Hal zsiadł z konia, czując ból w każdym mięśniu ciała. On i jego kompania nie oszczędzali się. Równie zmęczony Edam wyrósł u jego boku i wkrótce zasadził soczystego kuksańca w królewski bok.
- Co do diabła...? – syknął Hal, patrząc na przyjaciela, jakby ten postradał zmysły. Nie minęła nawet chwila, gdy Hal zorientował się, co Edam miał na myśli. W końcu korytarza, którym szli ukazała się anielica. Piękna, eteryczna i rozsiewająca aurę zmysłowości Florence biegła w stronę brata i jego przyjaciela.
- Pająk? – jęknął zaskoczony Edam, zostając poczęstowany jadowitym spojrzeniem księżniczki.
Hal ujął siostrę w ramiona, ściskając ją niczym oszołomiony. Na równie zaskoczonego wyglądał sir Bringthorn. Gdy widział Florence po raz ostatni była zbuntowaną dziewuchą, przypominającą wyglądem bardziej stawonoga niż kobietę, stąd przezwisko, którym obdarzyli ją razem z Halem jako wyrostki. A teraz była nieopisywalne pięknym stworzeniem, które rozświetlało każde pomieszczenie, w którym się zjawiła.
- Bałam się, że już nie wrócisz. Tęskniłam za tobą.
- Też za tobą tęskniłem, moja mała Flo.
- Więc dlaczego jesteś taki spięty?
- Jestem zaskoczony. Nie sądziłem, że cię tu zobaczę. Co cię sprowadza?
- Sądziłeś, że przegapię twój ślub? – spytała Florence z błyskiem rozbawienia w oku. Ucałowała policzek kuzyna, szepnąwszy:
- Za nic pozwoliłabym, żeby ominął mnie taki cyrk. – Hal uśmiechnął się z rozczuleniem. Cała Flo. Wiecznie roztrzepana i szukająca każdej okazji do zabawy. Chociaż był naprawdę zaskoczony spotkaniem z kuzynką, niezmiernie cieszył się, że wróciła.
Uważał, że matka przesadza, wysyłając małą Florence na podróże „edukacyjne”, a zarazem matrymonialne, jak zwykł to nazywać. Chociaż z drugiej strony, gdy była z dala od niego była z pewnością bezpieczniejsza. A to było dla króla najistotniejsze. No i znalazła swojego barona.
Edam skłonił się do dłoni księżniczki, która uważnie przypatrywała się arystokracie, gdy ten składał pocałunek na jej ręce.
- Zmężniałeś, Edamie.
- Ty również... to znaczy, wypiękniałaś. – Przejęzyczenie wywołało wybuch perlistego śmiechu Flo, a na twarzy Edama wywołało wybuch całej gamy czerwieni. Zaklął pod nosem, obiecując obciąć sobie język.
Do roześmianej trójki dołączyła Oleandra, zbiegając korytarzem tak, że prawie straciła tchnienie w piersi. Rzuciła się narzeczonemu na szyję, za nic mając komentarze księżniczki i Edama. Tak bardzo za nim tęskniła.
Hal uniósł narzeczoną w ramionach, całując jej usta, policzki i skronie z tęsknotą, której jeszcze nigdy wcześniej nie odczuwał. Jak dobrze było znów mieć ją przy sobie. Jego kochaną, drobną, piękną królową. Jego Oleandrę. Dopiero po dłuższej chwili mógł się odezwać.
- Witaj, ukochana.
- Witaj. – choć najchętniej nigdy nie wypuszczałaby Hala z objęć, Lea zorientowała się, że rycerze przebyli długą drogę.
- Musisz być zmęczony. Wszyscy musicie. – spojrzała w stronę Edama, widząc i na jego twarzy malujące się wycieńczenie. Witając przyjaciela nie dostrzegła na bladej ze wściekłości Florence.
Księżniczka niemal wybuchła, widząc, że brat przywitał się tak czule z królową. Jej nienawiść w sekundzie wzniosła się na wyżyny. To ona, Florence, była oczkiem w głowie Hala. To ją kochał najmocniej. To na niego czekała od tylu dni. Nawet jeśli robiła to w łóżkach różnych arystokratów, to nadal Hal był najważniejszym mężczyzną w jej życiu. Jak mógł jej to zrobić? Nie rozumiała, jak śmiał zachować się w ten sposób. Z taką czułością, całkowicie nieskrępowanie witał się z tą przybłędą w koronie. Zacisnęła zęby, uśmiechając się najsłodziej jak potrafiła.
- Królowa ma rację. Należy się wam odpoczynek. Sir Bringthornie, pozwolisz, że dotrzymam ci towarzystwa? – zaproponowała pełnym zmysłowości głosem, wyciągając rękę do Edama. Ten dosyć niepewnie spojrzał na Hala, ale widząc jego skinięcie głową, poszedł za księżniczką.
Chociaż Flo oczekiwała dezaprobaty ze strony brata, chcąc zwrócić w ten sposób na siebie uwagę, zobaczyła jak Hal obejmuje ramieniem Oleandrę i usłyszała, jak mówi:
- Chodź, moja piękna, mamy wiele straconego czasu do nadrobienia.
Istotnie, król i królowa mieli wiele czasu, który należało nadrobić. W każdym pocałunku było czuć tęsknotę, którą oboje przeżywali przez te tygodnie oraz głębię uczuć, którymi władcy się darzyli. Ich ciała pasowały do siebie idealnie, co każde z nich czuło w każdym uścisku, muśnięciu skóry i niecierpliwym ruchu dłoni.
- Nie jestem zbyt powściągliwą damą - zaśmiała się królowa, tuląc twarz do szyi ukochanego. Nie potrafiła odmówić sobie przyjemności dotykania ciała narzeczonego. Było zbyt idealne, by sobie tego zabraniać. Mięśnie Hala, zarysowane pod koszulą były twarde jak stal, a jego sylwetka aż prosiła się o zdarcie szat. Och, powinna się rumienić, ale policzki Lei ani myślały, by płonąć ze wstydu; z pożądania, jeśli już.
- Bogu dzięki - odpowiedział Hal z uśmiechem, obejmując talię królowej w szczelniejszym uścisku. Jego usta po raz kolejny zasmakowały smaku jej warg, by po chwili dodać:
- Nie chcę też, byś sądziła, że oczekuję od ciebie czegokolwiek. Jeśli mnie zechcesz i nie uciekniesz sprzed ołtarza co noc będziesz moja. Mogę poczekać jeszcze chwilę.
- Ale ja nie. - odparła, całując króla ponownie. Tej nocy narzeczeni dali sobie dowód najwyższego oddania. Oboje należeli tylko i wyłącznie do siebie. Brak obrączki nie znaczył nic, bo miłość tych dwojga była równie prawdziwa, jak wieczna.
Królowa nie mogła jednak cieszyć się z powrotu ukochanego wiecznie. Wkrótce zmuszona była usiąść do rozmów z królewską Radą, która przyjechała na nadchodzący ślub władczyni aż z Vertigè. Oczywiście, Lea na bieżąco miała informacje ze swojego państwa, regularnie wydawała dekrety i rozkazy, jednak nie miała okazji porozmawiać z radą swoich doradców od dawna. Rada składała się z najbogatszych i najbardziej wpływowych wielmożów Vertigè.
Królestwo Oleandry składało się z czterech krain, podzielonych na pomniejsze ziemie. Najbliżej granicy z Ravel leżało Lilac, nazywane czasem też „krainą jesieni” ze względu na pola lawendy i wrzosów, które jesienią sprawiały, że Lilac było najpiękniejszym miejscem na ziemi. Oleandra tam właśnie palnowała pojechać w pierwszej kolejności podczas swojej podróży poślubnej.
W tej części królestwa, zarządzanej przez lorda Quiller, utrzymywano się głównie z włókiennictwa i kopalni kruszców tuż u podnóża pasma pagórków. Wzgórza te dzieliły Lilac od krainy, która w największej mierze należała do lorda Massièn – Suntherni. Tu, na południu kraju, pogoda była sprzyjająca wszelkim uprawom. Stąd właśnie lud Oleandry miał paszę dla koni, stąd sprowadzano pszenicę, żyto, czy jęczmień.
Za rozległymi polami wasala królowej rozciągała się przedziwna kraina Fregeux. Kraina pod władzą wasala lorda Athelona słynęła z najlepszych wojowników w całym Vertigè, jeśli nie na całym świecie. Żona lorda Athelona, według plotek, była równie męska jak on. To na jej polecenie założono najbardziej elitarną szkołę wojowników. Tych młodych, wyszkolonych chłopców ćwiczył osobiście lord Athelon i wybrani przez niego najwybitniejsi nauczyciele. A gdy rycerze osiągali odpowiedni wiek, lord Athelon nie wahał się, by wskoczyć na koń i ruszyć na przedzie w wir walki. Oleandra nigdy nie mogła wątpić w jego lojalność. Fregeux było także księstwem, które utrzymywało się z wyrobów zbrojeniowych, a w czasach pokoju wyrabiali z metali przedmioty codziennego użytku. Zielone krajobrazy Fregeux przecinały więc kominy i industrialne miasteczka i największe jezioro w Vertigè – Meriman.
Po drugiej stronie rozlewiska zaczynała się ziemia, nad którą władze sprawował lord Mercien. Jego rodzina miała jeden z najstarszych rodowodów, o jakim Oleandra kiedykolwiek słyszała. Przy swojej ostatniej rozmowie, zgodziła się przyjąć na swój dwór najmłodszą córkę lorda Mercien, by znaleźć jej dobry sojusz. Nie było to trudne ze względu na to, że dziewczyna z tak szanowanej i bogatej rodziny była rozchwytywana. W dodatku, nie odstraszała urodą. Już po kilku tygodniach młoda pannica cieszyła się wielkim zainteresowaniem adoratorów. Oleandra jednak nie spieszyła się – jak tłumaczyła, chciała, by lordowska córka znalazła sojusz idealny w podzięce za wieloletnie zasługi rodziny Mercien dla jej królestwa.
Lord Mercien był kochany przez ludzi w swoim księstwie. Był w sile fizycznej i umysłowej, chociaż siwizna przyprószyła jego skronie. Życie w północnym klimacie Nerthandu sprawiło, że zarówno on, jak i wszyscy jego krajanie, byli krzepcy, odporni na chłód i choroby, oraz bardzo silni. Na szalenie zielonych halach Nederthandu wypasano owce i barany, w przydomowych zagrodach szczęśliwie zajadały trawę liczne kozy oraz całe stada krów.
Oprócz hodowli, Nederthundanie zajmowali się również stocznią. Tu powstał najnowocześniejszy ścigacz w tej części świata – Oleander I. Jeszcze nim królowa objęła panowanie, lord Mercien zarządził, by nazwać statek imieniem władczyni. Miał przez to niemałe kłopoty, jednak nie dbał o to. Miał to być gest pamięci o prawowitej spadkobierczyni tronu.
Właśnie z powodów zaufania Oleandra rozdała cztery ziemię pomiędzy lordów po rebelii, jaka powstała kilkanaście miesięcy wcześniej. Resztę ziemi niczyjej zebrał lord Clandestine. To on stał na czele królewskiej rady. Oczywiście, przy obradach nie mogło zabraknąć Hala. Chociaż Oleandra rządziła Vertigè samodzielne, w rzeczywistości przyszły mąż miał prawo i obowiązek wspierać małżonkę. Zresztą, inaczej para nie planowała działać, jak właśnie we wspólnej komitywie.
Ostatnim z poruszonych przez lordów tematów był temat roszczeń królewskiej kuzynki, Sarabelli do tronu Vertigè.
- Pani, sytuacja na granicy nie przedstawia się za kolorowo. - podjął lord Massièn. - Lady Sarabella podnosi roszczenia coraz głośniej, ale pozostaje nieuchwytna jak cień.
- Dzięki wywiadowi wiemy, że król Davon miał ją na swych ziemiach, jednak udało się jej zbiec.
- Możliwe, by blefował i dał jej uciec? - zainteresował się Hal, jednak Clandestine rozwiał jego wątpliwości.
- Nie sądzę. Jego królestwo jest w trudnym położeniu: królowa choruje, a jeśli umrze Davon straci jej ziemie z wiana, których zrzekli się rodzice Oleandry na rzecz ówczesnej księżniczki, by zapewnić trzem królestwom pokój. Te same ziemie mogą posłużyć za bazę dla Sarabelli. Dla Davona będzie to tak samo bolesne, jak dla nas.
- Każdy, kto zapewni wiarygodną informację o miejscu pobytu Sarabelli dostanie sakwę srebra i złota z mojego skarbca. Lady Sarabella jest zdrajczynią stanu, zbiegiem i wrogiem królestwa Oleandry. Co za tym idzie, jest również wrogiem Ravell. Stanie przed sądem i zostanie osądzona. Chcę, by ta informacja dotarła do każdego zakątka mojego królestwa. - zarządził Hal, opierając podbródek na dłoni. Niedawna sprawa zdrady Sarabelli wciąż paliła męską dumę króla, jednak bardziej leżało mu na sercu dobro przyszłej żony.
- Każdy zaś kto będzie ukrywał Sarabellę traktowany będzie jak zdrajca. To również powinno dotrzeć do każdego wielmoża i parobka w obu krajach. - dodała Oleandra, wstając z miejsca. Była zdeterminowana i nie zamierzała ponosić żadnego ryzyka, jeśli chodziło o niebezpieczeństwo utraty korony. Rozejrzawszy się po swoich wasalach, kontynuowała:
- Chcę, by moje królestwo było przygotowane na atak. Grozi nam wojna, a ja nie zamierzam jej przegrać. Zacznijcie mobilizację i zbiórkę orędzia. Chcę mieć pewność, że Sarabella nie będzie miała nawet cienia szansy na zwycięstwo. Wyślijcie wieści do Harve Icarusa i sąsiednich władców. Niech wszyscy ambasadorowie przyłożą wszelkich starań do tego, by pozyskać w naszych sąsiadach sojuszników.
Podczas, gdy Oleandra rozmawiała z królewską Radą, Florence kończyła przygotowania do zabawy. Mało było jej po trzydniowych obchodach królewskiego wesela. Zorganizowała bal dla wszystkich swoich przyjaciółek.
Dzięki przychylności kuzyna, Florence miała do dyspozycji całe zachodnie skrzydło zamku wraz z mniejszą salą balową. Mniejsza oznaczało tylko tyle, że nie ma jednej trzeciej z ogromnej, głównej sali. Tutaj baronowa mogła wykazać się pełną fantazją.
Na bankiet zostały zaproszone również córki lady Sherine oraz córka lorda Mercien. Chociaż Sherine była niechętna, Maxime i Fiora w końcu udały się na bankiet w towarzystwie piastunki. Natomiast Rilla Mercien po raz pierwszy miała udać się na bal nie w eskorcie królowej lub jej świty. Aż drżała na samą myśl o tym wydarzeniu.
Florence przyciągała siedemnastoletnią Rillę jak magnes. Tamtego wieczoru szykowały się wspólnie do balu. Flo przygotowała dla młodej arystokratki perłowa suknię, która w kontraście z jej rudymi włosami, upiętymi w koczek, bogato zdobiony szlachetynymi kamieniami, podkreślała alabastrową skórę i dziewczęce kształty Rilli.
- Zostaw to. – Florence przegoniła służkę, która usiłowała zapudrować kilka piegów na nosie młodej arystokratki. Dziewczę przechyliło głowę, spoglądając na przyjaciółkę. Wszak do tej pory zawsze uważała te kilkanaści piegów na nosie za największy mankament swojej urody. Przez lata widziała, jak jej matka pieczołowicie zakrywała podobne niedoskonałości pod grubą warstwą pudru i specyfików ściąganych dla niej aż zza morza.
- Jak to? To przecież nieładne.
- Głupiaś. To bardzo zmysłowe. Wyróżnia cię od innych dziewczyn. Mężczyźni lubią zdobywać kobiety inne od wszystkich. To, że jesteśmy piękne wystarcza, ale takie znaki szczególne tylko podbijają twoją wartość w ich oczach. – Baronowa mówiła z taką pewnością, przeglądając się w lustrze nad ramieniem dziewczyny, że Rilla nie śmiała zaprzeczyć. W lawendowej sukni z peleryną w nieco ciemniejszym odcieniu, z włosami w misternym splocie i z głową przyozobioną diademem, Florence wyglądała niesamowicie. Nieosiągalnie. Rilla westchnęła, spoglądając w lustro na własne odbicie. Przyjrzała się nieco zadartemu noskowi, wystającym kościom policzkowym i wysokiemu, gładkiemu czołu. Nie była brzydka. Miała szare oczy, po ojcu i dosyć wydatne usta. Wciąż nie zdawała sobie sprawy, że ze swoimi ognistymi włosami i chłodnym spojrzeniem może złamać każde męskie serce. Florence wiedziała o tym doskonale. Ucałowała policzek przyjaciółki, zapinając na jej szczupłej szyi naszyjnik ze szmaragdowym wisiorem. Był niewielki, ale przyciągał wzrok w okolice dekoltu arystokratyki.
- Jesteś piękna, moja maleńka.
Wkrótce do komnaty zajrzała Fiora, informując damy, ze goście zaczynają się zbierać. To był znak. Młoda baronowa nigdy nie pojawiłaby się na balu za wcześnie. Ani za późno. To tłumaczyła Rilli i Fiorze, gdy docierały pod salę balową. Pod samymi drzwiami dziewczęta zatrzymały się, zobaczywszy grupę młodzieńców. Wśród nich Florence rozpoznała śniadego Harve Icarusa oraz nonszalancko opartego o kolumnę Edama.
- A cóż wy tu robicie? – spytała zaczepnie.
- Uznaliśmy, że nie zaprosiłaś nas na bal pełen panien na wydaniu tylko przez przypadek, pajączku. – Edam nachylił się do dłoni Flo, ucałowawszy ją. Ta prychnęła z irytacją, słysząc znienawidzony przydomek i zadarła nos, potrząsając ciemnymi lokami.
- Skoro zaproszenia nie dotarły, nie powinno was tu być.
- Wychowanie nie jest waszą mocną cechą. – Rilla przyglądała się mężczyznom nieco z boku, jednak uznała, że tropem przyjaciółki, dobrze będzie się z nimi podroczyć. Jej próby wywołały zaledwie wybuch wesołego śmiechu. Nie wiedziała, że Edam i jego kompanii to najmniej frasobliwa ekipa wśród całego dworu. Zawstydziło to młodą arystokratkę tak, że jej policzki zapłonęły pąsem. Szybko sytuację uratował Harve Icarus, który ukłoniwszy się Rilli podał jej dłoń.
- Jeśli wprowadzisz mnie na bal, moja pani... ja pokażę, że mam wychowanie. – Szukanie odpowiedniego słowa, nieco niedzisiejsza odmiana zdań i agramatyzmy miały swój urok w pełnych ustach zagranicznego dyplomaty. Rilla zasłoniła oczy firaną długich rzęs, nie wiedząc jak zareagować. Icarus zerknął ukradkiem na Florence. Ta przewróciła oczami, i odtrąciwszy dłoń Edama, weszła do środka.
Orkiestra grała już kilka godzin. Chociaż kompanów Edama nie było wielu, żadna dama nie czuła się przez nich pominięta. Nawet mała Maxime, pod czujnym okiem piastunki, zatańczyła z sir Bringthornem. Wkrótce na dziewczynkę, jak i jej niewiele starsze koleżanki, nadszedł czas snu. Na sali zostali tylko starsi młodzieńcy i dziewczęta w bardziej odpowiednim wieku. Najmłodszą była Fiora i Rilla. Nie widziały one nigdy takiej zabawy, w jaką zmieniła się ta organizowana przez Florence.
Wina wciąż przybywało, chociaż wydawało się, że damy i młodzieńcy są coraz weselsi i powinno być go mniej. To jakby magicznie wciąż pojawiało się na stołach. Panny z ukontentowaniem uciekały przez chłopcami, piszcząc przy tym rozkosznie. Niektóre natomiast chowały się za filarami, dając się odszukać spragnionym przygody młodzieńcom.
Sama Florence wydawała się doskonale bawić odsyłaniem kolejnych adoratorów.
- Nie powinnaś być bardziej otwarta? Twoja żałoba już dawno się skończyła. Można by oczekiwać, że wkrótce wyjdziesz ponownie za mąż. – Zagaił Harve Icarus, obejmując rozweseloną panienkę Mercien. Dziewczyna chyba miała dość, bo wydawało się, że zasnęła na ramieniu Icarusa. Gestem rozkazał służącemu, by dolał wina jemu i Florence. Baronowa wzruszyła ramionami, unosząc pełny znów kielich w górę.
- Raz wyszłam za mąż zgodnie z wolą mojej rodziny. Mam w posiadaniu majątek, który wystarczy mi, by przebierać w mężczyznach. Zamierzam więc cieszyć się młodością. A skąd ty wiesz takie rzeczy, panie?
- Jestem dyplomatą, moim zawodem jest wojaczka. Więc w czasie pokoju moim ulubionym zajęciem jest wysyłanie szpiegów do mniej...ważących przeszpiegów.
- Ty więc jesteś tym słynnym Harve Icarusem, posiadaczem armii najemników? Reprezentantem największej, niezależnej siły? Królem bez ziemi?
- Dokładnie, pani.
- Zaprosisz mnie kiedyś do tańca? Nudzę się. – Po chwili Florence rzeczywiście wyglądała jakby umierała z nudów.
Rzeczony taniec przerwało nagłe pojawienie się Hala i Oleandry. Królewska para przetoczyła wzrokiem po zdemoralizowanej młodzieży, wydając się przerażona widokiem, który zastali. Hal nakazał orkiestrze przestać grać i zagrzmiał, rozganiając podchmielone towarzystwo. Przywołał do siebie Edama, wypytując jak to wszystko możliwe.
- Przyjacielu, po tylu latach, naprawdę mógłbyś zmądrzeć. Rozgoń to towarzystwo. Przecież tu są dzieci. – Nie chcąc słuchać tłumaczeń przyjaciela, Hal odciągnął na bok kuzynkę.
- Och, Halu, nie bądź taki oschły. – Florence uśmiechnęła się jak aniołek, który wypił o dzban wina za dużo, gdy król rugał ją za bezmyślność i demoralizację młodzieży.
- Koniec pobłażania twoim wybrykom. Myślałem, że małżeństwo doda ci trochę rozumu, ale widzę, że jesteś wciąż głupiutka jak szczeniak. Zapraszam do komnaty. Edamie. – król przywołał przyjaciela, nie wiedząc jaką przyjemność mu sprawia powierzając arystokracie opiekę nad kuzynką. A może wiedział, i dlatego tak postąpić?
Tymczasem królowa próbowała doprowadzić do porządku Fiorę i Rillę. Obie panienki były upite i poczochrane. Zabawa dała im się we znaki zdecydowanie nieprzystojnie. Sherine ją rozszarpie. I jakiż to pokaz opieki nad córką lorda Mercien? Powinna przełożyć tą rozpuszczoną Florence przez kolano i spuścić jej manto.
- Idziemy. – Król i królowa, z pomocą służby, odprowadzili dziewczęta do jednej z komnat gościnnych by tam otrzeźwiały nim wrócą do rodziców. Wszak to wstyd, by dziewczyny doprowadziły się do takiego stanu. Jednak Hal uznał, że nadchodzący ranek będzie wystarczająco dużą karą dla wszystkich uczestników zabawy. Oleandra nawet na to przystała. Jednak rankiem zorganizowała przegląd stajni. Konie prychały i raźno rżały pod oknami balowiczów, a koniuszy głośno przekrzykiwali się ku niemej uciesze władców.
Bardzo się cieszę, że wreszcie dodałaś rozdział;)
OdpowiedzUsuńPodobała mi się ta scena między Halem i Oleandrą. Bardzo realistycznie przekazałaś ich uczucia, tęsknotę i potrzebę bycia razem, blisko. Poza tym podobało mi się też to, co powiedział Hal - że może poczekać. Pokazał, że szanuje narzeczoną, a to stawia go w bardzo dobrym świetle. Mądrze powiedział, że po ślubie co noc będzie jego, więc może jeszcze trochę poczekać. To było świetne zdanie <3
Czy mi się wydaje, czy Edam zauroczył się we Flo? W sumie szkoda, bo lubię tego faceta, a ta dziewczyna to chyba taki diabeł w ładnym opakowaniu. Mam wrażenie, że ona niedługo bardzo namiesza i pokaże pazurki. Przypomina mi taką żmiję, która tylko czeka żeby gdzieś wpuścić swój jad. I boję się, żeby tego nie zrobiła przy użyciu Edama. Poza tym wydaje mi się, że jakaś wojna wisi w powietrzu i dlatego dodatkowo niepokoi mnie pojawienie się tej Flo. Poza tym, to że pozwoliła pić tym dzieciom już było poniżej krytyki;/ No hallo, ta impreza wyglądała trochę jak w jakimś barze, a nie na dworze królewskim xD
Bardzo podobał mi się ten rozdział, jeszcze raz powiem, że cieszę się z twojego powrotu no i mam nadzieję, że teraz będą się pojawiały w miarę regularnie! ;*
Zazwyczaj byłam niedobrą autorką i zdarzało mi się porzucać opowiadania. Wiem, wiem, wstyd. Ale tym razem dostałam nagłego kopa weny i oto jestem ;)
UsuńBardzo cieszę się, że relacje między królem i królową jednak wychodzą mi w miarę realistycznie. Trochę bałam się, że kiedy w końcu będą mogli być razem, wyjdzie to kiepsko. Bardzo mnie pocieszyłaś. Wiesz, Hal to mądry facet, myślę, że wie co mówi o tej każdej nocy xD.
Edam znał Flo od dziecka, ale nie widział jej wiele lat, kiedy wyjechała szukać męża, a potem, gdy była panią baronową, on tułał się po wojnach, dlatego też ich ponowne spotkanie zrobiło na Edamie takie wrażenie. No wiesz, Florence jest przykładem brzydkiego kaczątka.
Masz dobre wyczucie, coś wisi w powietrzu i wcale nie będzie przyjemnie. Ciekawa jestem, czy rozszyfrujesz nim opublikuję rozwiązanie zagadki, co mi się uroiło w głowie ;D. No i przede wszystkim, czy Ci się to spodoba.
Haha, tak, ta impreza może rzeczywiście wymknęła mi się spod kontroli. Ale wiesz, wydaje mi się, że nie wszystko było tak szlachetne w przeszłości, jak nam się wydaje z podręczników do historii ;)
Postaram się dodawać raz na dwa tygodnie, może czasem, jak mnie poniesie wena, to częściej, ale obiecuję, że nie zniknę.
Pozdrawiam ;*
Zaległe rozdziały przeczytałam już dwa dni temu, ale dopiero teraz znajduję czas na komentarz. Wybacz.
OdpowiedzUsuńKurczę, dzieje się. Bardzo lubię to, jak wprowadzasz nowe postaci. Wyłaniają się z fabularnej mgły z prawdziwą gracją. :D
Nie lubię tej Florence. Widać wyraźnie, że jest postacią, która pojawia się tylko po to, by zrobić jakiś dym. Jakby mało było Elisy. Zastanawiam się, czy nie będzie w jakiś sposób powiązana z Sarabellą - wiesz, jako taki spieg-mąciwoda, który ma osłabić parę królewską i zarazem rozwalić sojusz pomiędzy państwami.
I tak jeszcze myślę... a gdyby Oleandra zaszła teraz w ciążę? Przed ślubem? Skandal, panie tego! Gotowa pożywka dla żmijowatej Flo... ale to tylko jakieś moje wymysły. Czekam na oficjalną, odautorską wersję, bo naprawdę ciekawi mnie, jakie kłody rzucisz pod nogi naszym bohaterom. :D
A teraz korekta obywatelska (i wszyscy skaczą pod niebiosa ze szczęścia):
- - Co do diabła...? – syknął Hal, patrząc na przyjaciela, jakby ten postradał zmysły. Nie minęła nawet chwila, gdy Hal zorientował się, co Edam miał na myśli. - powtórzenie imienia.
- Hal ujął siostrę w ramiona, ściskając ją niczym oszołomiony. - "niczym oszołomiony"? :D Bez tego "niczym" byłoby lepiej.
- Jego usta po raz kolejny zasmakowały smaku jej warg, by po chwili dodać: - po pierwsze „zasmakowały smaku”. Smak zawsze zasmakujemy, bo nie można zasmakować zapachu. No chyba, że to coś bardzo apetycznego... ale to inna sytuacja.
Druga sprawa - ze zdania wychodzi, że to wargi lub usta mówiły dalej. Niby to biologicznie jest uzasadnione, bo mówimy ustami, ale... no nie mogę uwolnić się od wizji takich fruwających w powietrzu warg obdarzonych samoświadomością. XD
Doradziłabym rozdzielenie tych dwóch fragmentów. O tak: „(...) zasmakowały jej warg. Po chwili dodał”. „Jeszcze raz zakosztował jej warg, po czym dodał:”
- jednak nie miała okazji porozmawiać z radą swoich doradców od dawna. - "rada swoich doradców" brzmi jak jakiś oddzielny byt. XD Sugerowałabym po prostu "nie miała okazji porozmawiać ze swoimi doradcami".
- Stąd właśnie lud Oleandry miał paszę dla koni - tu wszystko jest poprawnie, ale... w pierwszej chwili nie zauważyłam tego „dla koni” i wyszło mi, że lud Oleandry spożywa paszę. XD
- - Grozi nam wojna, a ja nie zamierzam jej przegrać. Zacznijcie mobilizację i zbiórkę orędzia. - zgaduję, że chodziło o oręż, jednakowoż... zbiórka orędzia mnie zaintrygowała. To jakieś... łapanie słów prezydentów, premierów i papieży? Hej, w sumie to ma sens! :D
- Mniejsza oznaczało tylko tyle, że nie ma jednej trzeciej z ogromnej, głównej sali. - słowo "mniejsza" wrzuciłabym w cudzysłów.
-- Wychowanie nie jest waszą mocną cechą. - "mocną stroną" chyba byłoby lepiej.
Coś jeszcze rzuciło mi się w oczy, ale nie pamiętam już, co. To nie była jakaś wielka sprawa, ot, jakiś detal historyczny, bardziej w ramach ciekawostki... kurczę. No nic, może jeszcze sobie przypomnę.
Mam nadzieję, że moje marudzenie Ci nie przeszkadza. Wiesz, że nie robię tego złośliwe, prawda?
Uściski i pozdrowienia,
Valakiria
Legendy Verionu: Iskra
Legendy Verionu
WIEM! Przypomniałam sobie! Chodziło mi o "ścigacz".
UsuńNie jestem znawcą żeglarstwa, ale nie kojarzę takiego typu statku. Wiem natomiast, że są takie motocykle... ale to chyba nie o to chodzi. :D
Anyway, rozumiem, jaka była koncepcja. Miałaś na myśli statek lekki, szybki i zwrotny, taki "łapacz wiatru", prawda? Trochę nad tym dumałam, zatrudniłam też mojego chłopaka, który bardzo lubi tematykę marinistyczną i trochę czytał o różnych typach statków (wow, wow, risercz taki wielki) i razem staraliśmy się coś wymyślić.
Cały problem polegał na tym, że nie wiedzieliśmy, do jakich czasów można porównać "Crown's Jewel", co znacznie utrudnia sprawę. W informacji piszesz coś o serialu „Regin”, więc na podstawie tego pozwoliłam sobie uznać, że inspirujemy się XVI wiekiem (Maria Stuart zmarła w 1587 roku). W tamtych czasach produkowano kilka różnych typów statków (zobacz sobie tu: https://www.wolfson.ox.ac.uk/~ben/meagher.htm ), jednak rodzajami najgodniejszymi prawie-koronowanej-głowy jest bez wątpienia galeon, ewentualnie karaka albo karawela. Te wszystkie typy są jednak duże, majestatyczne i - co tu dużo mówić - dosyć powolne. Trochę jak lwy. :D
W każdym razie, raczej mamy do dyspozycji albo statki lekkie i szybkie, albo godne królowej, a więc "z pompą".
Myślałam troszkę, jak mogłabyś to obejść (jeżeli oczywiście chciałabyś coś z tym zrobić, bo równie dobrze możesz nie brać pod uwagę mojego marudzenia :D) i chyba jedyne wyjście to "patent literacki". Po prostu twórz nowy gatunek statku, pisząc o "produkowanym tylko tam rodzaju galeonu, wyjątkowo szybkim i zwrotnym, a przy tym nie tracącym nic ze swojej królewskiej godności".
No, to byłoby na tyle. Przepraszam za czepliwość. ^^'
Ponownie przesyłam uściski i pozdrowienia,
V.
Jezu w niebiosach, jak ja tęskniłam za Twoimi komentarzami. Popłakałam się. I to nie z powodu wytykania mi błędów. Z powodu własnej głupoty i Twoich wizji wobec moich bohaterów.
UsuńNa tą chwilę: lewitujące usta i jedzący paszę kmiotkowie są moimi faworytami. Muszę wyglądać jak opętana, płacząc ze śmiechu przed ekranem, ale co ja poradzę? Widzę całą wioskę, która schyla się do wielkiej, drewnianej "wanny" z paszą XD.
Podziwiam, że chciało Ci się szukać tego wszystkiego. Zawsze dobrze się doszkolić. Więc... dzięki wielkie!
Faktem jest, że rzeczywiście moje czasy, chociaż są kompletnie wymyślone i dalekie od Francji, Anglii i naszych historycznych potęg, są zgoła podobne do historycznych uwarunkowań Reign. Albo przynajmniej tak sobie to wyobrażam. Jeśli chodzi o statek, to rzeczywiście, miałam na myśli te szybkie takie cosie, jak mówisz, galeony, które miałby być nowym wynalazkiem na tamte czasy. No i ze względu na innowatorski charakter statku miał być nazwany na cześć królowej. Tak sobie to wyobrażałam, ale prawdopodobnie, jak zwykle - głowa wyprzedzała palce i nie opisałam tego wystarczająco dobrze.
A co do fabuły...
Kochanie, tu wszystko jest przemyślane. Tylko zastanawiam się, czy ktoś przetrwa moje trzęsienie ziemi ;>
Dziękuję za wywołanie śmiechu w bardzo, bardzo kiepskim dniu.
Za to całuję i ściskam!
candlestick
Awwww, stop it, you :3
UsuńMiło wiedzieć, że ktoś tęskni za mną i moim czepialstwem. Zawsze bardzo ostrożnie wytykam błędy,bo już raz spotkał mnie srogi diss za to, że ośmieliłam się powiedzieć coś złego. Trochę mi było smutno... ale tylko trochę.
Cieszę się, że moje kwasowe wizje poprawiły Ci nastrój i doprowadziły do śmiechu - a nawet tych fajniejszych łez. Nie wiedziałam, że potrafię być śmieszna... to znaczy potrafię, ale w inny sposób, ten mniej sympatyczny.
Nieważne zresztą, kogo to obchodzi. XD
A z tym trzęsieniem ziemi - chcesz pozabijać bohaterów czy czytelników? :D
Uważaj sobie, bo zaraz zrobi Ci się front oburzonych, broniących ulubionych postaci.
(Ale Flo możesz spokojnie udusić, kupię Ci za to czekoladę).
Pozdrawiam i życzę dużo uśmiechu,
V.
Po prostu, widzę, że rzeczywiście czytasz i poświęcasz chociaż chwilkę na moje wypociny. A to bardzo miłe. Szczególnie, kiedy można się zdrowo pośmiać z własnych błędów. To dobrze, że nie było Ci smutno za długo, bo jak ktoś uważa się za tak doskonałego autora, że nie masz prawa wytknąć mu kilku niedoróbek no to cóż, nie ma sensu burzyć mu jego małego, idealnego światka, nie? ;>
UsuńJak najbardziej. Za każdym razem jak czytam Twoje korekty, to się uśmieję, ale przy moim dzisiejszym kiepskim humorze i irytacji, wyszło to wyjątkowo zabawnie. Zeszło ze mnie ciśnienie. Dzięki xD.
A śmieszna w zły sposób to ja jestem wiecznie. Aż przestałam walczyć z naturalnym kolorem włosów, bo zawsze mam wymówkę na moje gafy. Szczególnie za kółkiem :D
Haha, czytelników to może nie chciałabym zabijać, bo lubię swoją wolność. A zabijanie bohaterów nie jest karalne... JESZCZE XD.
I tak, jestem gotowa na lożę oburzonych. Przyjmę to na klatę ;P
Dam Flo jeszcze szansę na spełnienie swojej "roli", jaką dla niej przygotowałam.
Pozdrowienia.
Ach, no i PS. Pozdrów chłopaka za zaangażowanie w poszukiwania informacji o statkach. Podziwiam zapał ;D