Spis treści

wtorek, 6 października 2015

21.

Dla wszystkich fanów Haleandry ;)

***************************************************************************

Słońce świeciło wysoko na horyzoncie, gdy koła królewskiego powozu zaskrzypiały na drobnym żwirze na dziedzińcu przed zamkiem. Na miejscu czekała na powracających do zamku niemiła niespodzianka.
Okazało się, że lady Sherine zeszłej nocy poczuła się źle. Teraz, w otoczeniu medyków, majacząc w gorączce, wdowa walczyła o życie. Oleandra natychmiast udała się do komnaty medycznej, by sprawdzić jak wygląda sytuacja.
Niestety, informacje, które miał dla niej nadworny lekarz nie były optymistyczne. Kobieta traciła dużo krwi. Dziecko nie miało szans, a sama Sherine również była bliska śmierci.
Królowa uklęknęła przy łóżku chorej, gdy usłyszała swoje imię, wymawiane przez Sherine. Ta, szukając jej dłoni, łapała każdy oddech. Lea ścisnęła dłoń lady ze współczuciem ocierając jej czoło zmoczoną ściereczką:
- Jestem, pani. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Twoje córki są na zamku. Hrabia Clandestine je odnalazł. Chcesz je zobaczyć?
- N…nie… chcę, żeby zapamiętały mnie jako silną matkę…
- Jesteś silną matką i silną kobietą.
- Pani… muszę ci coś powiedzieć. To może być kluczowe dla… bezpieczeństwa królestwa. – Sherine wypowiadała słowa z trudem, ale i dokładnością. Chciała, by królowa ją wysłuchała. Lea wyczuła powagę sytuacji i zbliżyła twarz do twarzy Sherine, by lepiej słyszeć jej cichą spowiedź:
- Gdy mojemu mężowi nie udawało się cię zabić w żadnym zamachu, wziął za punkt honoru zbrojną mobilizację. Ale nie mieliśmy ku temu środków. Więc sprowadził do kraju kobietę, która miała mu pomóc w zdjęciu cię z tronu. Wspomogła nas armią i finansami. W zamian mieliśmy wesprzeć ją politycznie. Jest córką Victorii…czyli…
- Nieślubnej siostry króla Erindell. Kuzynki mojego ojca…
- Odrobiłaś lekcję, pani – na zroszonej kroplami potu twarzy lady Coupè pojawił się blady uśmiech. Oleandrze daleko było jednak do śmiechu.
Erindell było potężnym królestwem na wschodniej granicy. Sąsiadowało zarówno Vertigè jak i z Ravell. Dotychczasowy król nie pałał ambicjami imperialistycznymi, dlatego panował spokój pomiędzy krainami. Jednak był bezdzietny. Nie żył nikt inny z jego linii. Mówiono o końcu sukcesji. A tu okazywało się, że następczynią tronu mogła być kobieta, o której mówiła Sherine. Kobieta, która jednocześnie mogła rościć pretensje do tronu w Vertigè.
Victoria, niedawno zmarła matka rywalki Oleandry, wyszła za potężnego barona z Ravell. Barona Dockery. Skojarzywszy fakty, królowa złapała gwałtownie oddech.
- Teraz jest narzeczoną, ughh… króla Ravell.
- I jeśli zostanie królową będzie miała wszelką możliwość do roszczeń do dwóch kolejnych tronów. Nie będę miała z nią szans… dlaczego mnie ostrzegłaś? – Lea ponownie otarła czoło kobiety, widząc, że powinna skończyć rozmowę.
- Człowiek na łożu śmierci patrzy z perspektywy na swoje życie. Ja chciałam twej krzywdy, nie znając cię. Chciałam władzy… a ty okazałaś mi litość… I chciałabym prosić… prosić o jeszcze jedno. Moje dzieci…?
- Zaopiekuję się nimi w razie potrzeby, lady. Ale jestem pewna, że sama będziesz o nie mogła zadbać, jak tylko gorączka zejdzie.
- Pani…nie okłamujmy się. Umieram… - wdowa utkwiła wzrok w królowej, ściskając jej dłoń. Na twarzy kobiety ból mieszał się z uśmiechem. – niech żyje królowa…
To były ostatnie słowa lady Coupè nim straciła przytomność. Chociaż owa królowa bardzo się starała, nie potrafiła powstrzymać łez. Została wyprowadzona przez asystenta lekarza pomimo protestów.



Kilkadziesiąt minut później, mknący przez pokryte mrokiem ostępy Vertigè Edam wspominał rozmowę z królową, którą odbył przed wyjazdem. Nie wiedział o tym, co powiedziała Oleandrze umierająca lady Coupè. Dlatego, otrzymawszy od niej zapieczętowany list i polecenie, by osobiście dostarczył go do króla, sir Bringthorn domyślił się jedynie, że Ravell, a w szczególności głowie tego państwa zagraża jakieś niebezpieczeństwo:
- Chcesz znów ocalić Hala, dlaczego?
- Bo ja również jestem w niebezpieczeństwie. – wyjaśniła Lea, ucałowawszy przyjaciela na pożegnanie. Z taką informacją Edam nie mógł zwlekać. Od razu kazał osiodłać swojego konia i nie oszczędzając zwierzęcia, pomknął do Ravell. Wyjeżdżając z zabudowań otaczających zamek na horyzoncie zaczął świtać czwartek.
Następnego wtorku koń Edama niemal zajechany na śmierć z wdzięcznością powitał żłób z owsem i wiadro z wodą. Zwierzę regenerowało się szybko, a młody szlachcic doglądał go co chwilę. Lubił swojego wierzchowca, a poza tym dziwnie czuł się w Ravell. Jakby to nie do końca był jego dom, a jedynie mgliste wspomnienie domu. W towarzystwie swojego przyjaciela czuł się nieporadnie.
Sam król powitał przyjaciela z szeroko otwartymi ramionami. Stęsknił się za starym druhem, więc jego pojawienie się przyniosło mu ogromną radość. Od razu kazał uszykować ucztę na cześć przybycia Edama. Razem z Sarabellą serdecznie i bardzo wylewnie witali gościa. Cały czas nie było okazji, by znaleźli się sami i by sir Bringthorn mógł wręczyć królowi list niezauważony przez oczy jego ukochanej.
- Mogę z tobą porozmawiać?
- Ależ oczywiście, przyjacielu. Mów.
- Sam na sam. – Edam zrobił wymowną minę znad kielicha z najlepszym zamkowym winem. – sprawa jest delikatna. Potrzebuję porady przyjaciela. Mężczyzny.
- Zdanie kobiety może być bardzo przydatne w kwestiach uczuciowych, nie sądzisz, kochanie? – Sarabella uśmiechnęła się w stronę Edama życzliwie. Mimo to król rozumiał punkt widzenia sir Bringthorna. Są pewne rzeczy w relacjach damsko-męskich, o których kobiety lepiej, żeby nie wiedziały.
- Sarabello, nie wszystkie męskie sekrety muszą dojść do waszych ślicznych, kobiecych uszu. Chodź, mój druhu. – Hal wstał, ucałowawszy przyszłą żonę i nieco otumaniony winem, zaprowadził przyjaciela do swojej komnaty. Po drodze rozpływał się nad swoją miłością. Żałował szczerze, że Edam nie gościł w Ravell na co dzień i nie mógł wesprzeć go radą i dzielić się jego szczęściem.
- Owszem, jest cudowna. Ale mam dla ciebie coś od równie wspaniałej kobiety. Królowa Vertigè przesyła pozdrowienia i wiadomość wagi państwowej.
Król ze zmarszczonymi brwiami rozpieczętował kopertę i wyciągnął list. Z każdym przeczytanym zdaniem oczy Hala robiły się większe, a na królewskie policzki wpełzał coraz mocniejszy pąs. Nie rumieniec, który oblewa człowieka, gdy ten się zawstydzi. Ani nie był to kolor, którym obleka się twarz, gdy wiadomość jest pikantna. Król był bez dwóch zdań wściekły.
Przeczytawszy słowo od królowej dwa, albo i trzy razy, rzucił pergamin na sekretarzyk i ze wściekłością opuścił komnatę, zostawiając Edama samego. Kątem oka sir Bringthorn dostrzegł, co groziło królowej i Halowi:




„Drogi przyjacielu,

Nie rozmawialiśmy ze sobą od wielu tygodni. Ale przeżycia dzisiejszego wieczoru zmusiły mnie do napisania do Ciebie. Rebelia, którą stłumiłeś była prowadzona przez lorda Coupè. Choć ten już dawno nie żyje, w moich celach wciąż tkwiła jego żona. Gdy dowiedziałam się, że jest ciężarna, kazałam zwolnić ją z więzienia i pozwoliłam jej doczekać porodu w areszcie domowym w moich komnatach gościnnych. Niestety, kobieta nie donosiła ciąży. Dzisiejszej nocy gorączka, trawiąca jej ciało stała się śmiertelna. Lady Sherine, bo tak się nazywa, wyznała mi, że rebelia była sfinansowana przez córkę Victorii Dockery – niesławnej siostry króla Erindell – a jednocześnie kuzynki mojego ojca. W praktyce więc mojej dalekiej rodziny. Gdy król umrze, to ona stanie się jedyną pretendentką do jego tronu. Mieszkańcy Erindell będą woleli mieć z pewnością na tronie królową z  nieprawego łoża niż żadną. W tym jednak momencie królowa Erindell będzie miała też możliwość roszczenia sobie praw do mojej korony. I zamierza je sobie rościć. Spotkała się z mężem mojej umierającej zakładniczki, gdy plany zamachu na mnie się nie udawały. Za poparcie jej na tronie Erindell i koronę Vertigè sfinansowała armię. Z ustaleń wynikało, że miała mieć koronę, jednak władzę nadal sprawowałby lord Coupè i jego ferajna.
Jak na pewno do tej pory się domyśliłeś, moją rywalką jest Sarabella Dockery. Twoja matka sprowadziła ją na zamek, bo wtedy właśnie zmarła baronowa Victoria – jedyna osoba, która powstrzymywała zapędy córki do tronu. 
Wierzę, że zrobisz z tą informacją użytek. Ufam, że podejdziesz do sprawy z rozwagą i mądrością, którą tak w Tobie cenię, drogi Halu. Jest mi jednocześnie niezmiernie przykro, że brudne sekrety i intrygi wobec tej czy innej korony plotą się kosztem Twojego kochającego serca. Mam więc nadzieję, że wybaczysz mi bycie posłańcem złych wiadomości.
L.”



Kroki na ciemnym korytarzu niosły się w ciepłą, czerwcową noc. Król Hal szedł szybko i energicznie, zaciskając dłonie w pięści. Wciąż miał nadzieję, że to wszystko jest tylko złym snem i uda mu się za chwilę z tego obudzić. Jednak kusząca wizja rozmywała się, a rzeczywistość wydawała się razami bić go po świadomości.
Wszedł do komnaty Sarabelli, chcąc od razu zażądać wyjaśnień. Niestety. Zdrajczyni już nie było. Zobaczył tylko pierścionek, który podarował jej z okazji zaręczyn, zostawiony na łóżku. Złość w królu mieszała się z poczuciem bezsilności i zdrady. Jego serce zdawało się pękać na pół.
Gdy z rana wieść o uciekającej pannie młodej dotarła do uszu królewskiej matki, ta od razu pobiegła do cierpiącego syna.
- Dopiero usłyszałam. Tak mi przykro. Nie wiem, co ją podkusiło…
- Matko. Czy wiadomo ci było, że Sarabella Dockery jest jedyną żyjącą krwią z rodu władców Erindell? – Hal nie był w nastroju na pocieszanie go przez panikującą matkę. Chciał wiedzieć, czy maczała palce w tym spisku. Nie było dziwnym, że ją o to podejrzewał. Elisa jednak wyglądała na autentycznie zaskoczoną. Przyłożyła dłonie do serca tak energicznie, ze aż zabujały się długie niemal do ziemi rękawy sukni w kolorze niezapominajek rozcięte na łokciach na  wczesnośredniowieczną.
- Ależ skąd ten pomysł? Dopiero ty mi o tym powiedziałeś. Przecież nie chciałabym posadzić na tronie kogoś, kto mógłby zrzucić poczciwą Oleandrę. Sama pomagałam we włożeniu korony na jej główkę, pamiętasz?
Oczywiście, że pamiętał. Nie miał czasu na matactwa matki, chociaż nie wierzył jej ani na słowo. Wiedział, był niemal pewien, że to ona stała za tym spiskiem. Tak czy inaczej, sprowadziła na jego głowę ogromny kłopot. I jeszcze większe cierpienie:
- Nie mam czasu, żeby dochodzić czy mówisz prawdę. Ale wiedz, że jeśli kłamiesz, to stałaś się przyczyną międzynarodowego zagrożenia. Nie mówiąc o tym, że sprawiłaś mi największy ból, jakiego w życiu doświadczyłem.
- Och, Hal, ja bym nigdy… zaraz. Jak to nie masz czasu? Gdzie się wybierasz?
- Do Oleandry. – odpowiedź króla brzmiała tak, jakby uważał, że to oczywista kolej rzeczy. Należały jej się przeprosiny za wszystko, co zrobił. Ale nie mógł tego zrobić przez posłańca. Musiał odwiedzić Leę osobiście. Uważał również, że zbyt długo zwlekał z zobaczeniem się z nią, zajęty sprawami królestwa i manipulantki, Sarabelli. Nigdy więcej – obiecał sobie, przygotowując się do wyjazdu nazajutrz – nigdy więcej nikt nie wykorzysta jego uczuć, nie zagra na jego emocjach. Już nigdy nie da się nikomu w żaden sposób zmanipulować.




Wydawać by się mogło, że Oleandra nie będzie chętna, by zobaczyć się z Halem. Pomimo przewracania oczami Clandestina, nie kazała królowi zawrócić. Przeciwnie. Dowiedziawszy się do jego przybyciu, ucieszyła się. Schodząc po schodach z północnej wieży z pokoju medyka, podtrzymując materiał prostej, białej sukni, dostrzegła Hala, bawiącego się w najlepsze z dziećmi Sherine.
- Dziewczynki, Jego Wysokość jest po długiej podróży, na pewno jest zmęczony. – upomniała dwie małpki, wspinające się po królu w akompaniamencie chichotu.
- Nie jestem zmęczony. Ale pozwólcie mi się przywitać z królową, kapucynki, dobrze?
- Co to są kapucynki?
- Takie małe małpki. Pokażę ci kiedyś. No, już, już – Hal z dużą wprawą zdjął z siebie dwie rozbrajaki i z uśmiechem schylił się, by postawić je na ziemi. Oleandra przyglądała się scenie z rozbawieniem i pewną czułością. Fiora i Maxime, córki lady Coupè zadomowiły się na dworze, a w samej królowej upatrzyły sobie najlepszą opiekunkę i towarzyszkę do zabaw. Prawdopodobnie ufały jej dlatego, że to ona je wzięła do siebie pierwszej nocy po odnalezieniu przez Clandestine.
Hal lubił dzieci. I miał do nich rękę. Maluchy lgnęły do niego jak do miodu. Cóż, najwyraźniej nawet poważny król nie jest w stanie speszyć dziecka. Lea jednak widziała, że uśmiech króla jest tylko chwilowy. W jego oczach był ten rodzaj smutku, ta zadra w sercu, która tkwiła jak zatruta strzała… to wszystko nie mogło być zakryte nawet chwilowym uczuciem radości. A mimo to , cieszył się. Cieszył się, że widzi Oleandrę. Myślał o tym, gdy prowadziła go do swojej komnaty, by mogli w spokoju porozmawiać. Patrzył na jej długie, rozpuszczone włosy, skręcające się na nagich ramionach, odsłoniętych przez łódkowy dekolt sukni i na niewielką sylwetkę, która każdym gestem wyrażała dostojność i pewność. Jak mógł być tak zaślepiony, by nie widzieć w niej ucieleśnienia wszystkiego, czego pragnął. Drzwi zamknęły się w komnacie Oleandry, a Hal spojrzał na nią z winnym uśmiechem.
- Pani, nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę.
- Tak jak i ja cieszę się na twój widok – oboje pamiętali, że te słowa wypowiedzieli kilkanaście miesięcy temu, gdy Hal wracał z wojny w Ravell. Obejmując dłonie królowej, przycisnął je do swojego serca, a jego mina wyrażała poczucie wstydu.
- Wcale nie masz powodów, żeby się cieszyć na mój widok, pani. Moje zachowanie względem ciebie było karygodne. Gdy byłaś w Ravell byłem taki szczęśliwy. A później, gdy Vertigè zostało zaatakowane, a twoje myśli były skierowane tylko tam nie potrafiłem zrozumieć, że twoje odtrącenie mnie i zabudowanie się własnymi murami nie jest karą dla mnie. Powinienem był ten mur przeskoczyć i być przy tobie. A zamiast tego dałem się omotać zdrajczyni. Jest mi tak strasznie wstyd. – Hal spuścił głowę, wciąż tuląc dłonie królowej do swojej piersi. – Przepraszam cię Oleandro. Nie byłem przyjacielem na jakiego zasługujesz. Nie dbałem o moją obietnicę lojalności wobec ciebie, kobiety, która zabiła, bym zdobył mój własny tron.
Przez chwilę Lea nie odzywała się ani słowem. Jakby ważyła to wszystko, co się między nimi stało. Jakby zastanawiała się, co można w takiej sytuacji powiedzieć. Tyle razy zarzekała się, że zaręczyny Hala nie zrobiły na niej negatywnego wrażenia. Tyle razy starała się przekonać wszystkich innych, że jest ponad miłostki. Ale mimo to, nocami, gdy zostawała sama, nieprzyjemne poczucie zdrady i buntu budziło się w jej głowie.
- To, że nie okazałam się być kobietą, z którą chcesz spędzać życie nie jest tragedią. Jestem młoda, miłostki nie powinny mnie zniszczyć. Wszak między nami było tylko kilka pięknych wieczorów i skradzionych pocałunków. Żadnych deklaracji. Nie mogę też cię winić, że w radości po objęciu tronu potrzebowałeś wesołej towarzyszki, nie takiej, która wciąż będzie smutna i oderwana od twojej rzeczywistości. Ale…zrezygnowałeś ze mnie tak łatwo. Tak bez trudu przyszło ci zapomnienie o moim istnieniu, że poczułam jakby nasza przyjaźń nigdy nie istniała.
- Wiem… Przyznaję, że zapomniałem o naszej relacji. Pozwoliłem, by zarosła kurzem. Tłumaczyłem sobie, że jako król muszę mieć u boku królową. Cieszyłem się z obecności Sarabelli, bo ona tak pięknie zabierała cały trud. A ty, będąc sama władczynią, również masz to brzemię. Nikt go nie zabierze. Ale dostałem nauczkę i po prostu chcę cię przeprosić. Chcę byś wiedziała, że jest mi strasznie wstyd.
Oleandra pokręciła głową, nie wiedząc co powiedzieć. Usiadła na szezlongu obitym butelkowo-zielonym atłasem i obok siebie posadziła króla. Wiedząc jak smakuje złamane serce, uznała, że to nim właśnie powinni się zająć.
- Przyjmuję twoje przeprosiny. Ale masz prawo do własnych decyzji i własnego życia. Do niczego wobec mnie się nie zobowiązywałeś. Tylko strasznie mi przykro, że twoja próba ułożenia sobie życia stała się takim nieprzyjemnym doświadczeniem. Jak się trzymasz? – spytała królowa, wiedząc, że Hal, na zewnątrz wyglądający na posąg, w środku ma płynną lawę. Zresztą, ta sama lawa płynęła w żyłach Oleandry, więc zdawała sobie sprawę, jak ciężko czasem jest powstrzymać emocje na wodzy. W tym momencie Hal nie mógł dłużej trzymać ich w ryzach. Jakby tama, która powstrzymywała pokłady żalu i pretensji, bólu i bezradności puściła.
Księżyc świecił wysoko na niebie, gdy król jednego z największych państw niczym dziecko tonął w ramionach Zaginionej Królowej, szukając w nich ukojenia i pocieszenia.



11 komentarzy:

  1. Na ja, you were right, Milady – I like it! I really, really like it! ♥

    Pozwól, candle, że swe słowa skieruję najpierw do Hala: Wstyd ci, waćpan? Wstyd? Halu, wspaniale! Ale teraz to ci Edam powinien królewnę sprzed nosa zgarnąć i tyleś ją widział. xD

    Nie wierzę już w ani jedno słowo wypowiedziane przez Elisę. A Sarabellę należałoby surowo ukarać. Cieszy mnie, że Haleandra znowu wkracza do akcji. I bardzo mi się podoba, że Lea nie przyjęła przeprosin Hala tak bezwarunkowo, tylko powiedziała mu też o tym, co ją boli. Mam nadzieję,że między nimi będzie już tylko lepiej.

    Jest jednak coś, co się we mnie zmieniło podczas tych dwudziestu jeden rozdziałów, w tym kilkunastu spędzonych na silnym shipowaniu Hala i Lei. Nie chodzi mi tylko o to, co teraz myślę o królowej (bo mój sceptycyzm wobec niej znacznie stopniał ostatnimi czasy), ale również o Edama. Lubię go w zasadzie od początku i przykro mi, jak pomyślę, że Hal i Lea mogą już budować swoją relację na nowo, podczas gdy on stoi z boku i na to patrzy. Nie ma co ukrywać – zbliżyli się z Oleandrą do siebie. Echh, ten trójkąt miłosny... Już sama nie wiem, kto jest tutaj moim Bashem, a kto Frankiem. Niemniej jestem bardzo ciekawa, jak to rozwiniesz. Ale powoli zaczynam dochodzić do wniosku, że co by się nie stało, będzie okej. I to mnie cieszy. Taki błogi spokój :D

    Pozdrawiam :*
    Hagiri

    Rozmowy Międzymiastowe
    Ulicznice

    P.S.: Czy tylko ja uważam, że ostatnie zdjęcie jest tak piękne, że powinno stać się oficjalną okładką Crownsa? Boziu. Toż to się aż prosi o czcionkę taką jak Recorda Script albo jakąś podobną. I o Wattpada albo innego cośka. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, ta moja nieomylność ;P

      Myślę, że Hal weźmie sobie Twoje słowa do serca. Przydałoby się, nie? Taką nauczkę mu dać i niech chłopaczyna cierpi. Głupiś był to teraz płacz, ot co!

      Elisa straciła na wiarygodności, ale taki jest już jej urok. Jest... pierwszorzędną kombinatorką. Taką właśnie chciałam ją stworzyć. Typowa lisica, powiedzmy. Ale mam pewien pomysł, żeby jeszcze bardziej pokręcić jej osobę. Zobaczę, jak to rozwiązać. Tak, Oleandra nie mogła się od razu dać przeprosić. To w końcu królowa, ma swoją godność. Ale też nie potrafiłabym napisać czegoś takiego. Czułabym się jak kretynka, ośmieszając ją w ten sposób. Sarabella mogłaby dostać po uszach. Ale tak raz, a porządnie.

      Bardzo miło wiedzieć, że zmieniłaś trochę nastawienie do Lei. O tym też ostatnio dużo myślę, gdy powoli zaczyna mi kiełkować w głowie pomysł na końcówkę. Każdy coś by dostał, coś zyskał, a on nie, biedaczyna. Ale może jakoś to rozwiążę. Na pewno nie będę próbowała pakować tu żadnego trójkącika. To by było zbyt pokręcone XD ale tak, na pewno muszę coś z tym zrobić. Niemniej jednak, cieszę się, że doszłam do momentu, w którym uważasz, że jest dobrze. Błogość, szum fal i marsz weselny xD.

      Muszę coś takiego pomyśleć. To bardzo dobra sugestia. Podoba mi się. Dzięki za podsunięcie pomysłu ze zdjęciem <3.

      Pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Chyba jestem fanką tej pary, bo... Tak, bardzo czekałam aż się w końcu spotkają :) Tylko czemu rozdział skończył się w takim momencie... Z jednej strony spokojnie, aż tak nawet przyjemnie, ale aż chciałoby się by powiedzieli jeszcze kilka słów więcej... Chociaż właściwie... Bardzo podobała mi się końcówka. Statek wreszcie przypłynął do portu po burzy. Deszcz przestaje powoli padać. Zza chmur wychodzi słońca. Tak właśnie widzę ten moment opowiadania :)

    Ciekawa jestem, czy masz już w głowie ułożone, jak długo jeszcze będziesz pisała to opowiadanie? Dzisiaj poczułam, że jakby kolejny rozdział miał być tym ostatnim, to byłoby mi chyba źle, nie jestem na to gotowa. Jak czytam książkę, to czytając przedostatni rozdział nastawiam się już psychicznie i delektuję nim szczególnie zanim przejdę do ostatniego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak miło. Im więcej Haleander tym weselej ;) Nie może być zbyt dobrze, bo łatwo osiągnięte szczęście nie smakuje tak samo, prawda? Bardzo ładna metafora. Naprawdę odpowiednia na tą chwilę. Muszę sobie zapamiętać te słowa przy pisaniu następnych rozdziałów.

      Szczerze mówiąc, mam już napisany rozdział (jeszcze nie następny), który z powodzeniem można nazwać zakończeniem. Ale mam też w głowie jeszcze kilka pomysłów na jeszcze kilka rozdziałów. Obawiam się tylko, że mogę mieć prosty problem techniczny z ich napisaniem - kompletny brak czasu od przyszłego tygodnia. Aczkolwiek, możesz być spokojna. To nie stanie się nagle i niespodziewanie.

      Całusy ;*

      Usuń
  3. No i jestem na bieżąco. Udało mi się nadrobić w jeden dzień, choć przy końcu już w to wątpiłam. Teraz będę czekała na kolejny rozdział.
    Znowu ich ktoś zaatakuje i znowu uda im się umknąć i wszystko dla królestwa zakończy się dobrze? - wbiłaś się w taki schemat, ciągle ten sam, powtarzasz go, na różne sposoby, zmieniasz pewne okoliczności i fakty, ale jednak schemat jest taki sam.
    Dlaczego kobieta umarła? Co jej się stało? Zachorowała? Na co?
    Wyprosili kobietę przy rozmowie... cóż za bezczelność z ich strony xD To zabawne, ale za takie wstawki jak ta w stosunku do Sarabellę uwielbiam Edama.
    A więc Sarabella miała plan, pomysł i... to chyba kolejna kobieta, którą polubię w tym opowiadaniu, bo ma jakiś charakterek, a Oleandra jest za dobra, jest tak dobra, że aż nudna. Jej postępowanie mnie nie zaskakuje, nie intryguje, a więc także nie ciekawi. O wiele bardziej wolę czytać o innych bohaterach niż o niej, no chyba, że ona jest przy Edamie. Kibicuję jednak by ją w końcu ktoś uśmiercił!
    Ale te dzieci niewychowane. Myślałam, że w tych starszych czasach, to jakaś surowsza dyscyplina panowała. Nie popieram też robienia z dzieci takich słodkich małpek, dzieciaki powinny być "żywe" mieć jakieś indywidualne charaktery, a te nawet śmierci brata nie przeżywają, ani matki... cieszą się i bawią. Głupie te dzieci.
    Oleandra i Hall zaczęli wspominać, a więc zapewne zmierzasz do Happy Endu i nie będzie już pary O&E a szkoda, bo E przynajmniej ma charakter i by jakoś ocieplał mi O, a H sam jest nudnawy, więc para O&H będzie jak dla mnie ciężko strawna, ale tak jak mówiłam wcześniej ja nie lubię idealnych postaci, wolę jak mają charakter złożony z dobra i zła a nie są tacy biali i krystaliczni. Cóż, mam dziwne upodobania.
    Już wiem czego mi najbardziej brakuje w twoim opowiadaniu - wszystko tak streszczasz, relacjonujesz naprędce, a ja bym się chciała na moment zatrzymać i delektować tamtejszym klimatem, czasami, obyczajami.

    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tak wnikliwą analizę każdego rozdziału. Podziwiam, że Ci się chciało.
      Piszę dla przyjemności, nie profesjonalnie. Stąd na pewno pojawiają się błędy, ale jak mówię - nikt mojego opowiadania nie sprawdza, nie mam bety, ani pani edytorki. Piszę czysto dla przyjemności. Dlatego też moje postacie mają charakter taki, a nie inny, a historia idzie w takim, a nie innym kierunku. Ponieważ tak się w mojej głowie ułożyła i taka mi się spodobała. Taką też postanowiłam opisać.
      Pytałaś, czemu kobieta zachorowała. Było to wyjaśnione w poprzednim odcinku. Była torturowana. Inna kwestia, nigdzie nie napisałam, że umarła. Królowej nikt nie uśmierci, tego możesz być pewna, ponieważ jest główną bohaterką.
      Nie lubię dzieci, dlatego też nie skupiam się na ich indywidualności, czy charakterach.
      Nie postanowiłam jeszcze do czego zmierzam. Nie wiem kiedy, ani jak zakończę to opowiadanie. Jak mówiłam, moi bohaterowie są tacy, a nie inni z jakiegoś powodu. Piszę je i opisuję świat tak, jak mi on przyjdzie do głowy. Żadna ze mnie Orzeszkowa (ale z tego powodu akurat się cieszę, bo jestem uczulona na przydługawe opisy).

      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Najważniejsze jest to by pisać dla przyjemności. Witaj w klubie bo ja także nie posiadam bety ani nikogo takiego, ale opisy lubię choć to też zależy jakie. Ja czytając starałam się w komentarzach zamiescić moje odczucia. Co do literówek, to podziwiam cię, bo miałaś ich naprawde niewiele, ile interpunkcyjnych to nie wiem, bo na tym się nie znam. Wracając do moich komentarzy, to ja pisałam je według siebie, a jak wiadomo - ile ludzi, tyle opinii. Mimo tych kilku niedociągnięć (choć nie wiem czy mozna je tak nazwać), to całość mi się podobała.

      Usuń
  4. No pięknie! Wiedziałam, że Sarabella coś knuje. Od poczatku byłam tego pewna XD! Cieszę się, że wyszło to na jaw i zrobiło mi się szkoda Hala, dotąd tak w niej zakochanego. To musiał być cios dla niego, ale mimo wszystko fajnie, że Hal i Oleandra w końcu się spotkali. Ciekawi mnie, co dalej szykujesz, jak to się potoczy. Czego jeszcze możemy się spodziewać po Sarabelli, bo chyba nie przepadła bez śladu :)... Nie mogę się doczekać ^^.
    Życzę weny i pozdrawiam ciepło :*.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I widzisz, miałaś absolutną rację! Twój zmysł detektywistyczny jest jak najbardziej działający ;P
      Mam nadzieję, że dalsze losy moich bohaterów również będą Ci się podobały. Trochę mam tam przygotowane. To i owo na was czeka ;)
      Pozdrowienia ;*

      Usuń
  5. Nie spodziewałam się, że zrobisz z Sarabelli taką czarną postać! Nie sądziłam, że może zdradzić przyjaciółkę i narzeczonego. To podłe, a ona zawsze wydawała mi się taka spokojna, szczęśliwa i szczerze zakochana. No proszę, zwiodła mnie. Albo nie zauważałam sygnałów, że coś jest nie w porządku, W każdym razie bardzo żal mi teraz Hala. No bo niby nie zachował się fair w stosunku do Lei, ale nie zasłużył na taką zdradę i cierpienie. To okropne uczucie, gdy rani osoba, którą się kocha i z którą chciało się założyć rodzinę. Nie dziwię się, że Hal jest w rozsypce i nagle mu się wzięło na zwierzenia. Może ta sytuacja otworzyła mu oczy i dzięki temu zrozumiał, że wcześniej zachował się źle. Mam tylko nadzieję, że nie dojdzie nagle do wniosku, ze kocha Leę, bo to by było trochę... poniżej krytyki, o. Nie popieram skakania z kwiatka na kwiatek, a obawiam się, że tak może się stać. W końcu jest rozżalony, Lea piękna i odważna, a zagrożenie i strach sprzyja nagłym namiętnością. No chyba, że on zawsze czuł, coś do Oleandry, ale nie był w stanie tego pojąć? Cała ja. Nic się jeszcze nie wydarzyło, a ja już wylatuję z wątkiem romansowym:D
    Ciekawi mnie jak potoczy się ta wojna, o ile do niej dojdzie. Mam nadzieję, że Lea i Hal razem coś wymyślą. No i jest jeszcze mój ulubiony Edam:D Może on da jakiś pomysl, co robić?:D
    Pozdrawiam i czekam na kolejny! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że byłam w stanie Cię zaskoczyć. Specjalnie chciałam pokazać, jak potrafi zakręcić wszystkimi kobieta, która chce coś osiągnąć. Zwłaszcza jeśli celem jest korona. Sądzę, że w takich wypadkach nie ma świętości, ani miejsca na sentymenty ;d. Co do Hala, wydaje mi się, że złamanego serca nie życzyłabym najgorszemu wrogowi. Złamania nogi, może, ale złamane serce zbyt boli. Zdrada tak samo. No i zraniony honor też na pewno mu doskwiera. Ale być może to go czegoś nauczy, i jak mówisz, otworzy mu oczy. To, co było, czy jest, między nim i Leą chyba zawsze balansowało na granicy przyjaźni i miłości. Ale jeszcze nie zdecydowałam, jak się to zakończy między nimi. Wątki romansowe są cudne. Ja u Ciebie ciągle z utęsknieniem wyobrażam sobie Catię w ramionach pana Bezczelnego <3.
      Wojna to strasznie skomplikowany temat do opisania, ale w tym wypadku rzeczywiście może do niej dojść. No cóż, zobaczymy jak się to dalej potoczy ;)
      Pozdrawiam serdecznie ;*

      Usuń

Obserwatorzy