli. No ja na jej miejscu nie potrafiłabym tak szczerze im gratulować i zyczyć szczęścia. Ale z drugiej strony, nie wygląda na zakochanego w Halu, więc może nie ma powodu by w ogóle miała być zazdrosna?
OdpowiedzUsuńNatomiast coraz bardziej podoba mi się Edam. Nie wiem czemu, chyba tak po prostu. I nie ukrywam, że nie miałabym nic przeciwko jakby jakaś chemia się miedzy nimi wytworzyła;D
Pozdrawiam! ;**
O adopcji akurat nie pomyślałam, ale to byłoby całkiem w jej stylu. Było mi bardzo smutno pisać coś takiego, bo krzywda dzieci zawsze jest okropna, ale ten mały był synem dzielnych ludzi. W końcu dowodzili rebelią - a to wymaga odwagi i jaj ze stali. No cóż, z tą Sarabellą to jeszcze się nie przyzwyczajaj, bo nie wszystko jest tak jak wygląda. Ale z całą pewnością to wymaga od Oleandry dużo samodyscypliny. Cieszę się, że Edam przypadł Ci do gustu. Przyjemnie pisze się jego postać, więc może zagości bliżej królowej ;>
Usuńpozdrawiam Cię ;*
Ależ u mnie dzisiaj Lea zapunktowała. +10 do beztroski, +100 do szacunku na dzielni xD
OdpowiedzUsuńTo, jak się zachowała, dowiedziawszy się o zaręczynach tego zdrajcy – ekhem, Hala – doskonale opisuje jedno słowo: KLASA.
Mały–duży braciszek zachował się odważniej niż niejeden żołnierz na wojnie.
Wiadomość do Hala: Ty… Ty, Halu, jeden, Ty… Jeszcze będziesz żałował, zobaczysz XDD
A tak serio, to Edam powinien się brać do roboty. Może wtedy króliś trochę przejrzy na oczy. Oby, bo ja nadal #Haleandra_hard. xD
Btw. jestem ciekawa, co nawywija ta cała Sherine. Nie ufam jej. Sprawiedliwość niby ślepa, ale Oleandra, moim zdaniem, powinna się dwa razy porządnie zastanowić nad tą kobietą. Jak nie cztery.
Kiedy nowy Buzzing? :)
Pozdrawiam,
Hagiri
Rozmowy Międzymiastowe
Ulicznice
"Wiesz co się liczy?" ... No właśnie xD Fajnie, że dla odmiany Lea zapunktowała u Ciebie. Bo z tego, co wiem to z tym ostatnio trudno ;P
UsuńAch, dziękuję, dziękuję. To niby mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, ale myślę, że do kobiet to też się odnosi xd.
Wiesz, w takich czasach to siedmiolatek jest już niemal dorosłym mężczyzną, jakby nie było. Może bez przesady, ale na pewno na takiego był wychowywany.
Oficjalny shipping mojego bloga #Haleandra <3. Zobaczymy, może się mu otworzą oczka, albo bardziej - spadną z nich klapki. I tutaj właśnie na scenę wejdzie Sherine. Zobaczysz ;P
A Buzzing właśnie się dodaje. W końcu niedziela xd.
Pozdrówka ;*
Nie wiem czy w tamtych czasach było takie słowo jak "szowinista", bo "feministka" też pojawiło się dużo po czasach królów i książąt, a przynajmniej mnie się tak wydaje, ale nie wiem na ile opowiadanie ma się opierać na faktycznych warunkach historycznych.
OdpowiedzUsuńMamuśka Halla rządzi <3 Naprawdę ją kocham <3 cudowna postać <3
Którą Hall uważa za ładniejszą? Oleandrę czy Sarabellę?
Znalazł dzieci, ale gdzie, jak? Gdzie płacz po chłopcu, który umarł? Jakiś lament?
sie-nie-zdarza.blogspot.com
prawdziwa-legenda.blogspot.com
Hej :). Wybacz, ale dopiero teraz znalazłam czas, by nadrobić rozdziały. Ehh, ale wstyd :\. Musisz jednak pamiętać, że ja zawsze się u Ciebie zjawię. Predzej czy później XD.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział. Podobają mi się te opisy z życia Oleandry i Hala, i zrobiło mi się ciepło na sercu, że Hal wspomina o królowej... Miło było przeczytać ten fragment, jakże zburzony przez pojawienie się Sarabelli - aczkolwiek nie mam jej nic do zarzucenia, żeby nie było XD. No może z wyjątkiem tego, że wolałabym Oleandrę na jej miejscu :).
Niedługo biorę się za kolejny rozdział ^^. Już nie mogę się doczekać :). Pozdrówka!