Spis treści

niedziela, 6 grudnia 2015

25.

Szczęście jest zjawiskiem absurdalnym. Im dłużej trwa, tym mocniej odczuwa się jego zakłócenie. Co więcej, im więcej szczęścia, tym szybciej się do niego przyzwyczajamy. Wieści z zachodniej granicy Ravell były niepokojące.
- Jak najszybciej musisz się tam udać. – oświadczył Edam, wysłuchawszy słów posłańca, który przybył do zamku przed kilkoma godzinami.
Po śmierci Mortimera na tron wstąpił jego syn – Wishmore. Wishmore był bratem Hala. Mieli jednego ojca, króla, ale dwie matki. Matka Wishmora umarła, gdy chłopiec był mały, ciężko chorując na umyśle. Niestety, młody książę odziedziczył po matce szaleństwo. Był nieobliczalny, okrutny i opętany swoją władzą. Hal i lady Elisa posadzili na tronie Vertigè Oleandrę, licząc na jej wsparcie w walce z Wishmorem. Pomimo oporów, młoda królowa pomogła Bastardowi. Nikt jednak nie spodziewał się, że zrobi to w ten sposób. Zgodziła się zostać żoną Wishmora, by móc się do niego zbliżyć i przed ślubem zabiła narzeczonego. Praktycznie rzecz biorąc, Lea włożyła koronę na skronie Hala.
Jednak nie wszędzie pozycja Hala była wystarczająco mocna. W całym kraju wciąż tliły się niewielkie ogniska poparcia dla starego króla. Mortimer był dobrym władcą. Zaprowadził w Ravell złote czasy. Wishmore z kolei był bliski zniszczenia całego dzieła swojego ojca. Mimo to, byli ludzie, którzy ślepo wierzyli w to, że Hal nie miał prawa do korony i nie chcieli uznać go prawowitym władcą. Najsilniej opierali się ludzie we wschodnim bloku, tuż przy granicy kraju. Tam też powstały zamieszki. Pucz pod wodzą przybocznego oficera Wishmora nabierał na sile. W tej sytuacji, gdy Hal miał na głowie unię z Oleandrą nie mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek niepokoje społeczne. Wiedział, że Edam ma racje.
- Taki mam zamiar.
- Ktoś musi rządzić królestwem. – zauważyła celnie Elisa. Nie chciała dopuścić do sytuacji, gdy tron zostanie pusty. Wszak Hal jeszcze nie był żonaty, nie miał też potomka, ani nie miał wyznaczonego zastępcy. Był więc jedynym pionem decyzyjnym w Ravell.




- Oczywiście. – Hal skinął głową, zamyślony, przechadzając się po sali tronowej. Matka podążała za nim wzrokiem głodnego wilka. Teraz miał nastąpić moment, w którym Hal wyznaczy ją na swojego zastępcy. To jedyny sposób, żeby nie straciła pozycji po ślubie z tą małą wiedźmą.
- Oleandra zastąpi mnie na tronie. Przecież jest królową Vertigè, ma więc doświadczenie. W dodatku, to idealna okazja, żeby poddani ją poznali i przyzwyczaili się do jej obecności. – obwieścił zadowolony król, obracając się na pięcie, poruszając przy tym zamaszystym ruchem swoją peleryną. Elisa była najprawdopodobniej na skraju załamania. Tak twierdził Edam, który z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, gdy spojrzał na twarz królowej matki. Jedna powieka Elisy drgała niekontrolowanie, a zęby zacisnęła tak mocno, że w każdej chwili mogła je pokruszyć. Nie mówiąc o pięściach, ściśniętych do granic możliwości. Ukłoniwszy się, lady opuściła komnatę, zostawiając królewskiego przyjaciela w wyśmienitym humorze.
- Clandestine będzie musiał mi uwierzyć na słowo. – parsknął śmiechem mężczyzna, przysiadając na stopniu podestu, prowadzącego na tron.
- Że co? – Hal spojrzał na przyjaciela, zakładając ręce na siebie z zawadiackim błyskiem w oku.
- Że twoja matka może być bardziej wściekła niż w dzień waszych zaręczyn.
- Nie pozwolę, żeby moja matka rządziła krajem. Znoszę jej manipulowanie i intrygi na dworze. Nie zniosę tego w polityce. – król wzruszył ramionami, posyłając po Oleandrę.







- Pomyślałeś, żeby choćby spytać, czy tego chcę?! – warknęła Lea, gdy Hal z dumą w głosie ogłosił jej swoją decyzję. Hal wymienił zdezorientowane spojrzenie z przyjacielem, nie rozumiejąc, o co tak naprawdę chodzi królowej.
- Myślałem, że się ucieszysz…
- Ucieszyłabym się, gdybyś czasem pomyślał o tym, żeby spytać mnie o zdanie zamiast przedstawiać mi scenariusz na moje życie! – zawołała królowa, wyrzucając w górę ręce w geście zrezygnowania. Obecny przy rozmowie Clandestine przewrócił oczami, opierając się o ścianę. Babskie fochy. Cóż za charakterek.
- I po co te nerwy, Wasza Wysokość? – spytał łagodnie, chcąc uspokoić królową.
- Nie rozmawiam z tobą, hrabio. – syknęła Lea, rzucając Stephanowi spojrzenie pełne żaru wściekłości. Nie teraz. Nie mogła wysłuchiwać jego uwag i aluzji. Miała dość sytuacji, w których ktoś stawiał ją przed faktem dokonanym. Ileż jeszcze razy jej plany i decyzje będą niezależne od niej?



Oleandra przestąpiła dystans dzielący ją i narzeczonego i pociągnęła go za ramię z dala od ciekawskich i sceptycznych uszu. Chciała z nim wyjaśnić kwestie, które były absolutnie istotne, jeśli mieli stworzyć funkcjonujący związek. Król, wyższy od swojej pani o ponad głowę, skulił się jak uczniak, łajany przez nauczyciela. Założył ręce za plecami, nerwowo bawiąc się skórzanymi naramiennikami przy rękawach kubraka.
- Zrobię to, czego ode mnie potrzebujesz. Zajmę się Ravell, ale jeśli mamy być małżeństwem nie tylko na papierze musisz przestać zachowywać się jak twoja matka.
- A co ona…?
- Nie przerywaj mi. – Oleandra nieświadomie zabrzmiała dokładnie jak Elisa. – nie chcę być stawiana więcej przed faktem dokonanym jak wtedy, kiedy mnie porwaliście, albo gdy zarządzałeś armii, nie dając mi innego wyboru, albo gdy mnie zwodziłeś, by później oświadczyć się Sarabelli. – Na te wspomnienia król spuścił wzrok. Oleandra miała tu rację. Nie zawsze zachowywał się wobec niej fair. I zazwyczaj było to z inicjatywy jego matki. Rozumiał, co miała na myśli.
- Od dzisiaj jesteśmy równymi władcami i partnerami. Żadne z nas nie będzie podejmowało decyzji bez konsultacji z drugim. Czy to nie jest najlepsze dla nas wyjście? Wszak tylko sobie możemy ufać w stu procentach. Ja ci ufam, najdroższy. – W ciemnych oczach Oleandry błysnęła siła i stanowczość jej ojca. Hal uśmiechnął się z rozczuleniem, skinąwszy głową. Jedynie ona potrafiła potrząsnąć nim na tyle mocno, by zobaczył swoje błędy.
- Przyrzekam, kochanie. – Król uniósł dłonie narzeczonej do ust, ucałowawszy je z czułością. Wciąż utwierdzała go w przekonaniu, że mądrość jest najbardziej pobudzającą zmysły cechą.




Na nacieszenie się tą cechą, jak i wieloma innymi, które Hal uwielbiał w narzeczonej miał nadejść jeszcze czas. Na chwilę obecną król miał obowiązki, które niecierpiały zwłoki. Wyobrażał sobie, jak trudne zadanie powierza Oleandrze, ale wierzył, że narzeczona poradzi sobie z tym lepiej niż ktokolwiek inny. „Narzeczona”. Jakże podobał się młodemu królowi dźwięk tego słowa. Jadąc konno na czele swojej ekspedycji, powtarzał je bezgłośnie, uśmiechając się promiennie.
- Omnis amans amens. – Słowa Edama sprawiły, że głupawy w istocie uśmieszek zastygł na ustach króla.
- Każdy zakochany jest szaleńcem. – przetłumaczył cytat, nie mogąc powstrzymać parsknięcia. Rozbawiła go trafność tej uwagi. Edam zawsze miał tą wyjątkową zdolność do trafnych podsumowań.
- Nic nie poradzę, przyjacielu, że jestem tak szczęśliwy. Chyba po raz pierwszy w życiu czuję, co oznacza pełnia szczęścia.
- Pełnię szczęścia odkryjesz w noc poślubną, wasza wysokość.
- Nazwij mnie tak jeszcze raz, a skrócę cię o głowę. – zagroził Hal, kładąc ostrzegawczo dłoń na broni przy pasie. Nie chciał, by przyjaciel tak stary jak Edam tytułował go w ten sposób. A już na pewno nie wtedy, gdy sytuacja pozwalała im na swobodną rozmowę.



Ale czyż znów nie miał racji jego stary druh? Nie myślał wiele na temat spraw intymnych pomiędzy nim i Oleandrą. Zawsze było coś ważniejszego do roboty.
Oczywiście, nie raz zakosztował rozkoszy kobiecego ciała. Lubił seks i choć starał się nie wykorzystywać swojej pozycji, najpierw bogatego Bastarda, a później Ksiecia i króla, kobiety lgnęły do niego. Niektóre same wskakiwały mu do łóżka. Te odważne bardzo trafiały w królewski gust. Lubił, gdy chociaż w buduarze nie musiał zawsze dowodzić.
A jak to będzie z Oleandrą? Kiedy w końcu będzie mógł wziąć ją w ramiona i przekazać jej te wszystkie uczucia, które się tlą w królewskim sercu od tak dawna. Naturalnie, po koszmarze związanym z Wishmorem, może nie być najbardziej otwarta, ale Hal wiedział, że zrobi wszystko, by być dla młodej żony takim kochankiem, jakiego będzie potrzebowała.
- Rumienisz się, druhu. Chyba wyobraźnia podsuwa ci naprawdę przyjemne widoki.
- Żebyś wiedział, Edamie – Uśmiech króla nie był dwuznaczny. Poza tym, sir Bringthorn znał króla tak długo, że wiedział, kiedy po jego głowie krążą myśli poważne, kiedy zabawne, a kiedy...hm... kosmate.
- Naprawdę cieszę się twoim szczęściem, Hal. Waszym szczęściem. Zasługujecie na to.
- A ty zasługujesz na moją wdzięczność. Chciałem o tym porozmawiać z tobą wcześniej, ale nie było okazji. Wciąż mam sprawy niecierpiące zwłoki. A chciałbym w końcu móc ci powiedzieć, ile znaczy dla mnie twoja przyjaźń. Od dziecka szliśmy ramię w ramię. Zawsze mogłem na ciebie liczyć.
- I nadal możesz – Spokojne, ciemne spojrzenie Edama wpatrywało się to w królewską twarz, to w gęstwinę lasu, który pokonywali.
- Niezliczoną ilość bitew przetrwaliśmy razem. Pomogłeś w planie mojej matki, chociaż obaj wiemy, jak ryzykowny był. Byłeś przy Oleandrze, gdy ja walczyłem, nie dałeś jej skrzywdzić. Choć miecz cię parzył w pochwie, zostałeś tam, gdzie cię potrzebowałem. Ratowałeś jej życie tyle razy, że nie mogę zliczyć. Przewodziłeś armii, duszącej rebelię. Praktycznie, odzyskałeś jej koronę. Przybiegłeś do mnie jak na skrzydłach, wierny druhu, gdy sądziliśmy, że Lea nas zdradziła. A teraz po raz kolejny towarzyszysz mi w podróży. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny miałby być moim towarzyszem najważniejszej podróży – zostaniesz moim świadkiem?
- Och, myślałem, że nigdy nie spytasz. – Sir Bringthorn zatrzepotał zalotnie rzęsami, niczym spłoszona panna, zaproszona na tańce. Poważna, ciężka atmosfera prysła.
Ale to nie było istotne. Istotne było to, że znów podróżowali ramię w ramię. Znów byli dwoma wilkami, ruszającymi na polowanie. Ostre kły i pazury błyskały na tle odwagi i miłości do przygód. Hal i Edam obaj czuli, że są na samiutkim szczycie świata.




- A cóż to za krypta? Głucho wszędzie, cicho wszędzie. Czuję się, jakbym przyjechała do grobowca, a nie do zamku królewskiego. – Melodyjny głos gościa przeciąż ciszę jak ostry nóż.  Clandestine i kilku innych mężczyzn od razu porzucili swoje pozycje, by służyć jej ramieniem.
Ona była bowiem chodzącym płomieniem namiętności. Mleczna skóra dziewczyny zdradzała pochodzenie z wyższych sfer. Wielkie, jasne oczy patrzyły bezczelnie i zadziornie na każdego. Jednym spojrzeniem potrafiła skierować krew w krwiobiegu każdego mężczyzny w inne miejsce niż do mózgu. Zmysłowe, ogromne usta wykrzywione w kpiącym uśmieszku dodawały dziewczynie powabu, a okrągła, niemal dziecięca twarz nabierała zmysłowości dzięki wysokim kościom policzkowym. Takim samym jak u Hala, czy Elisy.
Ciemne, grube, kręcone włosy opadały na ramiona królewskiego gościa, wplatając się w ogromną, kwiecistą broszkę, przymocowaną do lewej piersi. Ubrana była równie ekstrawagancko, jak się zachowywała. Peleryna w kolorze fuksji powiewała z każdym ruchem kobiety. Bordowa suknia z półprzezroczystego materiału, z głębokim, okrągłym dekoltem, podkreślała pełny biust. Na głowie miała egzotyczny diadem. Prawdziwa piękność zawitała w progi Ravell.




- Florence, moja kochana, witaj. Tak się cieszę, że mój posłaniec dotarł na czas i sprowadził cię do nas. Niestety, Hal wyjechał, ale na pewno szalenie ucieszy się na twój widok. – Spomiędzy śliniącego się na widok przybyłej piękności tłumu wyszła lady Elisa. Uściskawszy dziewczynę, wzięła ją za rękę, posyłając kilka spojrzeń w męską gawiedź. Nikt nie śmiał już patrzeć otwarcie z pożądaniem na gościa.
- Zamówiłaś kolejną dziewczynę, żeby zagroziła mojej koronie i mojemu małżeństwu? – spytała Oleandra, unosząc brwi. Wiedziała, że nigdy nie zapomni Elisie tego, co zrobiła z Sarabellą.
- Florence jest córką mojej jedynej siostry. Najbliższą kuzynką Hala. I baronową. – lady wydawała się mieć za nic aluzje Oleandry. Wszystkim zebranym zrzedły miny. Wyglądało na to, że Elisa miała więcej tajemnic niż ktokolwiek mógł przypuszczać.
- Odesłałam ją jakiś czas temu, nie chcąc narażać jej na los wojenny. Obiecałam siostrze na łożu śmierci, że zajmę się tą małą. Tak też zrobiłam. Mąż Florence jest bardzo zajęty biznesami i wysławianiem naszego królestwa za granicą. – Kobieta podeszła do wazonu z białymi kwiatami, kontynuując swoją opowieść. Napawała się wrażeniem, jakie zrobiła swoimi słowami.
- Tak czy inaczej, moja droga Flo jest następna w kolejce do tronu. – Tryumf Elisy był o tyle większy, o ile wszystkim zebranym odebrało mowę. Przez następne minuty w sali panowała ciężka cisza. Pierwsza z szoku obudziła się Oleandra i odchrząkając, przywróciła na twarz serdeczny uśmiech:
- Twoja rodzina, pani, ma więcej tajemnic niż można przypuszczać. – odezwała się, próbując obrócić niezręczną sytuację w żart. Zwróciła się do królewskiej kuzynki z nieuprzedzoną serdecznością:
- Florence, mam nadzieję, że będziesz się z nami dobrze czuła. To zaszczyt móc cię poznać.


4 komentarze:

  1. Mam dziwne wrażenie, ze Florence troszkę tu namiesza...

    Rozdział oczywiście wspaniały! :D
    Pozdrawiam, Ruciakowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Namiesza i to dużo. Masz dobre przeczucia ;)
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  2. Oj tak, mam dokładnie takie samo wrażenie :D.
    Mimo że świetnie opisałaś Florence, to ona sama - jako postać, nie wzbudziła we mnie pozytywnych odczuć... Obawiam się jej i tego, co może wprowadzić do historii... Oczywiście, lubię, gdy coś się zmienia, gmatwa i tak dalej (po prostu uwielbiam zawiłości, nadają opowieści charakteru xD), ale mam nadzieję, że to nie wpłynie jakoś na związek Hala i Oleandry... Będę trzymać kciuki ^^.
    Życzę weny i pozdrawiam ciepło :*.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wściekła Elisa to radość dla mojej duszy. Tylko wydaje mi się, że ona nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, a wiadomość o ślubie Hala i Ole może być zapalnikiem do jakiś drastycznych zachowań z jej strony. Jestem po prostu przekonana, że ona tak tego wszystkiego nie zostawi, a ta cała Florence to jakaś część jej planu. Poza tym wydaje mi się, że Elise ma jakiś związek z porwaniem Hala. Nie wiem po co, nie wiem dlaczego, ale takie odniosłam wrażenie.
    Ole bardzo drastycznie zareagowała na decyzje Hala o tym zastępstwie. Może nawet zbyt agresywnie, ale to dobrze. Nie ukrywam, że chciałabym zobaczyć u Oleandry jakieś negatywne cechy. Uwielbiam jej dobroć, ale mam świadomość, że postać bez cech negatywnych, to postać przerysowana. Dlaczego czekam niecierpliwie aż pokaże pazurki:D
    A, po tych wyznaniach Edama i Hala zaczęłam mieć nieodparte wrażenie, że niebawem Edama uśmiercisz... Ciekawa jestem ile z tych moich luźnych rozważań się spełni:D
    Pozdrawiam! ;**

    A jeśli masz ochotę to u mnie też jest rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy